czwartek, 17 listopada 2016

Rozdział VII



Poszliśmy do kryształowej sali. Po drodze spotkaliśmy dziewczyny. Wygląda na to, że wszyscy mnie szukali. Nevra i Kero dotarli do nas, gdy mieliśmy wejść zobaczyć się z Miiko.
- Więc jesteś cała. Martwiliśmy się o Ciebie. – Kero uśmiechnął się do mnie. Słyszałam te same słowa także od Alajeai i Ykhar.
- Szkoda by było, gdyby jakiś ponurak porwał mi księżniczkę – Nevra pogładził mnie po włosach.
Weszliśmy do środka. Miiko, Jamon i Leiftan już na nas czekali.
- Jesteś… Gdzie się podziewałaś?! – Miiko nakrzyczała na mnie. Aż się skuliłam.
- Odprowadziłam Merego do mamy… Ale w drodze do kwatery potknęłam się o korzeń i wpadłam do dołu… Ezarel i Valkyon mnie wyciągnęli.
Oboje przytaknęli.
- Cieszę się, że nic Ci nie jest… - Westchnęła w końcu. – Mamy sporo rzeczy do omówienia. Skoro już wiemy, że jesteś prawdopodobnie pół faery nie możemy pozwolić Ci odejść.
- Co!? Dlaczego!?
Nie słuchała mnie.
- Nie wiemy jednak jakim typem faery jesteś. Twoje oczy są naszą jedyną wskazówką…  Dopóki nie ujawnisz jakichś specjalnych mocy lub talentów, trudno będzie… – Ezarel przerwał jej.
- Doskonale zna się na leśnej faunie i florze. Samodzielnie odkaziła sobie rany Khamerinem, dodatkowo oswoiła małego Plumboleca bez pomocy chowańca.
Wyjęłam Serafinę spod kurtki.
- Oh, jaka słodka! – Ykhar zachwyciła się na chwilę, ale Miiko uciszyła ją.
- Znalazła Khamerin? Dużo?
- Co najmniej roczny zapas.
- Cóż.. Jednak na coś się przydałaś. – Przełknęłam tę uwagę. – W takim razie prawdopodobnie jesteś po części jakąś istotą związaną z lasem.
- To znaczy?
- po części elfką… Driadą… Nigdy się raczej nie dowiemy na pewno.
- Mhm… - Przytaknęłam wkładając do ust kremową gąsienicę. Miiko zastygła w obrzydzeniu, wszyscy dziwnie się na mnie spojrzeli..
- Wiesz, że to nie jadalne…? – Kero zaczął powoli. – Może Cię po tym rozboleć brzuch… Smak Ci nie przeszkadza?
- Ależ skąd, smakuje jak rurka z kremem…  - Poczęstowałam Serafinę, która była wyraźnie niezadowolona z faktu, że tylko ja jem.
- W… - Miiko przełknęła ślinę, wyglądała, jakby powstrzymywała wymioty. Ykhar szybko opuściła salę… - W każdym razie… Nie dodadzą Ci energii. Nie możemy jeść tutejszego jedzenia, a raczej… Możemy, ale zapełnią one tylko uczucie głodu. Nie sprawią, że odżywisz swoje ciało…
- Oh… Ale mogę je jeść…?
- Jeśli rozboli Cię brzuch idź do Ewelein i przestań to jeść… Jeśli nie, nie widzę przeciwskazań… Ale nie rób tego przy nas… W każdym razie chciałam Cię zapytać o Twoją rodzinę… Twoi rodzice są Twoimi prawdziwymi rodzicami?
- Tak, jestem tego pewna.
- Nie byłaś adoptowana?
- Nie, poza tym jestem bardzo podobna do jednej z moich prababek. Ponoć mam oczy właśnie po niej.
- Rozumiem… W takim razie prawdopodobnie jakiś faery związał się z człowiekiem… I tak to trwało przez pokolenia. W każdym razie teraz tego nie rozwiążemy… Cóż, skoro już musisz tutaj zostać, damy Ci pokój.
Mój własny pokój? Dopiero teraz poczułam, jaka jestem zmęczona. Ezarel obwiązał bandażami moje dłonie, więc nie musiałam iść do pielęgniarki.
- Idź, Jamon pokaże Ci Twój pokój. –Wszyscy zaczęli wychodzić, ale coś mi się przypomniało.
- Miiko, poczekaj…!
- O co chodzi?
- Znalazłam kolejny kryształ.
- CO?! - Wszyscy którzy jeszcze byli w Sali krzyknęli.
- Gdzie go znalazłaś!? – był w dziupli drzewa… - Podałam jej kamyk.
- Dwa w ciągu jednego dnia… To więcej, niż my znaleźliśmy w ciągu tygodni…
- Mogę jej go dać?
- Hmn… - Spojrzała na mnie nieufnie, ale w końcu powiedziała. – Zgoda.
Podeszłam do kryształu. Tak jak wcześniej, oba zalśniły i złączyły się. Dotknęłam dłonią kryształu. Nagle poczułam się dziwnie… Zrobiło mi się smutno, miałam ochotę płakać. Poza tym miałam wrażenie, że z tego kryształu emanuje jakaś dziwna energia… Szybko cofnęłam rękę.
- No, chyba już wystarczy. – Miiko ponagliła mnie tupiąc nogą.
- Tak, przepraszam… Jestem bardzo zmęczona..
- Wiele dzisiaj przeszłaś… Idź do swojego pokoju.
Poszłam za Jamonem. Zaprowadził mnie do pokoju, to co zobaczyłam nie było… Tym czego się spodziewałam.
- To jest mój pokój…?
- Tak.
- Ale… Tu nie ma nawet materaca. Jak ja mam tu spać?!
- Gardienne ciężko pracować, Gardienne zmęczona, Gardienne spać i tutaj.
- Ale…
Poszedł. Nie miałam już sił dyskutować. Po prostu położyłam się do… „łóżka”. Byłam tak zmęczona, że rzeczywiście usnęłam. W sumie teraz usnęłabym w każdych warunkach…
- Nie powinniśmy tego robić… - Usłyszałam mój znajomy, kobiecy głos.
- Nie bój się… Tylko na chwilę, wszystko będzie dobrze. Nic się nie stanie, nie odchodzisz daleko…
- N-no dobrze…
Nie widziałam za bardzo gdzie szliśmy. Wszystko było jak przez mgłę. Mężczyzna chwycił mnie za dłoń i wprowadził do pokoju.
- Oh… To jest Twój pokój!? Jaki piękny! Też chciałabym mieć taki… Co to jest To zielone?
- To? Dywan z trawy. Podoba Ci się?
- Tak… Trawa… Chciałabym móc ją zobaczyć…
Obudził mnie okropny ból pleców. Łóżko zdecydowanie nie nadawało się do spania… Sen, który miałam zaczął powoli zanikać. Chciałam zachować z niego jak najwięcej, ale nie miałam tego nawet gdzie zapisać. Przypomniało mi się jednak co innego…
Musisz stąd odejść…
Przełknęłam ślinę. Jedno było pewne, nie jestem w stanie tutaj spać. Wstałam i poszłam do biblioteki. Wszędzie było ciemno. Serafina poszła na swoją pierwszą misję poszukiwawczą. Ciekawe, kiedy wróci… Na szczęście chowańca Kero nigdzie nie było, zdjęłam jedną z grubych firan, usiadłam na fotelu, okryłam się i usnęłam.
- Gardienne?!
- Uhm… Co?
- Co ty tutaj robisz? – Kero wyglądał na zszokowanego widząc mnie tutaj. – Jest piąta rano, przyszłaś poczytać?
- Nie… Bolą mnie plecy.
- W takim razie powinnaś iść do Ewelein… To po tym wypadku, tak? Jak wpadłaś do dziury?
- Nie… Nie mam nawet materaca w pokoju, próbowałam tam spać, ale.. Ostatecznie przyszłam tutaj.
- Nie… Nie odważyła się…
- Chcesz się przekonać?
- Hmn..  Nie, wierzę Ci. Ewelein jest teraz na misji, ale Ezarel powinien mieć coś na ból pleców. Chodźmy do niego.
- O tej porze?
- Oh, jestem pewien, że Ci pomoże.
Kero zaprowadził mnie przed pokój Ezarela. Pukaliśmy kilkakrotnie zanim otworzył.
- Kero.. o co… Hmn… T y?
- Um… Ezarel, zastanawiałam się, czy masz jakiś lek przeciwbólowy, oddałam moje zioła, a strasznie…
- NIE. – Zatrzasnął przed nami drzwi.
- Um… Cóż… - Kero widocznie się tego nie spodziewał.- W takim razie zostaje nam czekać na Ewelein.
- Gdzie ona jest?
- Poszła z Nevrą i Chrome po zioła, które znalazłaś.
- Chrome?
- Jeszcze go nie poznałaś, prawa? Wkrótce na pewno go zobaczysz.
Kero pozwolił mi postać w bibliotece, kiedy on wykonywał swoją papierkową robotę. Poszłam rano do Ewelein, okazała się być bardzo miła. Obejrzała też moje dłonie i nie wiedzieć czemu, osłuchała i zajrzała w uszy… Poszłam do Miiko poprosić ją o inny pokój, albo chociaż materac, ale zbyła mnie szybko. Leiftan, który słyszał rozmowę doradził mi, abym spróbowała konfrontacji z Miiko w towarzystwie paru osób.
Valkyon, Nevra i Alajea zgodzili się bez problemu. Keroshane oczywiście także, jednak, gdy poprosiłam Ezarela…
- Niby czemu miałbym Ci pomagać?
- Żebym nie przychodziła w nocy po eliksiry przeciwbólowe.
- Nie obchodzi mnie to, to Twój problem, trzeba było nie budzić mnie w nocy. Teraz masz za swoje. – Wyszedł z laboratorium… Zostawiając swoją kurtkę na krześle…
- Mwahaha…
Nucąc pod nosem myłam podłogę w swoim pokoju. W zasadzie zaczęła wyglądać całkiem nieźle.
- Już nie idziesz spotkać się z Miiko? – Kero zapytał zdziwiony. – I… Czy to nie jest czasem kurtka Ezarela…?
- Moja kurtka!? – Ezarel wprost wparował do mojego pokoju i pozbierał swoją własność z podłogi.
- Ty…! – Spojrzał na mnie.
- Ohhh! To Twoja kurtka! Przepraszaaam… Myślałam, że to szmata do podłogi, leżała na ziemi koło krzesła w laboratorium… - Uśmiechnęłam się uśmiechem godnym Ezarela. – A więc wracając do mojego pokoju… Obawiam się, że musisz mi ją zostawić, wiesz, już i tak jest brudna a czymś muszę tę podłogę umyć…
- Idziemy do Miiko…! – Wycedził przez zęby. Kero poszedł za nami, pozostali już się zebrali. Ezarel wyminął ich wściekle, wciąż ze swoją kurtką w dłoni (która wyglądała teraz rzeczywiście jak szmatka do podłogi) i wszedł do kryształowej sali, a za nim pozostali.
- Wy…? Co się… Ah, rozumiem…
- Umyła tą brudną, stęchłą, pełną pajęczyn podłogę moją kurtką!! – Ezarel cisnął nią o podłogę.
Uśmiechnęłam się niewinnie
- Leżała na podłodze, myślałam, że to ścierka… Chciałam tylko doprowadzić ten pokój jakoś do porządku…
- Poza tym dziewczyna nie ma materaca. – Dodał Valkyon. Razem z Nevrą ciężko było im powstrzymać śmiech. – Nie może tak spać, wojownik musi być wypoczęty.
- Poza tym chce ukraść moje łóżko!
- Nevra, udam, że tego nie słyszałam… -Westchnęła. – Niestety to jedyny dostępny pokój… W takim razie wybierz sobie kogoś, kto się nim zajmie.
- CO?! – Chłopaki najwyraźniej nie byli zachwyceni tym pomysłem.
- Oh, Jestem pewna, że Ezarel jako szef mojej straży i mój mentor zrobi to z radością. Pozostali odetchnęli z ulgą. Elf wziął wściekle swoją kurtkę z podłogi i wyszedł bez słowa. – Jestem ciekawa, czy naprawdę to zrobi..
- Zrobi. – Miko odparła spokojnie. – Wie, co go czeka, jeśli tego nie zrobi…
Przynajmniej wiadomo kto tu rządzi.
- Proponowałabym też, żebyście zaprzestali tej swojej… Małej wojny. To szef Twojej straży… Nie chcę, żeby były z tego powodu jakieś nieprzyjemności.
Z ciężkim sercem musiałam przyznać Miiko rację. Chyba mimo wszystko powinnam spróbować się z nim pogodzić, w końcu wczoraj przyszedł mi pomóc…

1 komentarz:

  1. Hahahahaha :D Taką Gardzie to ja lubię :D
    Potrafi się odgryźć, coś czuję że Ezarel w końcu ulegnie jej XD
    Życzę weny i czekam na next :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń