środa, 25 stycznia 2017

Rozdział XLI

Ostatni rozdział w najbliższym czasie. Sesja, W weekend mnie nie ma, po weekendzie mam wreszcie wolne i wyjeżdżam do chłopaka na pół tygodnia... Toteż.. ENJOY!




Dotarliśmy do kwatery. Miiko wpadła w panikę, gdy mnie zobaczyła.
- Gdzie ty byłaś!? – Ofuknęła mnie jeszcze w drzwiach
- Z Chromem! – Powiedziałam szybko. Poszliśmy szukać chowańca, mamy go!
- Ktoś przechwycił list – Wilkołak dodał szybko. – Znaleźliśmy też niedaleko kawałek kryształu.
Miiko starała się zachować spokój. Wzięła kilka głębokich oddechów, po czym powiedziała łagodnie.
- Bardzo dobrze się spisałeś, Chrome. Ty także, Gardienne… Ale informujcie mnie proszę, że wychodzicie. Chrome, zanieś Serypheona do lecznicy, Gardienne, oddajmy kryształ.
Przytaknęłam. Przyłożyłam fragment do wielkiego kryształu, a ten natychmiast go wchłonął.
- To duży odłamek… Gdzie był?
- Wyrósł w nim kwiat. Piękny, ogromny, ale pełen cierni. Był na małej polance.
- To nimi pocięłaś obie rękę? Niech Ewelein to sprawdzi. Kolce nie były trujące?
- Nie wiem…
- Tym bardziej niech to sprawdzi…
Usłyszałam na korytarzu, jak Kero woła imię swojego chowańca. Musiał go już zobaczyć. Uśmiechnęłam się lekko. Odzyskał go… Ja Serafiny już nie odzyskam, ale… Cieszę się jego szczęściem.
- Idź już, Gardienne… Mam coś ważnego do zrobienia. – Powiedziała jakby zmęczona tym wszystkim. Zostawiłam ją. Poszłam do lecznicy dla chowańców, spodziewając się tam zastać Ewelein i słusznie.
- Co z Twoim chowańcem? – Zapytałam Kero, który gładził ptaka po dziobie.
- Złamane skrzydło i wyrwany pazur u nogi.. – Powiedział z bladym uśmiechem. Pazur może i nie odrośnie, ale skrzydło się zagoi.
- Ale… Będzie chodzić, tak?
- Tak, oczywiście! To tylko lekkie uszkodzenie.
- A Ciebie co tu sprowadza? – Zapytała Ewelein od razu chwytając moją rękę. Opowiedziałam jej o cierniach. Wzięła kroplę mojej krwi i wlała do jakiegoś specjalnego płynu.
- Nie były zatrute… Założę opatrunek… Chociaż w sumie to tylko otarcia, może lepiej, żeby goiły się same. Dasz radę nie używać za bardzo tej ręki z dwa dni?
Dała mi maść i nakazała smarować dwa razy dziennie przez dwa dni. Nic takiego. W zasadzie już następnego dnia nie czułam bólu. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że to już TEN dzień.
Starałam się zachować spokój. W końcu Ezarel sam powiedział, że upewniłby się, że Ewelein chce za niego wyjść, prawda? Ale COŚ nadal nie dawało mi spokoju.
Zdenerwowana nie mogłam skupić się na niczym. Ostatecznie Ezarel kazał mi skończyć pracę wcześniej po drugiej zbitej zlewce.
- Mam nadzieję, że wkrótce jej przejdzie… - Usłyszałam głos Ewelein. – Szczególnie, że chowaniec Kero się znalazł… Sama go znalazła.
- Jestem tego pewien. – Odparł Elf z dziwną pewnością siebie.
Usiadłam na łóżku. Zostali sami… Mogą teraz… Ale Ezarel mówił, że to się robi publicznie… Serce biło mi w piersi jak szalone. Patrzyłam tylko na zegarek. Dochodziło południe, później pierwsza… Druga… Przerwa obiadowa. Ezarel może zrobić to teraz! Wstałam z zamiarem wyjścia z pokoju, ale gdy otworzyłam drzwi ktoś właśnie w nich stanął.
- Ez… Co ty tutaj…
Elf zrobił minę, jakby przyszedł do mnie od niechcenia. To mnie wcale nie pocieszyło.
- Mam mały problem… - Powiedział. – Mój chowaniec przyniósł mi jajko chowańca, ale ja nie mam co z nim zrobić…
- Nie możesz go… Sprzedać na targu?
- Nie mam czasu na takie łażenie. Zajmij się nim dobrze? Nie mam kogo poprosić.
Po czym wcisnął mi w ręce jajko i… Odszedł.
- Ugh… Ale… Jak się zająć jajkiem?! – Zamrugałam szybko widząc wielkie, różowe jajo. Ostatecznie położyłam je w miejscu, w którym spała Serafina. Jajko musi mieć ciepło…
Nie mając pewności co właściwie zrobić zamknęłam pokój i poszłam na stołówkę. Najpierw coś zjem i sprawdzę co z zaręczynami. Usiadłam i wzięłam porcję obiadową. Nie patrzyłam za bardzo co wkładam do ust, dopóki nie wyczułam brukselki…
Ezarel siedział wraz z pozostałymi chłopakami. Rozmawiali o czymś wyraźnie zaabsorbowani. Nevra szturchnął elfa łokciem, a ten spojrzał zdziwiony.
- Cześć Gardienne! – Powiedziała Ykhar radośnie. – Jeszcze nic? – Szepnęła do mnie wskazując gestem Ezarela. Mrugneła do mnie.
- Nie, też czekam… W ogóle Ezarel przyniósł mi dzisiaj jajko chowańca.
- Naprawdę! – Spojrzała zdziwiona, ale jednocześnie podekscytowana – Jakie?
- Takie ładne, różowe.
- Ohhh…! Pewnie Jipinku, one są przesłodkie!
- Nie, jest jasnoróżowe.
- Więc pimpel! Uwielbiam je! – Wykrzyknęła.
- Haha, Pimpel przypominałby mi Ciebie! Ale nie, takiego jajka jeszcze nie widziałam.
- Pokażesz mi go?!
- Oczywiście… Ale nie wiem, jak go wykluć.
- Kero da Ci inkubator, wszystko Ci wyjaśni, możemy pójść do niego razem, ale… Ale po przerwie obiadowej…  - Usiadła patrząc cierpliwie na Ezarela. Do środka weszła Ewelein. Nevra i Valkyon szybko się oddalili podchodząc do nas.
- To zapewne będzie teraz… - Powiedział Valkyon. Ykhar przytaknęła.
Ewelein dosiadła się do Ezarela. Rozmawiali.
Rozmawiali…
Rozmawiali…
I… Przerwa obiadowa się skończyła.
- Czyli jeszcze nie… - Powiedziała Ykhar zasmucona.
- Może czeka na odpowiedniejszą porę. – Dodał Nevra. Może na kolacji, wiecie, przy światłach…
Przytaknęliśmy i poszliśmy. Rozdzieliliśmy się przy wyjściu, ja poszłam z Ykhar do Kero, chłopaki załatwiać swoje sprawy.
- Naprawdę dostałaś chowańca? Od Ezarela!? – Zdziwił się. – Jaki to chowaniec?
- Jeszcze nie wiemy. – Mała Brownie aż podskakiwała – Ale zaraz go zobaczę, na pewno rozpoznam!
Kero poinstruował mnie jak umieścić jajko w inkubatorze i że każdy chowaniec wymaga innej ilości czasu, by się wykluć. Dał mi inkubator za darmo mówiąc, że jest mi to winien. Po krótkiej sprzeczce przyjęłam go.
- Koniecznie mi powiedz, co tam dostałaś. – Powiedział do mnie na odchodne.
Poszłyśmy z Ykhar do mojego pokoju. Cała podekscytowana weszła i od razu się rozejrzała.
- No pokazuj, gdzie masz tego słodziaka? Tak sobie pomyślałam, to może być mały Dalafa, w końcu masz go od Ezarela!
- Haha, jest tutaj, spójrz!
Wskazałam jej miejsce Serafiny. Mała Brownie od razu spojrzała, ale uśmiech od razu spełzł z jej twarzy.
- O nie… Nie, nie, nie! – Wykrzyknęła. Zrobiła się zielonkawa na twarzy.
- Ykhar… Wszystko gra?
- Nie, nie! To wszystko nie tak!!!
Wybiegła. Stałam jak wryta z inkubatorem w dłoniach. O co chodzi? Coś nie tak z tym chowańcem? Może to jakiś żart wysmażony przez Ezarela…? Spojrzałam na jajko. Chyba jest prawdziwe… Prawda?
Westchnęłam. Wykluję je… Jak się nie da, to najwyżej, zrobię mu z niego omlet.
Włożyłam jajko do inkubatora, tak, jak poinstruował mnie Kero. Jajko wyglądało na.. Prawdziwe. Widziałam już wcześniej jajka… Chociaż jeszcze nie takie. Posiedziałam chwilę. Chowaniec wciąż się nie wykluł, ale temu pewnie trzeba czasu. Wyszłam w końcu do łazienki. Usłyszałam rozmowę Karenn i Alajei.
- Biedna Ewelein, chyba jest zrozpaczona…
- Ykhar niepotrzebnie wszystko rozpaplała za wcześnie… - Alajea zrobiła krzywą minę.
- Co się dzieje? – Zapytałam. Obie zmieszały się widząc mnie. – Ej… No co jest.
- To nie jej wina. – Powiedziała w końcu Karenn do Alajei.
- Uh… - Syrena odwróciła wzrok.
- Co nie moja wina? – Zapytałam już lekko nerwowa.
- Wiesz… Musimy już iść. – Alajea szturchnęła wampirzycę.
- Tak…
Odeszły. Co się stało Ewelein? Może… Nie przyjęła zaręczyn? Może Karenn słyszała moją rozmowę z Ezem?! – Zrobiło mi się słabo… Ale…
Wróciłam do swojego pokoju i zdjęłam maść ze stolika. Posmarowałam rękę po raz ostatni i pobiegłam do przychodni zahaczając jeszcze o łazienkę.
- Halo…? – Zapukałam delikatnie.
- Wejdź..
- Przyszłam oddać maść…
Ewelein siedziała przy biurku, wypełniała jakieś papiery. Wyglądała, jakby płakała wcześniej.
- Połóż. – Powiedziała sucho.
Zawahałam się.
- Ewelein… Ja… Wiem, że to może nie moja sprawa, ale.. Coś poszło… Nie tak?
Spojrzała na mnie szczerze zdumiona.
- Z… Czym? – Zapytała nieco wrogo.
- No… Oświadczył Ci się… T-tak..? Chyba nie powinnam pytać, wybacz… - Odwróciłam się, ale Ewelein odpowiedziała.
- Nie było żadnych oświadczyn.
- Jak to…? Ale.. Dzień się jeszcze nie skończył..! – Zaprotestowałam, ale Elfica pokręciła głową.
- I nie będzie. Ty nic nie wiesz…?
- N-nie… Byłam cały dzień w swoim pokoju… Wyszłam tylko na obiad i po inkubator… Ezarel dał mi chowańca.
- Jakiego?
- Jeszcze nie wiem… Nie wykluł się, ale Ykhar dziwnie zareagowała…
- Czyli nie wiesz… Nie mogę Cię przecież winić. Ykhar już mnie przepraszała, że za szybko wszystko oceniła. – Ewelein westchnęła ciężko. – Ale wiesz… Przemyślałam to i… Cieszę się. Nie byłam pewna tego małżeństwa, tylko… Nastawiłam się na dzisiaj. Teraz wiem, że mam jeszcze czas.
Przełknęłam ślinę.
- O czym nie wiem? – Zapytałam już naprawdę zdenerwowana.
- Chowaniec, którego Ci dał… Musiał się nieźle natrudzić, żeby go dla Ciebie zdobyć. Poza tym jego przynęta jest bardzo droga…
- Zaraz… Ezarel powiedział, że jego chowaniec przypadkiem go znalazł w podróży… I daje mi go, bo nie ma z nim co zrobić!
- Tak Ci powiedział? – Ewelein w końcu się roześmiała. – Nie, musiał to zaplanować. Ezarel też kiedyś stracił chowańca i on chyba wie najlepiej, że najlepszym lekarstwem na utratę chowańca jest… Nowy chowaniec.
- Czyli… Specjalnie go dla mnie zdobył?
- Tak.  – elfica uśmiechnęła się łagodnie. – Chyba muszę Cię przeprosić.. Z początku byłam na Ciebie zła, ale… Teraz wiem, że nie miałaś o niczym pojęcia… W sumie wiedziałam już od Ykhar. No i pomogłaś mi tamtą rozmową w ogrodzie… Dbaj o swojego nowego chowańca, jest bardzo rzadki. Można go złapać tylko wczesną wiosną. – Po chwili dodała. – A przynętą na niego jest lśniący pierścionek.
Serce mi stanęło. Ezarel nie kupił pierścionka ZARĘCZYNOWEGO. Teraz wszystko nabrało sensu…! Ykhar widziała go z pierścionkiem i najwidoczniej nie pomyślała o chowańcu. Ezarel nie domyślał się o czym wszyscy mówią, bo nie wiedział, że ktoś widział go z pierścionkiem i że wszyscy dopowiedzieli sobie swoje. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Ewelein… Tak mi przykro…
- Niepotrzebnie. To my dopowiedzieliśmy sobie swoje… To tylko pokazuje, że nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Nie martw się o mnie. – Dodała. – Tak jest lepiej. Jest dokładnie tak, jak chciałam.
Wróciłam do pokoju. Zdumiałam się widząc Ezarela stojącego pod moimi drzwiami z jakimś woreczkiem.
- No nareszcie! – Zawołał. – Zaraz się wykluje!
- C-co!?
Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Widziałem, jak wychodzisz od Kero z inkubatorem. Zaraz będzie.
Zszokowana otworzyłam szybko drzwi. Chowaniec jeszcze się nie wykluł. Elf uznał to za zaproszenie i wparował do środka.
- Przyniosłem Ci trochę jedzenia, później sama będziesz musiała je kupować.
- Co to jest? Zapytałam zaciekawiona oglądając słodycze.
- Cukierki miłości. Przysmak tego chowańca.
Wzięłam do ust cukierek. Miał pyszny truskawkowy smak. Wzięłam kolejnego, ten z kolei był jagodowy.
- Hej, hej, zostaw trochę dla chowańca! Jak się wykluje będzie głodny.
- Ale one są… PYSZNE! – Zawołałam.
- Gardzia nie wzgardzi – Elf zaśmiał się wesoło.
- Ej…
- O, patrz!
Jajko rozbłysło, natychmiast się odwróciłam. Podeszłam bliżej. Skorupka znikła, a na kocyku leżała mała, różowa kuleczka. Zatrzepotała małymi skrzydełkami, ale jej ciałko było wyraźnie za ciężkie, więc nie uniosło się nawet o centymetr.



- To jest Valuret. – Wziął chowańca na ręce i obejrzał go. – Chłopiec… Wybacz, nie miałem szans trafić. G-Gardienne?
- Jest wspaniały! – Powiedziałam przez łzy tak niewyraźnie, że sama bym się nie zrozumiała. Ale Elf zrozumiał i podał mi zwierzaczka do rąk. Przytuliłam go. Był taki cieplutki i miał takie mięciutkie futerko.
- Chciałem Ci kupić Ciralaka… To taki trzygłowy kot, ale nie było żadnego na targu, a je można spotkać tylko jesienią… Ale to też jest takie trochę… Kotopodobne…
- Jest świetny… T-tak się cieszę… - Zaczęłam szlochać.
- Już, już, bekso.
Pogładził mnie po głowie. W tym momencie popierałam w pełni murem Valkyona, który bał się wypuścić Floppy na poszukiwania. To stworzonko było takie malutkie…
- Nakarm go i naciesz się nim. No i musisz go jeszcze nazwać. – Uśmiechnął się szeroko. - Ja mam mnóstwo roboty, zostawię Cię.
Pokiwałam głową. Żadne słowa nie mogły wyrazić teraz tego, jaka byłam wdzięczna. Ale Ezarel to zrozumiał…


Cóż mogę rzec… Chino powinna się ode mnie uczyć trollowania! :D Widziałam, że wielu z was robiło już dramę ze ślubem i też bardzo chciałam ją zrobić, ale… Cenię sobie oryginalność :3. Specjalnie czekałam do okresu okołowalentynkowego, choć już przed świętami mnie korciło. Jestem ciekawa czy i w którym momencie się kapnęłyście, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Długo planowałam tę „dramę” mam nadzieję, że wam się podobała ^^.

Rozdział XL



Informacja o pierścionku, zapewne dzięki Ykhar, rozniosła się szybko. Tak szybko, że dotarła nawet do samej Ewelein. Elfica miała lekki wyraz radości i triumfu na twarzy. Nic dziwnego, zapewne jest z tego powodu szczęśliwa. Pogratulowałyśmy jej wraz z Ykhar i Karenn. Oczywiście na nasze prośby obiecała, że wszystko nam opowie. Przy Ezarelu nikt nie starał się pokazać, ze cokolwiek wie. Elf zapytał nas raz, co się dzieje, ale nikt mu nie odpowiedział…
- Teraz już wiemy, czemu urwał się wtedy wcześniej z pracy! – Powiedziała Alajea, która już wróciła na swoje stanowisko. Zachowywała się trochę tak, jakby wcześniejsze wydarzenia nie miały miejsca. Zaakceptowałam to. W końcu razem pracujemy i chciałabym mieć z nią dobre stosunki.
Nawet Miiko zdawała się być zadowolona z sytuacji.
- Szykuje nam się ślub w straży… Nareszcie jakaś dobra wiadomość! – Pokiwała przychylnie głową.
Tego ranka poszłam do ogrodu muzyki. Pogoda była wyraźnie ciepła, szkoda było z tego nie skorzystać. Siedzenie w pokoju bez Serafiny po prostu mnie dołowało. Zdziwiłam się jednak widząc tam postać elficy pogrążonej w przemyśleniach.
Cześć, Ewelein! – Przywitałam ją z uśmiechem. – Jak się masz? Mogę usiąść?
- Hej… Jasne.
- Coś się stało? – Zapytałam widząc jej twarz. Nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w wodę. Wydawała się bardzo zamyślona. Zrobiło mi się trochę głupio, że jej przeszkodziłam… Chyba chciała pobyć sama.
- Wiesz… - Zaczęła nagle. – Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
- Ale.. Co?
- Małżeństwo… To znaczy… Kocham Ezarela… Albo myślę, że go kocham. Przyjaźnimy się od dzieciństwa, nasze rodziny się znają i świetnie się z nim dogaduję. Tylko… Nie czuję się jeszcze gotowa.
- Wiem doskonale, co czujesz. – Powiedziałam z westchnieniem. Spojrzała na mnie pytająco. – Zanim trafiłam do Eldaryi, właśnie skończyłam studia i przyszła dla mnie pora na wejście w dorosłe życie. Nie czułam się wcale gotowa, ale… Nie miałam wyboru. Jeśli naprawdę nie czujesz się gotowa na coś takiego, po prostu z nim porozmawiaj. Jeśli Cię kocha na pewno zrozumie.
Uśmiechnęła się blado.
- Jesteś taka słodka… Ale tutaj nie ma za bardzo odwrotu. Jeśli się nie zgodzę, to już na zawsze. Taka jest nasza zasada… Taki elfi zwyczaj. – Posłała mi uśmiech. – Ale… Dziękuję Ci.
Wstała w końcu. Zdawała się być teraz dawną sobą.
- Teraz wiem, że powiem „tak”.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Dlaczego? Może dlatego, że Elfica nie była pewna swoich uczuć? Elfie zaręczyny muszą być strasznie smutne. Albo się zgodzisz, albo już nigdy dany chłopak Cię nie poprosi. Zastanawiałam się poważnie, czy nie porozmawiać o tym z Ezarelem, żeby dał jej czas… Ale czy powinnam? Czy to moja sprawa… Ślub to jednak coś… Większego. A walentynki już jutro! Jeśli chcę coś zdziałać, muszę zdecydować się szybko!
Ezarel był w Sali alchemicznej. Rozejrzałam się, był sam.
- Potrzeba Ci czegoś? – Zapytał, był wyraźnie zajęty.
- N-nie… Po prostu… Myślałam, że będę mogła pobyć tutaj sama, nie myślałam, że tu będziesz…
- Nie masz swojego pokoju?
- Ykhar chce mnie koniecznie gdzieś wyciągnąć…
Przerwał to co robił i wskazał na kanapę. Usiadłam.
- Nadal Serafina…?
- Uh.. Powiedzmy, że kilka rzeczy na raz… Wiesz, niedługo będzie ślub mojej najlepszej przyjaciółki. Z ziemi. – Dodałam, gdy dziwnie się na mnie spojrzał. Historyjkę oczywiście sobie wymyśliłam. – Obiecałyśmy sobie, że każda z nas będzie świadkiem na ślubie drugiej… Ale tu chodzi o coś poważniejszego… Miałam ją odwieźć od ślubu.
- Dlaczego?
- Zwierzyła mi się, że nie jest na to gotowa, że wolałaby poczekać, ale bała się, że jak odrzuci propozycję, albo poprosi o czas on pomyśli, że ona go nie chce…
- Mhm… Ale nie sądzisz, że jeśli ją kocha, to to… Zrozumie?
- Dokładnie! Ale ona wciąż się boi. Nie wiem, jak się to skończyło… Mówiła, że może przez te pół roku do ślubu zdąży się „przygotować”, ale… Nie wiem, czy byłabym szczęśliwa na jej miejscu czując tą niepewność… No i znali się krótko. Chciała go lepiej poznać.
- Ile się znali?
- Niecałe dwa lata.
- Dla elfa to rzeczywiście krótko… Dla człowieka także?
Przytaknęłam.
- Jeśli spotykasz się z kimś raz, może nawet kilka razy w tygodniu, nie znasz go aż tak dobrze. Czasem okazuje się, że po ślubie jeden z małżonków twierdzi, że tamten się zmienił. A tak naprawdę po prostu nie znali go od tej strony. Inaczej się z kimś mieszka i widzi, jak reaguje na zapchany włosami odpływ, a inaczej jak się je romantyczną kolację.
- Zrozumiałe. – Zamyślił się. – Ja bym raczej sugerował, że coś planuję… Żeby miała czas powiedzieć, że chce zaczekać. Wiesz, u nas jak się już da pierścionek i elfica go odrzuci, nie ma już drugiej szansy, dlatego robi się to bardzo ostrożnie, albo nawet dyskutuje się to z drugą osobą. U was ponoć robi się niespodzianki.
- Tak… Ale można powiedzieć podczas „Zaczekajmy z tym” i da się spróbować ponownie.
- Ja bym się obraził…
- Przed chwilą mówiłeś, że byś zrozumiał!
- Wiesz, jak wyglądają elfowe zaręczyny? Trzeba coś powiedzieć PRZED. Na elfickie zaręczyny patrzy cała okolica.
- Ohh…
- Gdyby elfia partnerka się nie zgodziła, niedoszły narzeczony byłby pośmiewiskiem. A co do Twojej koleżanki… Wiem, że nie masz na to wpływu, ale jestem pewien, że wybierze co słuszne. No i pomyśl, może kiedyś zobaczysz jak wygląda wesele w Eldaryi!
- T-tak myślisz? Coś się szykuje?
- Wkrótce walentynki. Największy czas oświadczyn.
- Ah… - Starałam się uśmiechnąć. – Dziękuję… Za rozmowę i w ogóle… Bardzo tęsknię za Serafiną, a teraz jeszcze to… Naprawdę rozmowa z Tobą dużo mi pomogła.
Drzwi do Sali otwarły się na oścież.
- Ezarel! Powiedz wszystkim, żeby wysłali swoje chowance…! – Miiko zawołała. Zobaczyła mnie, trochę się jakby zmieszała.
Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu.
- Dzięki za pocieszenie… Ez… Ja już pójdę.
Nie próbował mnie zatrzymywać.
- Mój chowaniec odpada.
Wargi Miiko przybrały postać cienkiej kreseczki.
- Ezarel… Zniknął chowaniec Kero, trzeba go znaleźć.
- Wysłałem mojego bardzo daleko… Nie wróci co najmniej do jutra rana.
Miiko zaklęła gdy się oddalałam. Chowaniec Kero zniknął? Biedny Kero! Musi być zrozpaczony… Zapomniałam na chwilę o Ślubie Ezarela. Teraz w mojej głowie pojawił się tylko obraz mojej Serafiny, którą straciłam… Nie mogę pozwolić, żeby i Kero stracił swojego przyjaciela!
Co było przynętą.. Strona księgi…? Zatrzymałam się przy bibliotece, ale pokręciłam głową. Zamiast tego pobiegłam na targ i kupiłam potrzebną rzecz. Jeśli nie jest gdzieś daleko…
Wyszłam za bramę i pobiegłam w kierunku lasu. Nawoływałam ptaka trzepocząc kartką. Natknęłam się nawet dwukrotnie na młode serypheony, ale zignorowałam je. Ten Kero był dorosły.
- Gardienne!? – Usłyszałam zdziwiony głos.
- Chrome?
- Co ty tutaj robisz, czemu sama wyszłaś!
- Szukam chowańca Kero…
- Idiotka… Nie powinnaś wychodzić sama!
- Ty wyszedłeś!
- Tak, ale… Ja to co innego. – zawahał się. – Powiem, że poszłaś ze mną. – Powiedział w końcu, jakby robił mi ogromną przysługę.
- Dzięki, Chrome… Też go szukasz?
- Wszyscy go szukają… Miał przynieść ważną wiadomość z wioski za lasem. Powinien być tutaj już wczoraj, więc Miiko wysłała notę do wioski i… Odesłali wiadomość, że Serypheon dawno już wyruszył. Wiadomość otrzymaliśmy drugim chowańcem, ale… Naszego nigdzie nie ma.
Weszliśmy już w głąb lasu, kiedy usłyszeliśmy jakiś nieprzyjemny szelest w krzakach.
- Kryj się! – Szepnął do mnie Chrome. Oboje padliśmy na ziemię licząc na to, że to coś, cokolwiek to było nas nie usłyszało. Czekaliśmy w napięciu… A z krzaków wyłonił się…
- Serypheon! – Krzyknęliśmy razem z Chromem.
Ptak miał złamane skrzydło i wyraźnie kuśtykał.
- Ktoś wyrwał mu siłą list… Jest źle… - Powiedział Chrome blednąc. – Musimy się pośpieszyć i zdać raport Miiko.
Moją uwagę jednak zwróciły też krzaki, z których ptak wyszedł. Skarciłam się w duchu, ze nie mamy na to czasu, ale…
- Gardienne, co ty robisz?
Ale ja już właziłam w gęstwinę gałęzi. Za nimi była mała polanka. Przeczołgałam się dalej, Chrome za mną z chowańcem na rękach.
- Coś tam zauważyłaś?! – Zapytał zaintrygowany. Milczałam, nie wiedziałam, co mnie tam pcha… Zobaczyłam kwiat. Dziwny, ogromny, nigdy takiego nie widziałam. Domyślałam się też, co mnie do niego przywiodło. Zapach.
- Co to jest? – Zapytałam Chrome’a
- Nie wiem… Nigdy takiego nie widziałem.
Obszedł roślinę, która sięgała mu do samej głowy. Włożyłam rękę między płatki. Poczułam okropny ból i szybko wyjęłam rękę pokrytą kolcami cierni.
- Mam nadzieję, że nie są trujące – Powiedział. To mnie wcale nie uspokoiło…
- Masz coś, czym mogłabym owinąć dłoń?  - Powiedziałam, kiedy pociekła mi łza po wyrwaniu sobie z ręki kolca
- Chcesz to zrobić jeszcze raz? Jesteś niemożliwa…- Wyciągnął z kieszeni chustę i podał mi ją. Owinęłam dłoń, i z bijącym sercem, wcale nie chcąc tego robić włożyłam ją tam z powrotem. Wyczułam to. Rozwinęłam lekko chustę i mimo bólu wyciągnęłam odłamek kryształu.
Wilkołak wytrzeszczył oczy.
- A więc to prawda… Wyczuwasz je…
Przytaknęłam.
- Wracajmy. Serypheon źle wygląda.
Spojrzałam na chowańca. Rzeczywiście, wydawał się marnieć.
- Biegnijmy! – Powiedziałam i ruszyliśmy w stronę kwatery.