środa, 21 czerwca 2017

Wielki dzień Nevry - część druga



Przepraszam, wyszły mi trzy części D:  Postaram się dodać ostatnią jak najszybciej.

Chłopak już chciał się rozebrać, ale dziewczyna przerwała mu.
- O nie, nie, ja to zrobię!
- Chcesz mnie przebrać, jak małe dziecko?!
- Ooo… Tak! I zamknij oczy!
Nie chcąc się kłócić chłopak w postaci dziewczyny zrobił to, o co go proszono.
- Tylko nie podglądaj!
Poczuł, że ktoś zapina mu stanik, nie było to przyjemne, najchętniej chodziłby bez niego.
- Wstań!
Posłuchał. Zaczerwienił się lekko, gdy zdejmowano mu jego bokserki. W tej kwestii kobiece ciało miało jednak swoje plusy. Czuł, jak ręce Gardienne zakładają mu ładne, koronkowe majteczki, które… Okropnie drapały.
- Nie masz innych?
- Obecnie nie… Musisz wytrzymać, będą po południu.
Resztę mógł już ubrać sam. Na szczęście dla niego Gardienne udało się znaleźć jakieś spodnie. Jakoś nie chciał paradować w sukience, to już by było za wiele.
Wyszedł i udał się do pokoju swojej siostry. Ta akurat miała gościa.
- Karenn, musimy pogadać.
- To ja was zostawię. – Krzyknęła Alajea i wyszła. Karenn natomiast stanęła naprzeciw niego z wyrazem furii na twarzy.
- Ooo… Nie! To my musimy porozmawiać! Nie powiedziałaś mi nawet, że mój brat Ci się podoba, a ja tu się dowiaduję, że wychodzisz z jego pokoju w jego bokserkach z cycami na wierzchu!
Nevra przeklął głośno. Był pewny, że nikt go nie widział, ale widać Gardienne nie miała jego wampirzego wzroku i słuchu.
- Karenn do jasnej…! To ja, Twój brat!!
Wampirzyca zrobiła dość dziwną minę.
- Słuchaj, to był chyba najgłupszy żart jaki…
- Nie, to naprawdę JA! Kiedy miałaś pięćdziesiąt lat stłukłaś wazon z różami matki, a ja pomogłem Ci ukryć dowody!
- Skąd ty o tym…!?
- Wypiłem wczoraj ten eliksir, który leżał na twojej szafce!
Karenn pobladła.
- Zaraz potem wpadłem na Gardienne na korytarzu. – Wyjaśnił. – I tak, wiem, że podmieniłaś eliksiry. Byłem już u Gardienne, pożyczyła mi ubrania, jak mi nie wierzysz, możemy razem do niej pójść, wtedy sama się przekonasz.
- Mam kłopoty… Prawda?
- I to jeszcze jakie… Szczególnie, jeśli to nie zejdzie! A teraz chodź, musimy iść do Ezarela i znaleźć odtrutkę…
- N-nie, czekaj! Dostałam ultimatum, jeśli jeszcze raz obleję zostanę zawieszona, Nev, proszę…
- Nie myśl sobie, że… - Zaczął, ale przerwała mu
- A kto bez pozwolenia wypił eliksir z mojego pokoju, hmn? Co jeszcze w nim robiłeś?
Nevra, a raczej ciało Gardienne przygryzło wargę.
- Posłuchaj, najpierw pójdziemy do Gardienne… Poza tym, chyba nie chcesz, żeby pozostali dowiedzieli się, że jesteś w jej ciele…
- Co w tym złeg.. –
- Ezarel nie da Ci żyć przez lata.
- Słuszna uwaga…
Wrócili. Gardienne czekała na nich
- Nareszcie… - Powiedziała.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Gardie… Jeszcze masz ogon Ciralaka, prawda? Jeśli dobrze pamiętam, tak… dodałam kiść koki, więc eliksir przestanie działać w ciągu 24 godzin od zażycia. O której wpadłeś na Gardienne?
- Miałam iść jeść kolację… Około 20.
- Tak, jadłaś ze mną. Jak przyszłaś była 20:10.  – Wampirzyca przytaknęła
- Ale jak poszedłem spać o 21 nie widziałem żadnych zmian w ciele…
- Musiały zadziałać z opóźnieniem. Zapytam Ezarela, ale z tego co zrozumiałam, 24 godziny od zażycia.
- Karenn ma rację, tak działa liść koki. – Gardienne przytaknęła przyjaciółce. – Tylko co teraz robimy?
- Myślę, że jeden dzień jakoś wytrzymam… Ale jeśli nie minie po 24 godzinach powiem, komu trzeba – Zagroził. – Trzeba tylko wymyślić, co zrobić, żeby nie iść na misję przez cały dzień…
- Miałeś coś dzisiaj robić?
- Tak… Dwie proste misje, przynieść parę składników Purroyowi i pójść przebadać pewną grotę w lesie, ah, i jeszcze złożyć Miiko raport w sprawie broni, ale to mogę tutaj napisać, ktoś będzie musiał jej go zanieść.
- Ona zacznie coś podejrzewać, jeśli powiemy, że ty nie mogłeś przyjść – Zauważyła Gardienne.
- Musimy wymyślić jakiś powód. – Mruknął wampir – tylko wiarygodny.
- Powiemy, że jesteś chory. –Zasugerowała faelien.
- Ewelein przyleci tu szybciej, niż zdążysz powiedzieć Wyrocznia. – Burknął.
- Zostaw to mnie! – Karenn poderwała się – Wiem, jak to zrobić.
I wybiegła.
- Karenn, do jasnej…! – Wstał i podbiegł do drzwi, ale w tym momencie rozległo się pukanie.
- Gardienne? – To była Ykhar.
- O nie… Co teraz…?! – Nevra przygryzł wargę.
- Do szafy…! – I zanim zdążył zaprotestować dziewczyna wrzuciła go między swoje ciuchy zatrzaskując drzwi. – Już, już!
Otworzyła.
- Co Cię do mnie sprowadza?
- Ah, mamy mało ludzi w ekipie sprzątającej, wszyscy są zajęci. Byłam u Karenn, ale nigdzie jej nie ma, pomożesz nam?
- Ja… Uh..
- To zajmie tylko godzinkę, proszę! Postawię Ci śniadanie!
- No… Niech będzie, zgoda. – Powiedziała i udając, że woła do swojego chowańca powiedziała – Nie wychodź nigdzie, dopóki nie wrócę!
A on utknął w szafie…
W międzyczasie toczyła się inna rozmowa…
~*~
- Ewelein, taki nagły wypadek!
- Tak, co się stało? – Wstała – Coś Cię boli?
- Nie, chodzi o mojego brata wiesz… Wczoraj wypił butelkę sfermentowanego soku, który miałam wyrzucić, ale zapomniałam. Wieczorem nic mu nie było, ale rano uderzyło z pełną mocą… Masz coś na zatrucia?
- Hmn… Niech do mnie przyjdzie, zbadam go…
- Utknął w toalecie… - Karenn szepnęła udając, że nie chce, by ktokolwiek słyszał.
- Aż tak?
- Biega co chwilę, w ogóle nie chciał tu przyjść, wiesz, mówił, że mu przejdzie. No i nie chciał, żeby Ezarel robił sobie z niego żarty…
- No dobrze… Zanieś mu to – Podała jej buteleczkę. – Powinno mu przejść w ciągu godziny.
- Dziękuję Ci bardzo!
- Ale niech przyjdzie do mnie później, zgoda?
- Tak, pewnie!
~*~
Karenn wróciła do pokoju przyjaciółki, niego tam jednak nie zastała.
- Gardienne?
- Wyszła, jestem w szafie wypuść mnie!
Wampirzyca zrobiła to nie kryjąc śmiechu.
- Z Ewelein załatwione, masz. – Podała mu flakonik – To na zatrucia.
- Co ty jej powiedziałaś?
- Że siedzisz w kiblu, słuchaj, wieczorem, jak eliksir przestanie działać będziesz musiał do niej pójść. Jak będzie chciała Cię widzieć wcześniej, powiem, że śpisz, ale nie bój się, wychodzi koło dwunastej i nie będzie jej aż do wieczora. Po prostu Ci się już polepszy.
- Ty mała paskudo..! Wszystkie porcje Twoich malin do końca miesiąca są moje!
- To co teraz?
- Musisz iść do Ykhar i przenieść moją misję zwiadowczą na jutro, możesz powiedzieć, że jestem chory… - Westchnął – Ale mogłaś wymyślić coś innego.
- To było najbardziej wiarygodne. – Zrobiła słodkie oczy – No dobrze, co dalej?
- Ktoś musi zrobić za mnie misję u Purroya – Spojrzał na nią wymownie.
- Chyba nie mam wyboru… - Westchnęła głęboko.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Wielki dzień Nevry - Część pierwsza

Ręka mnie jeszcze boli, więc dzielę na dwie części. Enjoy!




Właśnie trwał egzamin z alchemii, Alajea strasznie się stresowała, choć była z alchemii całkiem niezła. Natomiast Karenn, która podchodziła do egzaminu bardziej dla zabawy, niż dla oceny, w końcu była ze straży cienia, żartowała z Alajeą, która właśnie w tym momencie nie miała na to ochoty.
- Pamiętajcie, żeby dodać liść zaczarowanej koki, dzięki temu eliksir będzie działał tylko 24 godziny, żeby nasze „ofiary” za bardzo nie cierpiały. – Ezarel posłał im wszystkim szeroki uśmiech.
Eliksir, jaki dzisiaj tworzyli, to lekka modyfikacja ciała. Sprawi on, że gdy ofiara dotknie jakiegoś chowańca lub faery przybierze jedną charakterystyczną dla niego cechę.
Karenn dosypała szybko sproszkowany liść do swojej mikstury i znów zajęła biedną Alajeę rozmową. Chrome skończył swój eliksir jako pierwszy. Wypił go i dla demonstracji dotknął swojego chowańca. Jego wilcze uszy prawie natychmiast zastąpiły wielkie, nietoperzo-podobne uszyska.
- Super – Powiedział zadowolony – Słyszę wszystko sto razy lepiej!
- Tak, tak, pamiętajcie, że testujecie eliksiry na swoich chowańcach, żeby mnie Miiko potem nie zabiła!
- Ja nie mam chowańca…! – Alajea szybko podniosła rękę.
- W takim razie poproś kogoś, żeby Ci swojego pożyczył. Chowańcom krzywda się nie stanie. Zostało wam 10 minut!
- O-oł… - Alajea tym razem zamiast głośnej gadaniny usłyszała jęk swojej przyjaciółki.
- Co się stało?
- Mój eliksir chyba nie powinien tak wyglądać… - Spojrzała na krwistoczerwony, nieco przypominający sok pomidorowy płyn.
- Schowaj to – Mruknęła syrena – Zrobiłam nadwyżkę, zaliczy Ci.
- Oh, dzięki, Allie!
- Śśssi…! – Szepnęła syrena – Bo ten długouchy jeszcze nas usłyszy.
Karenn zgrabnym ruchem wylała wodę ze swojej butelki, przelała płyn i schowała go do torby. W jej miseczce pływał teraz przeźroczysto-błękitnawy eliksir od Alajei.
Ezarel podszedł do nich.
- O, nieźle, Karenn, chociaż raz nie zawaliłaś! Chyba Alajea dawała Ci wskazówki, co? No, niech będzie, zaliczę Ci to, chyba czegoś i tak się nauczyłaś.
- Yess! – Syknęła uradowana wampirzyca.
Tego samego dnia, w swoim pokoju Karenn wyjęła płyn stworzony dziś przez siebie i odłożyła go na szafkę. Wyleje go w nocy, żeby Ezarel nie widział.
Już miała wyjść, kiedy wpadła na swojego brata.
- Nev, co jest?
- Przyszedłem po noże, które Ci pożyczyłem.
- A, tak, są koło łóżka, idę na stołówkę, weź je sobie.
Minęli się. Nevra wszedł do pokoju. Zabrał noże, ale coś zwróciło jego uwagę.
- Karenn, mogę się napić soku?
Nie było odpowiedzi. Musiała już pójść. Ah, nie zauważy.
Wampir wziął butelkę i zrobił kilka łyków, zanim się zorientował.
- A, fe… Chyba już stary… Oby mi nie zaszkodził. – Zakręcił dokładnie butelkę i wrzucił do kosza w pokoju wampirzycy. Wpadł na kogoś tuż za drzwiami.
- Gardienne <3 Znów wpadasz w moje ramiona? – Zaszczebiotał, gdy dziewczyna odepchnęła się lekko od niego.
- Chciałbyś. Jest Karenn?
- Poszła na stołówkę.
- Ok, dzięki!
Nevra wrócił do pokoju, odłożył swoje noże i położył się do łóżka, kolację zjadł już wcześniej. Trzeba iść spać, jutro czeka go trochę pracy.
Obudził się rankiem. Spało mu się dzisiaj trochę niewygodnie, ale dość przyjemnie. Przeciągnął się i pomasował się dłonią po klacie. Była delikatna i mięciutka. Uśmiechnął się błogo, obrócił się na bok i objął całym ciałem kołdrę. Dopiero teraz zaczęło do niego docierać, że coś jest nie tak… Potarł o siebie swoje nogi, jakieś dziwne uczucie, jakoś pusto… Hmnn… Zdjął z twarzy długi kosmyk włosów. Spojrzał na niego i dopiero wtedy wydał z siebie cichy okrzyk. Okrzyk, który na pewno nie należał do niego.
Wstał natychmiast i podbiegł do lustra w swoim pokoju. Tak, był w swoim pokoju, ale to na pewno nie był on… Miał na sobie tylko swoje spodnie od piżamy. Piersi, teraz dużo większe i okrągłe opadały luźno. Jego fioletowe oczy wpatrywały się w ten obraz nie wiedząc, jakie emocje wyrażać.
- To sen… - Powiedział do siebie – Poza tym… Powinienem był się obudzić w jej pokoju, gdyby to nie był sen…
Uszczypnął się mocno, zabolało. Dopiero teraz zrozumiał, że… To się dzieje naprawdę. Starając się nie wpaść w panikę zrobił sobie szybki rachunek sumienia. Jadł coś dziwnego wczoraj? Nie. Rzucił ktoś na niego jakieś zaklęcie? Nie ostatnio. Pił coś dziwnego?
- … Karenn!!!
Już zamierzał wyjść, nawet otworzył drzwi, gdy zorientował się, że ma na sobie tylko spodnie od piżamy i świeci biustem Gardienne przed całym korytarzem. Na szczęście było pusto. Zatrzasnął szybko drzwi i włożył na siebie jakąś koszulę.
Gardienne na pewno ma teraz jego ciało. Tak, to jedyne wyjście, musi teraz pójść do niej i zamienić się ubraniami.
Uchylił drzwi, upewnił się, że na korytarzu nie ma nikogo i czmychnął.
Zapukał do pokoju Gardienne, nie otwierała jednak. Ogarnęła go fala niepokoju. A co, jeśli wyszła?
Otworzyła mu jednak zaspana. Gardienne. Gardienne z krwi i kości, ze swoim biustem, brązowymi włosami i fioletowymi oczami. Spojrzała na swojego własnego sobowtóra i… Krzyknęła przeraźliwie.
- Cicho! Ciiicho to ja, Nevra! – Zatkał jej usta dłonią i wepchnął ich oboje do pokoju przyjaciółki.
- Ne-ne… Nevra?! – Patrzyła przerażona – Ale co… Jak?!
- Nie wiem! – Syknął – Myślałem, że ty będziesz miała moje ciało… Kurczę, jest źle, bardzo źle…
- Zaraz… To co Ci się stało?!
- Nie mam pojęcia… Wypiłem jakiś dziwny sok u Karenn i zmieniłem się… W Ciebie!
- Sok? Oh! – Wykrzyknęła coś sobie przypomniawszy
- Jeśli wiesz coś o tym, to mów!
- Wczoraj robiliśmy eliksir na egzaminie u Ezarela. Eliksir, który sprawiał, że zyskiwaliśmy na 24 godziny cechę charakterystyczną chowańca. Zobacz, nadal mam jeden z ogonów mojego Ciralaka. – Wyciągnęła ogon spod nocnej koszuli. – Ale widziałam coś.. Dziwnego przy miksturze Karenn.
- To znaczy?
- Jej mikstura była czerwona, ale tuż przed oddaniem była taka, jak powinna, czyli przeźroczysta, podchodząca pod niebieski.
- Obok kogo pracowała…?
- Alajei…
- I wszystko jasne… Alajea musiała jej pożyczyć trochę swojej mikstury.
- Ale… Co teraz?
- Pożycz mi jakieś ubranie, muszę porozmawiać z moją siostrą! – Wycedził przez zęby.
- Zaraz, chcesz się PRZEBRAĆ?! – Wykrzyknęła – W MOIM ciele!? No i nie mogą po KG paradować dwie Gardienne.
- Zrobię to dyskretnie – Zignorował pierwsze pytanie – Słuchaj, muszę z nią pogadać, właśnie dlatego musimy to odkręcić!
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się czerwona w podłogę, lecz po chwili sięgnęła do szafki z bielizną.
- Trzymaj, tylko żadnych dziwnych rzeczy, ok!?

niedziela, 18 czerwca 2017

Rozdział V

Przepraszam za opóźnienie, ale rozwaliłam sobie rękę na fitnesie D: Postaram się w miarę regularnie wstawiać, ale jeszcze z tydzień łapę pooszczędzam.





Rozpakowaliśmy się, każde z nas zajęło jeden pokój. Choć były podobnej wielkości, jestem pewna, że Ezarel wybrał ten większy. Nic jednak nie powiedziałam, nie chciałam kolejnych kłótni, poza tym pokoje wcale aż tak się nie różniły.
Niestety, okazało się, że meble owszem były, ale wyposażenie już nie. Trzeba było kupić szklanki, garnki, sztućce… A to kolejne koszta.
- Proponuję też kupić szafę zamykaną na klucz.
- Po co?
- Tam schowamy dary dla Huang Hua.
- Nie wystarczy, że zamkniemy dom?
- Pamiętaj, że właścicielka na pewno ma zapasowe klucze, to dodatkowe zabezpieczenie. – Wyjaśniłam – Trzeba sprzedać jeszcze coś… Ale to już w innym lombardzie, najlepiej trochę oddalonym, tak na wszelki wypadek.
Sprawdziłam w telefonie jakieś lombardy, szybko znalazłam jeden kilka przystanków tramwajem stąd. Tym razem zamknęłam mieszkanie i poszliśmy razem z Ezarelem.
- Dobra, to tak… Najpierw kierunek lombard!
W lombardzie tym razem był mniej miły pan. Użyłam tej samej historyjki co ostatnio, mężczyzna jednak nie bardzo chciał ze mną współpracować.
- A pan nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia? – Zwrócił się do Ezarela, wyraźnie nie chciał prowadzić interesów z kobietą.
- To jej biżuteria – Skwitował Ezarel. – Ja się wolę nie odzywać, bo jeszcze się rozmyśli.
Ezarel 1 sprzedawca 0!
W tym momencie mężczyzna podał wyjątkowo niską cenę.
- To nie jest więcej warte – Burknął.
- Chodźmy stąd, kochanie. – Odezwał się elf dziwnie akcentując ostatni wyraz – Ten pan chyba nie zna się na cenach biżuterii…
Ostatecznie utargował ponad 5 tysięcy.
Ezarel 2 sprzedawca 0.
- Nie wiedziałam, że umiesz się targować. – Przyznałam. – Skąd wiedziałeś, jakiej ceny żądać?
- Pamiętałem, ile dostałaś za prawie te same pierścionki ostatnio, powiedziałaś też, że to mniej niż są warte. – Uśmiechnął się do mnie – Moje misje też nieraz wymagały tego typu umiejętności. – Odrzekł z dumą. – Poza tym… Kobiety nie potrafią się widać targować!
- Kretyn!
Bałam się, przynajmniej w najbliższym czasie sprzedawać więcej. Może przesadzam, ale boję się, że robiąc coś takiego zwrócimy na siebie uwagę. Ezarel zgodził się ze mną. Lepiej, żeby nas tu nie wykryli.
Zrobiliśmy krótką listę. Uznaliśmy, że będziemy robić kilka tur, ze sklepów do mieszkania. Najpierw wybraliśmy się po ubrania.
- O, to jest fajne! – Powiedział głośno Ezarel wskazując na spodnie – Wydają się dobrze dopasowane.
- Ooo… Nie, nie, nie! Nie będziesz nosił rurek, tylko geje noszą rurki!
Ezarel już więcej się nie odezwał…
Wybrałam mu kilka zestawów i wysłałam do przymierzalni. Kupiliśmy dwie pary jeansów, dwie pary eleganckich materiałowych spodni, jedne materiałowe, bardziej luźne. Wszystko w dość uniwersalnych kolorach. Wzięliśmy też dwie eleganckie koszule, dwa T-shirty i coś na wierz. Na razie musi wystarczyć. Zaopatrzyłam go też w jesienną kurtkę w razie, gdyby było zimno. On sam wybrał sobie też bieliznę i skarpety oraz dwie pary butów.
- Mam już dość tego przymierzania… - Odburknął.
- Spokojnie, bo teraz ja!
Sama nakupiłam sobie również ogrom ubrań. Ezarel narzekał, że wydałam połowę naszych pieniędzy na same ubrania. Rzeczywiście, tak chyba było.
Odnieśliśmy wszystko do mieszkania. Każde z nas ułożyło sobie wszystko w swojej szafie. Mieliśmy po jednej szafie, identycznej, rozsuwanej. Na jednej stronie 5 półek, na drugiej wieszak i szuflada.
- Zmęczyła mnie ta bieganina… - Westchnął Ezarel padając na sofę – No i umieram z głodu.
- Możemy pójść coś zjeść… Chyba należy nam się jakiś ciepły posiłek. Co powiesz na pizzę?
- Czym jest pizza?
- Zobaczysz, najlepsza rzecz na świecie!
Pizzeria znajdowała się niedaleko. Po drodze zostawiliśmy klucz do dorobienia, żeby każde z nas miało jeden. Włożyłam telefon do nowo zakupionej torebki, także pieniądze i portfel wylądowały właśnie tam. Dałam trochę pieniędzy Ezarelowi na wszelki wypadek, włożył je do portfela, który z kolei powędrował do jego kieszeni w spodniach.
Złożyliśmy zamówienie. Ezarel nie krył podziwu co do pizzy.
- To jest wspaniałe, wyśmienite!
- Nie tak głośno… - Zrobiłam się cała czerwona, ludzie na nas patrzyli – Pizza to najzupełniej normalna rzecz…
- Zachwyt co do posiłku jest u was nie na miejscu?
- Nie, raczej nie…
- Jesteście dziwni… Kucharz powinien się cieszyć, że nam smakuje.
- Czeka Cię jeszcze wiele nauki, Ezarelu.
Odebraliśmy klucze. Najedzony Erazel, to szczęśliwy Ezarel! Najpierw zajęliśmy się rzeczami niezbędnymi. Znaleźliśmy tańszy market i tam kupiliśmy rzeczy typu talerze, sztućce, plastikowa miska, czy suszarka na ubrania. W drogerii dokupiliśmy też mydło, szampon i dwa żele pod prysznic, jeden męski, drugi damski.
Znów odnieśliśmy rzeczy, czas zleciał nam straszliwie szybko. Ezarel zajął się lekami, poukładał je dokładnie w szafce, dokupiliśmy trochę, plastry, nożyczki, inne leki, które wybrał elf, po przeczytaniu składów. Ja poukładałam w łazience środki czystości, podłączyłam lodówkę i usiadłam na kanapie.
- Zapomnieliśmy ręczników. – Burknęłam.
- Strasznie dużo wydaliśmy…
- Wiem. – Przegryzłam wargę. – Od jutra szukamy pracy. Spokojnie, mamy jeszcze dość pieniędzy, do końca miesiąca spokojnie nam starczy. Może do tego czasu uda nam się wrócić do Eldaryi. Musimy jeszcze zdobyć łóżka, zamówię jakieś przez Internet.
Padło na rozkładane wersalki. Udało nam się zdobyć dwie dość tanie, używane. Myślałam, że Ezarel zacznie narzekać, ale… Nic nie mówił. Od czasu, gdy tu jesteśmy wydaje się być jakiś przygaszony.
- Wiesz, Gardienne…
- Hmn?
- Teraz rozumiem co czujesz.
- Co masz na myśli?
- To co Ci zrobiłem, ja… Gdybym tego nie zrobił, mielibyśmy gdzie mieszkać i…
Nie zamierzałam mu w tym pomagać, po prostu na niego patrzyłam
- I… Sam teraz jestem daleko od domu, nie wiem, czy i kiedy uda nam się wrócić
- Ty jeszcze masz dokąd… - Skwitowałam.
- Właśnie dlatego… Tak bardzo mi przykro. – Przygryzł wargi – Ja… Nigdy nie powinienem był Cię wtedy pocałować, nie powinienem był godzić się na podanie Ci tego eliksiru… Teraz dopiero widzę, co tak naprawdę zrobiłem. Przez ten cały czas nawet nie wiem, jak z Tobą rozmawiać, Gardienne… Ja…
Gapiłam się w podłogę. Przez te wszystkie wydarzenia praktycznie o tym… Zapomniałam. Wstyd mi przyznać przed samą sobą, ale potrzebowałam w tym momencie Ezarela. Gdyby mnie wtedy zostawił, sama mogłabym nie dać sobie rady.
- Utknęliśmy w tym bagnie razem. – Powiedziałam w końcu. – Nie wiem, czy kiedykolwiek Ci to wybaczę… Ale faktem jest, że gdybyśmy się teraz rozdzielili żadne z nas by sobie teraz nie poradziło. – Mówiłam najbardziej sucho jak umiałam. Ezarel był cierpliwy, pozwolił mi skończyć.
- W takim razie, postaram się Ci pomóc najbardziej jak się da. W przetrwaniu czy tutaj, czy w Eldaryi, jeśli będziesz chciała ze mną wrócić. – Usiadł obok mnie – Już rozumiem, jak musiałaś się czuć w zupełnie obcym świecie… Kiedy już wrócimy, obiecuję, że zajmę się Tobą. Wytłumaczę Ci wszystko, czego nie będziesz potrafiła zrozumieć.
W końcu na niego spojrzałam, był poważny.
- Myślisz, że jesteś samotna, Gardienne… Ale nie jesteś…
Chciał mnie dotknąć, ale odepchnęłam jego rękę. Paradoksalnie właśnie teraz uderzyło mnie, jak bardzo byłam tam samotna, jak samotna jestem teraz… Utknęłam w „moim” świecie z osobą, która wyrządziła mi tak naprawdę najwięcej krzywd. Poza nim nie mam nikogo. Ta myśl straszliwie mnie frustrowała.
- Gardienne?
- Co?! – Burknęłam opryskliwie.
- Ochronię Cię.
- Słucham!? – Warknęłam na niego. – Niby przed czym mnie ochronisz?! – Otarłam szybko łzy, żeby ich nie widział.
- Przed czym będzie trzeba.
Znów miał te poważne spojrzenie, które zupełnie do niego nie pasowało. Odwróciłam wzrok. Nie powiedziałam nic. Patrzył na mnie i siedział przy mnie kilkanaście minut, w zupełnej ciszy. A ja tak bardzo chciałam być teraz sama…
Wymknęłam się do łazienki. Zamknęłam się tam na długo. Musiałam pomyśleć. Jednak na tyle długo, że Ezarel w końcu zaczął się do mnie dobijać pytając, czy nie strułam się pizzą…
Pizzą…
- Zapomnieliśmy kupić jedzenie!- Krzyknęłam wypadając z łazienki.
- Nie można jeszcze iść? – Zapytał Elf wyraźnie zaskoczony moim nagłym otwarciem drzwi. – Właśnie chciałem Cię pytać o kolację, umieram z głodu.
- Która godzina?
- 21:55…
- To już nie zdążymy – Padłam na kanapę.
Wydawało się, że Ezarel już ma zamiar coś powiedzieć, ale chyba rozmyślił się. Otworzył usta dopiero po chwili.
- To może pójdziemy spać…?
Przytaknęłam bez słowa.