Dotarliśmy do kwatery. Miiko
wpadła w panikę, gdy mnie zobaczyła.
- Gdzie ty byłaś!? – Ofuknęła
mnie jeszcze w drzwiach
- Z Chromem! – Powiedziałam
szybko. Poszliśmy szukać chowańca, mamy go!
- Ktoś przechwycił list –
Wilkołak dodał szybko. – Znaleźliśmy też niedaleko kawałek kryształu.
Miiko starała się zachować
spokój. Wzięła kilka głębokich oddechów, po czym powiedziała łagodnie.
- Bardzo dobrze się spisałeś,
Chrome. Ty także, Gardienne… Ale informujcie mnie proszę, że wychodzicie.
Chrome, zanieś Serypheona do lecznicy, Gardienne, oddajmy kryształ.
Przytaknęłam. Przyłożyłam
fragment do wielkiego kryształu, a ten natychmiast go wchłonął.
- To duży odłamek… Gdzie był?
- Wyrósł w nim kwiat. Piękny, ogromny,
ale pełen cierni. Był na małej polance.
- To nimi pocięłaś obie rękę?
Niech Ewelein to sprawdzi. Kolce nie były trujące?
- Nie wiem…
- Tym bardziej niech to sprawdzi…
Usłyszałam na korytarzu, jak Kero
woła imię swojego chowańca. Musiał go już zobaczyć. Uśmiechnęłam się lekko.
Odzyskał go… Ja Serafiny już nie odzyskam, ale… Cieszę się jego szczęściem.
- Idź już, Gardienne… Mam coś
ważnego do zrobienia. – Powiedziała jakby zmęczona tym wszystkim. Zostawiłam
ją. Poszłam do lecznicy dla chowańców, spodziewając się tam zastać Ewelein i
słusznie.
- Co z Twoim chowańcem? –
Zapytałam Kero, który gładził ptaka po dziobie.
- Złamane skrzydło i wyrwany
pazur u nogi.. – Powiedział z bladym uśmiechem. Pazur może i nie odrośnie, ale
skrzydło się zagoi.
- Ale… Będzie chodzić, tak?
- Tak, oczywiście! To tylko
lekkie uszkodzenie.
- A Ciebie co tu sprowadza? –
Zapytała Ewelein od razu chwytając moją rękę. Opowiedziałam jej o cierniach.
Wzięła kroplę mojej krwi i wlała do jakiegoś specjalnego płynu.
- Nie były zatrute… Założę
opatrunek… Chociaż w sumie to tylko otarcia, może lepiej, żeby goiły się same.
Dasz radę nie używać za bardzo tej ręki z dwa dni?
Dała mi maść i nakazała smarować
dwa razy dziennie przez dwa dni. Nic takiego. W zasadzie już następnego dnia
nie czułam bólu. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że to już TEN dzień.
Starałam się zachować spokój. W
końcu Ezarel sam powiedział, że upewniłby się, że Ewelein chce za niego wyjść,
prawda? Ale COŚ nadal nie dawało mi spokoju.
Zdenerwowana nie mogłam skupić się
na niczym. Ostatecznie Ezarel kazał mi skończyć pracę wcześniej po drugiej
zbitej zlewce.
- Mam nadzieję, że wkrótce jej
przejdzie… - Usłyszałam głos Ewelein. – Szczególnie, że chowaniec Kero się
znalazł… Sama go znalazła.
- Jestem tego pewien. – Odparł
Elf z dziwną pewnością siebie.
Usiadłam na łóżku. Zostali sami…
Mogą teraz… Ale Ezarel mówił, że to się robi publicznie… Serce biło mi w piersi
jak szalone. Patrzyłam tylko na zegarek. Dochodziło południe, później pierwsza…
Druga… Przerwa obiadowa. Ezarel może zrobić to teraz! Wstałam z zamiarem
wyjścia z pokoju, ale gdy otworzyłam drzwi ktoś właśnie w nich stanął.
- Ez… Co ty tutaj…
Elf zrobił minę, jakby przyszedł
do mnie od niechcenia. To mnie wcale nie pocieszyło.
- Mam mały problem… - Powiedział.
– Mój chowaniec przyniósł mi jajko chowańca, ale ja nie mam co z nim zrobić…
- Nie możesz go… Sprzedać na
targu?
- Nie mam czasu na takie łażenie.
Zajmij się nim dobrze? Nie mam kogo poprosić.
Po czym wcisnął mi w ręce jajko
i… Odszedł.
- Ugh… Ale… Jak się zająć
jajkiem?! – Zamrugałam szybko widząc wielkie, różowe jajo. Ostatecznie
położyłam je w miejscu, w którym spała Serafina. Jajko musi mieć ciepło…
Nie mając pewności co właściwie
zrobić zamknęłam pokój i poszłam na stołówkę. Najpierw coś zjem i sprawdzę co z
zaręczynami. Usiadłam i wzięłam porcję obiadową. Nie patrzyłam za bardzo co
wkładam do ust, dopóki nie wyczułam brukselki…
Ezarel siedział wraz z
pozostałymi chłopakami. Rozmawiali o czymś wyraźnie zaabsorbowani. Nevra
szturchnął elfa łokciem, a ten spojrzał zdziwiony.
- Cześć Gardienne! – Powiedziała
Ykhar radośnie. – Jeszcze nic? – Szepnęła do mnie wskazując gestem Ezarela.
Mrugneła do mnie.
- Nie, też czekam… W ogóle Ezarel
przyniósł mi dzisiaj jajko chowańca.
- Naprawdę! – Spojrzała
zdziwiona, ale jednocześnie podekscytowana – Jakie?
- Takie ładne, różowe.
- Ohhh…! Pewnie Jipinku, one są
przesłodkie!
- Nie, jest jasnoróżowe.
- Więc pimpel! Uwielbiam je! –
Wykrzyknęła.
- Haha, Pimpel przypominałby mi
Ciebie! Ale nie, takiego jajka jeszcze nie widziałam.
- Pokażesz mi go?!
- Oczywiście… Ale nie wiem, jak
go wykluć.
- Kero da Ci inkubator, wszystko
Ci wyjaśni, możemy pójść do niego razem, ale… Ale po przerwie obiadowej… - Usiadła patrząc cierpliwie na Ezarela. Do
środka weszła Ewelein. Nevra i Valkyon szybko się oddalili podchodząc do nas.
- To zapewne będzie teraz… -
Powiedział Valkyon. Ykhar przytaknęła.
Ewelein dosiadła się do Ezarela.
Rozmawiali.
Rozmawiali…
Rozmawiali…
I… Przerwa obiadowa się
skończyła.
- Czyli jeszcze nie… -
Powiedziała Ykhar zasmucona.
- Może czeka na odpowiedniejszą
porę. – Dodał Nevra. Może na kolacji, wiecie, przy światłach…
Przytaknęliśmy i poszliśmy.
Rozdzieliliśmy się przy wyjściu, ja poszłam z Ykhar do Kero, chłopaki załatwiać
swoje sprawy.
- Naprawdę dostałaś chowańca? Od
Ezarela!? – Zdziwił się. – Jaki to chowaniec?
- Jeszcze nie wiemy. – Mała
Brownie aż podskakiwała – Ale zaraz go zobaczę, na pewno rozpoznam!
Kero poinstruował mnie jak
umieścić jajko w inkubatorze i że każdy chowaniec wymaga innej ilości czasu, by
się wykluć. Dał mi inkubator za darmo mówiąc, że jest mi to winien. Po krótkiej
sprzeczce przyjęłam go.
- Koniecznie mi powiedz, co tam
dostałaś. – Powiedział do mnie na odchodne.
Poszłyśmy z Ykhar do mojego
pokoju. Cała podekscytowana weszła i od razu się rozejrzała.
- No pokazuj, gdzie masz tego
słodziaka? Tak sobie pomyślałam, to może być mały Dalafa, w końcu masz go od
Ezarela!
- Haha, jest tutaj, spójrz!
Wskazałam jej miejsce Serafiny.
Mała Brownie od razu spojrzała, ale uśmiech od razu spełzł z jej twarzy.
- O nie… Nie, nie, nie! –
Wykrzyknęła. Zrobiła się zielonkawa na twarzy.
- Ykhar… Wszystko gra?
- Nie, nie! To wszystko nie
tak!!!
Wybiegła. Stałam jak wryta z
inkubatorem w dłoniach. O co chodzi? Coś nie tak z tym chowańcem? Może to jakiś
żart wysmażony przez Ezarela…? Spojrzałam na jajko. Chyba jest prawdziwe…
Prawda?
Westchnęłam. Wykluję je… Jak się
nie da, to najwyżej, zrobię mu z niego omlet.
Włożyłam jajko do inkubatora,
tak, jak poinstruował mnie Kero. Jajko wyglądało na.. Prawdziwe. Widziałam już
wcześniej jajka… Chociaż jeszcze nie takie. Posiedziałam chwilę. Chowaniec
wciąż się nie wykluł, ale temu pewnie trzeba czasu. Wyszłam w końcu do
łazienki. Usłyszałam rozmowę Karenn i Alajei.
- Biedna Ewelein, chyba jest
zrozpaczona…
- Ykhar niepotrzebnie wszystko
rozpaplała za wcześnie… - Alajea zrobiła krzywą minę.
- Co się dzieje? – Zapytałam.
Obie zmieszały się widząc mnie. – Ej… No co jest.
- To nie jej wina. – Powiedziała
w końcu Karenn do Alajei.
- Uh… - Syrena odwróciła wzrok.
- Co nie moja wina? – Zapytałam
już lekko nerwowa.
- Wiesz… Musimy już iść. – Alajea
szturchnęła wampirzycę.
- Tak…
Odeszły. Co się stało Ewelein?
Może… Nie przyjęła zaręczyn? Może Karenn słyszała moją rozmowę z Ezem?! –
Zrobiło mi się słabo… Ale…
Wróciłam do swojego pokoju i
zdjęłam maść ze stolika. Posmarowałam rękę po raz ostatni i pobiegłam do
przychodni zahaczając jeszcze o łazienkę.
- Halo…? – Zapukałam delikatnie.
- Wejdź..
- Przyszłam oddać maść…
Ewelein siedziała przy biurku,
wypełniała jakieś papiery. Wyglądała, jakby płakała wcześniej.
- Połóż. – Powiedziała sucho.
Zawahałam się.
- Ewelein… Ja… Wiem, że to może
nie moja sprawa, ale.. Coś poszło… Nie tak?
Spojrzała na mnie szczerze
zdumiona.
- Z… Czym? – Zapytała nieco
wrogo.
- No… Oświadczył Ci się… T-tak..?
Chyba nie powinnam pytać, wybacz… - Odwróciłam się, ale Ewelein odpowiedziała.
- Nie było żadnych oświadczyn.
- Jak to…? Ale.. Dzień się
jeszcze nie skończył..! – Zaprotestowałam, ale Elfica pokręciła głową.
- I nie będzie. Ty nic nie
wiesz…?
- N-nie… Byłam cały dzień w swoim
pokoju… Wyszłam tylko na obiad i po inkubator… Ezarel dał mi chowańca.
- Jakiego?
- Jeszcze nie wiem… Nie wykluł
się, ale Ykhar dziwnie zareagowała…
- Czyli nie wiesz… Nie mogę Cię
przecież winić. Ykhar już mnie przepraszała, że za szybko wszystko oceniła. –
Ewelein westchnęła ciężko. – Ale wiesz… Przemyślałam to i… Cieszę się. Nie
byłam pewna tego małżeństwa, tylko… Nastawiłam się na dzisiaj. Teraz wiem, że
mam jeszcze czas.
Przełknęłam ślinę.
- O czym nie wiem? – Zapytałam
już naprawdę zdenerwowana.
- Chowaniec, którego Ci dał…
Musiał się nieźle natrudzić, żeby go dla Ciebie zdobyć. Poza tym jego przynęta
jest bardzo droga…
- Zaraz… Ezarel powiedział, że
jego chowaniec przypadkiem go znalazł w podróży… I daje mi go, bo nie ma z nim
co zrobić!
- Tak Ci powiedział? – Ewelein w
końcu się roześmiała. – Nie, musiał to zaplanować. Ezarel też kiedyś stracił
chowańca i on chyba wie najlepiej, że najlepszym lekarstwem na utratę chowańca
jest… Nowy chowaniec.
- Czyli… Specjalnie go dla mnie
zdobył?
- Tak. – elfica uśmiechnęła się łagodnie. – Chyba
muszę Cię przeprosić.. Z początku byłam na Ciebie zła, ale… Teraz wiem, że nie
miałaś o niczym pojęcia… W sumie wiedziałam już od Ykhar. No i pomogłaś mi
tamtą rozmową w ogrodzie… Dbaj o swojego nowego chowańca, jest bardzo rzadki.
Można go złapać tylko wczesną wiosną. – Po chwili dodała. – A przynętą na niego
jest lśniący pierścionek.
Serce mi stanęło. Ezarel nie
kupił pierścionka ZARĘCZYNOWEGO. Teraz wszystko nabrało sensu…! Ykhar widziała
go z pierścionkiem i najwidoczniej nie pomyślała o chowańcu. Ezarel nie
domyślał się o czym wszyscy mówią, bo nie wiedział, że ktoś widział go z
pierścionkiem i że wszyscy dopowiedzieli sobie swoje. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Ewelein… Tak mi przykro…
- Niepotrzebnie. To my
dopowiedzieliśmy sobie swoje… To tylko pokazuje, że nie należy wyciągać
pochopnych wniosków. Nie martw się o mnie. – Dodała. – Tak jest lepiej. Jest
dokładnie tak, jak chciałam.
Wróciłam do pokoju. Zdumiałam się
widząc Ezarela stojącego pod moimi drzwiami z jakimś woreczkiem.
- No nareszcie! – Zawołał. –
Zaraz się wykluje!
- C-co!?
Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Widziałem, jak wychodzisz od
Kero z inkubatorem. Zaraz będzie.
Zszokowana otworzyłam szybko
drzwi. Chowaniec jeszcze się nie wykluł. Elf uznał to za zaproszenie i wparował
do środka.
- Przyniosłem Ci trochę jedzenia,
później sama będziesz musiała je kupować.
- Co to jest? Zapytałam
zaciekawiona oglądając słodycze.
- Cukierki miłości. Przysmak tego
chowańca.
Wzięłam do ust cukierek. Miał
pyszny truskawkowy smak. Wzięłam kolejnego, ten z kolei był jagodowy.
- Hej, hej, zostaw trochę dla
chowańca! Jak się wykluje będzie głodny.
- Ale one są… PYSZNE! –
Zawołałam.
- Gardzia nie wzgardzi – Elf
zaśmiał się wesoło.
- Ej…
- O, patrz!
Jajko rozbłysło, natychmiast się
odwróciłam. Podeszłam bliżej. Skorupka znikła, a na kocyku leżała mała, różowa
kuleczka. Zatrzepotała małymi skrzydełkami, ale jej ciałko było wyraźnie za
ciężkie, więc nie uniosło się nawet o centymetr.
- To jest Valuret. – Wziął
chowańca na ręce i obejrzał go. – Chłopiec… Wybacz, nie miałem szans trafić.
G-Gardienne?
- Jest wspaniały! – Powiedziałam
przez łzy tak niewyraźnie, że sama bym się nie zrozumiała. Ale Elf zrozumiał i
podał mi zwierzaczka do rąk. Przytuliłam go. Był taki cieplutki i miał takie
mięciutkie futerko.
- Chciałem Ci kupić Ciralaka… To
taki trzygłowy kot, ale nie było żadnego na targu, a je można spotkać tylko
jesienią… Ale to też jest takie trochę… Kotopodobne…
- Jest świetny… T-tak się cieszę…
- Zaczęłam szlochać.
- Już, już, bekso.
Pogładził mnie po głowie. W tym
momencie popierałam w pełni murem Valkyona, który bał się wypuścić Floppy na
poszukiwania. To stworzonko było takie malutkie…
- Nakarm go i naciesz się nim. No
i musisz go jeszcze nazwać. – Uśmiechnął się szeroko. - Ja mam mnóstwo roboty,
zostawię Cię.
Pokiwałam głową. Żadne słowa nie
mogły wyrazić teraz tego, jaka byłam wdzięczna. Ale Ezarel to zrozumiał…
Cóż mogę rzec… Chino powinna się
ode mnie uczyć trollowania! :D Widziałam, że wielu z was robiło już dramę ze
ślubem i też bardzo chciałam ją zrobić, ale… Cenię sobie oryginalność :3.
Specjalnie czekałam do okresu okołowalentynkowego, choć już przed świętami mnie
korciło. Jestem ciekawa czy i w którym momencie się kapnęłyście, o co w tym
wszystkim tak naprawdę chodzi. Długo planowałam tę „dramę” mam nadzieję, że wam
się podobała ^^.