Wolałabym, żeby czytały to osoby 16+...
Moja ręka uderzyła o policzek
Miiko zanim zdążyłam w ogóle pomyśleć o tym, co robię. Ale zasłużyła na to,
wiem, że zasłużyła. Wpatrywałyśmy się w siebie przez chwilę.
- Wynoś się. – Wycedziła przez
zęby.
- Oh, uwierz mi, że zamierzam! –
Syknęłam na nią. Ruszyłam w stronę swojego pokoju.
- Chyba się nie zrozumiałyśmy.
Wynoś się. Natychmiast! – Krzyk Miiko rozniósł się echem po sali.
Złączyłam wargi, wiedziałam, że
nie mam już tutaj niczego. Z resztą ani tutaj, ani na ziemi. Odwróciłam się na
pięcie i pobiegłam szybko w stronę wyjścia. Musiałam biec, żeby Miiko nie
zobaczyła moich łez. Przebiegłam przez schronisko, aż po kiosk centralny. Tam
dopiero stanęłam, żeby ochłonąć i złapać oddech. Nie mogłam jeszcze pozwolić
sobie na łzy, choć te i tak ściekały mi po policzkach. Tego już dla mnie za
dużo, tego już dla mnie za wiele.
Zobaczyłam Ykhar idącą od strony
bramy. Ukryłam się szybko przy fontannie, na szczęście mnie nie zauważyła.
Pobiegłam w stronę bramy, nikogo nie było. Zatrzymałam się na chwilę, wzięłam
głęboki oddech i… Wyszłam.
~*~
- Widziałaś Gardienne?! - Ykhar stanęła wystraszona, nikt na nią tak
nie naskakiwał, a już na pewno nie Miiko z Ezarelem w duecie.
- N-nie… - Odpowiedziała szybko,
głos trząsł jej się nawet bardziej, niż nogi. – Zrobiła coś…? – Oczy Małej
Brownie spoczęły na policzku swojej szefowej z widocznym śladem dłoni.
- Powiedzmy, że… Musiałam podjąć
decyzję, której nie akceptowała… - Miiko próbowała się uspokoić, ale widać, że
emocje wprost się w niej gotowały.
- Miiko trochę poniosło i kazała
Gardienne opuścić straż…
- Ale…?! Przecież ona tam nie
przeżyje!
- Wiemy!! – Odpowiedzieli jednocześnie.
Miiko wściekła, ale także jakby zmartwiona. Widocznie rozumiała złość swojej
ludzkiej podopiecznej, tylko emocje na chwilę wzięły w niej górę.
Ezarel złapał się za głowę. Przed
chwilą opowiedział Miiko, co zrobił, ta chyba dzięki temu zrozumiała także
złość Gardienne. Nie miała jednak prawa krytykować teraz Ezarela za wybór
metody. Sama kazała mu podać eliksir za wszelką cenę.
- Musimy ją znaleźć, szybko!
Ykhar, biegnij po resztę, Leiftan też się przyda, no, leć!
~*~
Nadchodził już wieczór, robiło
się zimno. Tutaj spotkałam z Ezarelem Ponuraka po raz pierwszy. Uratowaliśmy
małego Kappę, a Ezarel nie chciał go nieść, bo ten cuchnął jak stara kapusta.
Normalnie na to wspomnienie uśmiechnęłabym się. Tym razem tak nie było. Ezarel,
któremu zaczynałam już ufać, Ezarel, który zawsze mnie rozśmieszał. Ezarel,
który ratował mnie, kiedy była taka potrzeba. Ezarel, który mnie zdradził.
Ezarel którego…
Pozwoliłam sobie na łzy.
Musiałam, po prostu. Nie byłabym w stanie znieść tego dłużej. Zaniosłam się
płaczem, z którym wypływały ze mnie wszystkie emocje. Nie mam już nic. Nie mam
rodziny na ziemi, nie mam nikogo tutaj, nie mam dachu nad głową, nie mam nawet
co jeść.
Usiadłam pod drzewem. Musiałam to
wszystko przemyśleć. Powoli zaczęłam sobie uświadamiać, że działanie eliksiru
jest trochę absurdalne. Przecież na ziemi są zdjęcia, dokumenty, chociażby mój
akt urodzenia, dowód osobisty. Gdzieś istnieję… Jest jeszcze dla mnie jakaś
nadzieja… Musi być sposób, żebym mogła wrócić do domu… Ludzie, którzy są na
Eldaryi. Oni… Mogliby…
Usłyszałam za sobą kroki. Byłam
zaskoczona, że usłyszałam je dopiero, kiedy były tuż za mną. Ktoś doskonale
potrafił się skradać.
- A kogo my tu mamy o tej porze…
- Usłyszałam czyiś głos, lekko syczący.
Odruchowo odwróciłam głowę.
Wysoki, czerwono-włosy chłopak. W uszach, choć w nikłym świetle księżyca, połyskiwały
mu kolczyki. Widziałam też oczy. Miałam wrażenie, że same wydzielają światło.
- Człowiek… - Podszedł do mnie bezszelestnie,
kucnął i uniósł mój podbródek.
Uderzyłam jego rękę dłonią. Ten
jednak momentalnie chwycił mnie w nadgarstku, jęknęłam cicho próbując się
wyrwać.
- Nie myślałem, że trafi mi się
zabawka… - Wycedził przez zęby. Oblizał się.
- P-puszczaj! – Syknęłam.
Poczułam, że ugryzł mnie w ucho. Krzyknęłam, a ten przewrócił mnie na ziemię.
Zdałam sobie sprawę, że tak samo jak Nevra, chłopak jest wampirem.
- Spokojnie… Gorsze rzeczy robi
się z ludźmi, powinnaś być mi wdzięczna za ostatnie chwile przyjemności w życiu…
Polizał mnie po szyi. Krzyczałam,
dostałam siarczysty policzek.
- Morda suko. – Przytrzymał mnie
kolanami, choć zdawał się wątły, był ode mnie silniejszy.
Szarpałam się, ale na próżno.
Mężczyzna zdawał się czerpać przyjemność z tej całej sytuacji. Ja nie mogłam
nawet o tym myśleć. Czułam, jak dosłownie zrywa ze mnie bluzkę. Nie zdjął jej,
za bardzo się szarpałam, więc ją zwyczajnie rozerwał. Tym razem przytrzymał
mnie łokciem, wykręcił mi drugą rękę, bardzo mocno i wygiął. Krzyknęłam, tym
razem nie w celu wołania o pomoc, ale z bólu.
- Zamknij tę morde… - Syknął.
Przydusił mnie, przez chwilę
zabrakło mi tchu. Czułam jak ręka podnosi mój stanik do góry. Zahaczył o piersi,
nie miałam tchu, by syknąć. Napastnikowi nie udało się go jednak jeszcze zdjąć, choć wiedziałam, że za chwilę to zrobi. Nie myślałam nawet o tym, czy widzi mnie w
ciemnościach. Myślałam tylko, że nikt mi już nie pomoże, w głowie widziałam, co
się zaraz stanie, ciarki mnie przechodziły, chciałam walczyć, chciałam się
wyrwać, ale byłam za słaba.
Wtem nad nami pojawił się jakiś
cień. Nie zdążyłam nawet pisnąć, gdy osoba nade mną przyłożyła coś do ust
mojemu oprawcy, a ten padł jak martwy obok mnie. Moja nadzieja zniknęła jednak,
gdy zobaczyłam, że moim wybawicielem był Ezarel…
Krzyknęłam, zakryłam się w
panice, ta naprawdę ledwie łapiąc oddech.
- Trzymaj… - Narzucił na mnie
swoją kurtkę. Jego głos był wyjątkowo łagodny. Nigdy go takiego nie słyszałam,
przynajmniej nie wobec mnie.
Okryłam się szczelnie jego
kurtką, tak, jakby miała ona ochronić mnie przed całym złem tego świata, choć
wiem, że tak by nie było. Przez tę jedną chwilę poczułam się… Bezpieczna.
Na świecie, tym, czy tamtym nie
został mi już nikt. Ale tu jest Ezarel. Przyszedł mnie obronić… Czy…?
Zwątpiłam. Po co tutaj przyszedł? Czego ode mnie chce?
Cofnęłam się i syknęłam.
Wykręcona ręka bolała niesamowicie, a ja wciąż byłam w pozycji pół leżącej na
plecach. Nie powinnam opierać się o tą rękę. Ezarel najwyraźniej też tak
myślał. Podszedł do mnie bliżej i kucnął plecami do mnie.
- Chodź. Zaniosę Cię do
przychodni.
Ani drgnęłam. Wciąż ściskałam jak
skarb jego kurtkę. Elf westchnął, odwrócił się do mnie, ale nie do końca miał
odwagę spojrzeć mi w oczy. Co chwila miałam już wrażenie, że to zrobi, ale spuszczał
wzrok.
- Miiko chce Cię przeprosić. –
Powiedział w końcu.
- A ty? – Syknęłam. Teraz chce
mnie przeprosić? Teraz?!
- Ja… Chciałbym, żebyś
zrozumiała.
Prychnęłam. Wcale nie chciałam
tam wracać z Ezarelem… Ale wiedziałam, że cokolwiek powie, będę musiała.
- Co mam zrozumieć. To, że
zniszczyłeś mi życie? – Może posuwam się za daleko. Może, nie wiem. Nie
obchodzi mnie to.
- To, że chcemy Cię chronić…
Będzie Ci łatwiej tu zostać, Twoja rodzina nie będzie się zamartwiać…
- Nawet jak wrócę, bo nie będę
dla nich istnieć! – Krzyknęłam. Usłyszałam jęk wampira leżącego obok, Ezarel
rzucił na niego szybkie spojrzenie.
- Nikt nie mówił, że to nie jest
odwracalne.
Spojrzałam niepewnie.
- A jest?
- To bardzo trudne, ale możliwe.
A teraz chodź, musimy się stąd zmywać, wszystko Ci wyjaśnię po drodze… Proszę. –
Dodał po chwili milczenia.
Odwrócił się znowu, a ja wspięłam
mu się na plecy. Czułam, jakie jego ciało jest ciepłe… A może ja tak przemarzłam?
Było zimno… Ale szyja Ezarela ogrzewała moje ręce. Nie chciałam z nim iść, nie
chciałam też go puścić.
Słuchałam jak mówi o kontr
eliksirze. Nie podał mi składników, ale wyjaśnił trudność w jego wykonaniu
- Nie zrobimy go jednak prędzej,
niż znajdziemy sposobu, żeby zabrać Cię na ziemię.
- Mhm. – To jedyna odpowiedź, na
jaką było mnie teraz stać. Czułam się straszliwie wyczerpana. Miiko chce mnie
przeprosić… Zrobili to dla mojego dobra, ale… Dlaczego ze mną o tym nie
porozmawiali?
Minęliśmy schronisko i targ. W
międzyczasie dołączyli do nas Nevra i Valkyon. Udałam, że śpię, choć Nevra
chyba się domyślał. Ezarel naprędce wyjaśnił im co się stało, wolałabym, żeby
tego nie robił. Nie wdawał się na szczęście w szczegóły. Nevra dodatkowo okrył
mnie swoim szalem. Nagle poczułam się chciana. Może jednak jest tu dla mnie
miejsce, może jednak gdzieś należę? W domu często się kłóciliśmy, ale potem
godziliśmy się równie szybko. Tu też jest jak w domu… Choć może trochę inaczej,
to jednak podobnie.
Kiedy Ezarel położył mnie wreszcie
na łóżku w przychodni, a ja otworzyłam oczy, Miiko nie skomentowała tego co się
stało. Zamiast tego, zapytała mnie jak się czuję, po czym wzięła Ezarela na
stronę. Na pewno jej wszystko powiedział. Ewelein poszła z nimi.
Przyszli do mnie, gdy skończyli
rozmawiać. Zdałam sobie sprawę, że nadal ściskam kurtkę Ezarela. Nie chciałam
jej jednak oddawać. Nie wiem, czemu.
Miiko westchnęła i zebrała się w
sobie, ale nie pozwoliłam jej zacząć zdania.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś…?
Gdybyś powiedziała mi prawdę, zamiast robić takie rzeczy podstępem
zrozumiałabym. Teraz nie rozumiem.
- Nie spodziewałam się, że się
zgodzisz… A wiesz, że sama musiałaś ten eliksir wykonać, nie mielibyśmy drugiej
szansy.
- Skoro ty mi nie ufasz, jak ja
mam ufać Tobie? Jak po tym wszystkim mam Ci zaufać? Wiem, że było jak było,
wiem, że tęsknię za rodziną, wiem, że wiele nie wiem o Eldaryi, ale muszę tu
być… Wiem, że wiele dla mnie zrobiłaś, że mnie tu przygarnęłaś… Ale ja nigdy
nie chciałam tu trafić. Co ja mam TERAZ zrobić?
Zapytałam, wciąż ściskałam
kurtkę, chyba jeszcze mocniej. Do oczu cisnęły mi się łzy, ale starałam się je powstrzymać.
- Przepraszam. – Usłyszałam tylko,
a może aż. – Nie wiedziałam, czy Twoje uczucia nie wezmą góry nad rozsądkiem. A
jak mówię, nie miałabym drugiej szansy. To się więcej nie powtórzy.
Brzmiało szczerze. Rozluźniłam się,
poczułam się spokojniejsza, jakby zrelaksowana. Ewelein zbadała mnie. Ezarel
wyszedł. Miał szansę zabrać kurtkę, ale tego nie zrobił. Dostałam coś na
uspokojenie, Miiko przyniosła mi piżamę z pokoju, żebym mogła się przebrać.
Zostaję tu na noc. Mam ciepłe, wygodne łóżko, dostałam spóźnioną kolację, mam
ach nad głową.. Tu czuję się… Bezpieczna.
Przytuliłam do siebie kurkę
Ezarela. Takie przyjemne ciepło… Takie… Jak w domu.