piątek, 18 listopada 2016

Rozdział VIII



Uwaga Miiko sprawiła, że zdałam sobie sprawę z tego, że to, co zrobiłam było dość dziecinne. Chociaż poskutkowało… Przydałoby się jakoś pogodzić z Ezarelem. Zaczęły mnie gryźć wyrzuty sumienia, w końcu zniszczyłam mu ubranie… Z tak brudnej podłogi raczej już się nie doczyści…
Przygryzłam wargę. Dostałam od Miiko trochę pieniędzy na początek… Mogę sobie coś kupić… Ale najpierw…
Poszłam w stronę spiżarni. Nikogo tu nie było. Wzięłam trochę miodu i mleka, po chwili namysłu wzięłam też mąkę, jajka, cukier, margarynę, kakao… i parę innych rzeczy. Nie znalazłam nigdzie olejków, ale i bez nich mogę się obyć.
Weszłam do kuchni, była pusta. Zajęłam się pieczeniem, szybko znalazłam piekarnik i formy. Ciężko mi było utrzeć samej ciasto, stół był dość wysoki, więc musiałam pomóc sobie krzesłem. Kiedy już myślałam, że nie dam rady, jakaś postać weszła do kuchni
- CO TU SIĘ WYPRAWIA?! – Zagrzmiał na mnie jakiś wielki typ. Wyglądał trochę jak.. Em… Jak Mery, tylko dużo, dużo brzydszy… W sumie to przypominał jakąś hybrydę człowieka i kozy.
- Gotuję.
- Kto Ci tu pozwolił wleźć?!
- Nikt mi nie zabronił…. To weszłam. Ty tu jesteś szefem kuchni?
- Tak, a co?!
- Wspaniale, przydasz się! Chodź, pomożesz mi utrzeć ciasto!
- Nie mam czasu na takie..
- NATYCHMIAST! – Warknęłam. – Nie widzisz, że masz tutaj damę w potrzebie?! Rusz te kopyta i pomóż mi z tym!
Przez chwilę był w takim szoku, że nawet podszedł
- Wiesz w ogóle co robisz? Umiesz niby gotować? – Prychnął. – Nie znam Cię, nowa jesteś?! To ludzkie jedzenie, pewnie nigdy takiego nie widziałaś!
- Jestem człowiekiem. – Mruknęłam.- A przynajmniej tak myślałam do wczoraj! Pomożesz mi czy nie!?
- I tak nic z tego Ci nie wyjdzie… - Spojrzał na moje ciasto – To tylko jakaś papka!
Mimo wszystko pomógł. Powiedziałam mu co ma robić, nie był zachwycony i co chwila zwracał mi uwagę, że marnuję jedzenie, a z tego i tak nic nie wyjdzie. Mimo wszystko wyszło. Satyr Karuto, jak się później dowiedziałam, starał się ukryć zdziwienie. Ukroiłam mu kawałek, gdy już babka ostygła na tyle, by móc ją zjeść. Przeżuwał przez chwilę w ciszy.
- Nie jest taka najgorsza… Choć wiele jej brakuje, chyba kiepsko Ci to idzie. – Wziął jednak kolejny gryz. – Użyłaś tego czarnego proszku? Dziwne, zawsze był gorzki.
- To kakao. Najlepiej smakuje, jak weźmiesz łyżeczkę „tego proszku” dodasz dwie łyżeczki cukru i zalejesz ciepłym mlekiem. To trochę jak… jak kawa. Ale nadaje się też do ciast.
- Dobrze, więc, zabieraj mi to stąd teraz. – Warknął na mnie. Uśmiechnęłam się tylko. Z jakichś powodów lubię tego gościa…
Wzięłam ciasto, całą blachę, po czym pokroiłam na kawałki. Nałożyłam dwa na talerzyk i wzięłam szklankę ciepłego mleka z miodem. Poszłam w stronę mojego pokoju. Słyszałam tam głosy, lecz szybko ucichły, prawdopodobnie usłyszeli, że idę. Za zakrętem zobaczyłam Miiko i Ezarela, stali przed moim pokojem.
- Co? Panienka przyszła sprawdzić, czy się nie lenię…? – Prychnął. – Nie martw się, już wracam do roboty! – Odwrócił się, Miiko chciała coś powiedzieć, ale ją uprzedziłam.
- Ez, poczekaj! Przyniosłam Ci poczęstunek, no wiesz… Nie powinno się pracować o pustym żołądku.
- Nie dzięki, już jadłem!
- Ezarel…! – Miiko spojrzała na niego wzrokiem wściekłego bazyliszka.
- Mam mleko z miodem…. I ciasto…
- Mleko z miodem? – Ezarel odwrócił się nagle w moją stronę
- Zaraz, jakie ciasto? – Miiko spojrzała na mnie – Skąd je masz?
- Upiekłam.
- Skąd wzięłaś składniki? – Były w spiżarni.
- I wzięłaś je?
- Nie mogłam….?
- Posłuchaj, jedzenie jest tutaj wydzielane, nie wolno przywłaszczać sobie wszystkiego!
Ezarel zaśmiał się, widocznie spodobało mu się, że dostało mi się od Miiko.
- Nie przywłaszczyłam! Zrobiłam dla wszystkich! Dla Ciebie też, ale skoro nie chcesz…
- Zaraz… - Miałam wrażenie, że oczy Miiko zabłysły. Spojrzała na ciasto. – Jest dobre…? Znaczy… Umiesz robić takie rzeczy? Zwykle gotuje u nas Karuto..
- Umiem piec i gotować. Mój dziadek miał piekarnię, wiele mnie nauczył, a moja mama zawsze mówiła, że kobieta powinna umieć gotować.
Miiko walczyła chwilę ze sobą.
- Ez, spróbuj!
- Mam być królikiem doświadczalnym?! – Ale Miiko spojrzała na niego srogo. Z wielkim, wręcz aktorskim obrzydzeniem na twarzy wziął kawałek do ust. Prawdopodobnie chciał odegrać coś w stylu scenki otrucia… Ale mu nie wyszło. Zamiast tego wykrzyknął tylko. – Jakie to… Dobre! Co to jest? Jest słodkie!
- I idealnie pasuje do mleka z miodeeeem… - Powiedziałam słodko. Patrzyliśmy chwilę na siebie.
- Wiesz… Chyba jednak zrobię Ci ładny pokój… - I… wszedł do mojego pokoju zamykając za sobą drzwi.
- Nie planował zrobić mi ładnego pokoju? – Zwróciłam się do Miiko.
- Po tym wszystkim… Powiedzmy, że uznał, że lubisz kąpiele błotne… I słomę.
- Nie jestem świnią… - Obruszyłam się. Miiko wpatrywała się we mnie.
- Na co czekasz? Przynieś mi tego ciasta!
Ciasto zrobiło furorę w całej straży Eel. Miiko zjadła aż trzy kawałki ustalając, że raz w tygodniu zrobię jakieś dla całej straży. W sumie spodobał mi się ten pomysł, nareszcie czułam się potrzebna. Babki starczyło na szczęście dla wszystkich, nawet dla mnie. Karuto wydzielił kawałek każdemu. Okazało się, że nigdy wcześniej nie jedli ciast, dlatego mój „wynalazek” stał się numerem jeden w ostatnich plotkach. Oczywiście Eldarya miała swoje książki kucharskie, ale niestety większość z nich została stracona dawno, dawno temu. Zapisałam przepis dla Karuto. Udawał, że go to nie obchodzi, ale miałam wrażenie, że jest zadowolony.
Poszłam jeszcze na targowisko i kupiłam parę rzeczy. Będzie mnie czekało trochę pracy, ale mam nadzieję, że będzie warto. Zaraz po tym wróciłam do swojego pokoju. Drzwi były zamknięte, więc zapukałam.
- O, idealnie, właśnie skończyłem. – Ezarel otworzył mi drzwi. Efekt zaparł mi dech w piersiach
- Oh… -Powiedziałam w końcu – Jaki śliczny… Nie myślałam, że aż tak się postarasz…
- Zawsze robię wszystko porządnie – Obruszył się.
Uśmiechnęłam się nieco. Pokój miał śliczne kolory. Delikatny róż, brąz i sporo zieleni. Był nawet zegar, umywalka i łóżeczko dla Serafiny.
- Masz dużo szaf na swoje babskie ciuchy. No i Twój Plumobec powinien się zmieścić w tym łóżku nawet jak urośnie.
Spojrzałam w dół.
- Trawa… Chciałabym móc ją zobaczyć…
- Przecież widziałaś już trawę – Ezarel zaśmiał się – Ktoś tu się chyba nie wyspał.
- Co? – Spojrzałam na niego szczerze zdziwiona. – Nic nie mówiłam
- Przed chwilą mówiłaś, że chciałabyś zobaczyć trawę
- Takie wielkie uszy, a się przesłyszał. – Zakpiłam sobie lekko.
- A, właśnie… Otworzył jedną z szafek. – tu masz ścierki do podłogi, ściereczki, gąbki i środki czystości. Wara. Od. Moich. Rzeczy.
Wyszedł. Cóż, chyba pogodzenie się nie do końca wyszło.
Serafina wróciła. Miała coś w pysku, coś, co się wiło i szarpało..
- Mysz z różą na ogonie?! SERAFINO, WYPLUJ JĄ!!!
Wzięłam myszkę na ręce. Wyglądała na wystraszoną, porządnie wystraszoną, ale na szczęście na żywą, całą i zdrową…  Wyciągnęłam z nowo zakupionych rzeczy mój „pas alchemika”. Kieszonka w nim zamieszczona wydawała się teraz wprost idealna. Włożyłam jeszcze trzęsącą się mysz do środka i wyszłam z pokoju. Serafina, choć wciąż niezadowolona ze zbesztania, od razu wskoczyła na swoje posłanie.
- Chodź, mała, poszukamy Twojego właściciela…
- Szukasz kogoś?
- Oh, część Kero. Serafina przyniosła mi dzisiaj mysz, szukam jej właściciela.
- Mysz? – Pokazałam mu stworzonko w moim pasku. – Oh, to Floppy! Uciekła dzisiaj rano, idź do Valkyona, na pewno się ucieszy, że się znalazła.
- To jest chowaniec VALKYONA?!
- Aż tak Cię to dziwi?
- No… trochę. Powiedzmy, że spodziewałam się jakiegoś… Um… Większego…
- Haha, rozumiem. Idź już, Valkyon na pewno się martwi.
Poszłam do pokoju z głową niedźwiedzia nad drzwiami, tak, jak poinstruował mnie Kero. Zapukałam kilka razy.
- Wybacz, Gardienne. – Valkyon uchylił mi drzwi, wyglądał dość blado. – Jestem teraz zajęty.
- Ah, rozumiem… Powinnam się zająć Floppy aż skończysz?
- Co!? – Od razu wyszedł z pokoju, a mała myszka wystrzeliła z mojego pasa wprost w jego ręce. – Floppy… Gdzie ją znalazłaś?!
- Serafina mi ją przyniosła… Bardzo Cię za to przepraszam, już ją zbeształam!
- Nie przejmuj się, myślę, że nie chciała jej zrobić krzywdy… - Pogładził delikatnie myszkę.
- Nie spodziewałam się, że będziesz mieć tak… Pięknego chowańca.
- Prawda? Jest naprawdę piękna, wszystko przez jej długie wąsiki. Nie boisz się myszy?
- Haha, nie…
- W zasadzie jestem trochę zdziwiony…
Spojrzałam na niego pytająco
- Twój plumobec.. Ma dziób, ma pióra… A jego ogon wygląda jak u gada…
- Ma mile futerko… Poza tym, wiesz, jak to mówią, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie!
- Więc jesteśmy przyjaciółmi. – Uśmiechnął się do mnie lekko.
- Nie rozumiem…
- Potrzebowałem pomocy w znalezieniu Floppy, a ty mi ją przyniosłaś. Jestem do niej bardzo przywiązany. Kiedy przestraszył ją dzisiaj chowaniec Leiftana bałem się, że już jej nie znajdę…
- Rozumiem… - Ciekawiło mnie, jakiego chowańca ma Leiftan, ale wolałam nie pytać. Valkyon wydawał się już zmęczony tą rozmową. Chociaż zdawało się, że o Floppy może rozmawiać godzinami… Ostatecznie opowiedział mi o jej drzemkach, podwieczorku, o tym, że podzielił się z nią ciastem, które zrobiłam, że kupił jej niedawno nowy kocyk i zapytał, czy nie chciałabym jej nakarmić. Dał mi kilka trujących biedronek. Floppy bardzo smakowały. Wzięłam jedną do ust.
- G-gardienne! – Spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem.
- HmN?
- Nie powinnaś ich jeść, są trujące!
Szybko ją wyplułam
- Wprawdzie dawka trucizny nie jest zbyt duża, ale..
- Floppy może je jeść?
- Tak, nie szkodzą jej… nie rozumiem, skąd te Twoje zamiłowanie do jedzenia owadów…
- Sama nie wiem, ale… Jedzenie chowańców bardzo mi smakuje. Szczególnie eskimo. Są jak lody waniliowe!
- Jadłaś je?! Oh..
- Jadłam też cukrową chmurę i parę pączków bambusa… I nie wiem, czemu wam nie smakują, dla mnie każde z nich przypomina mi jakieś jedzenie z domu.
- Wiesz, są faery, które jedzą takie rzeczy… Myślę, że to dobry trop do znalezienia kim jesteś, ale… Ale to trochę nie ma sensu.
- To znaczy?
- Myślę, że nie jestem zbyt dobrą osobą, by Ci to tłumaczyć.. Powinnaś zapytać Kero albo Ykhar.
- Rozumiem…
Nastała niezręczna cisza.
- To… Ja już pójdę.
- Dobrze. Dziękuję za znalezienie Floppy.
- Nie ma za co.
Poszłam w stronę biblioteki. Muszę pogadać z Kero.

2 komentarze:

  1. Super sie czytalo <3 Wez pogodz sie z Eziem, zeby tej jego szmaty nie wypominal xDDD Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawi mnie jakby wyglądał pokój Gardzi ze słomą i błotem :D
    Może coś w stylu polskiej obory XD
    Czekam na next i życzę weny :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń