czwartek, 12 stycznia 2017

Rozdział XXXII

Siedziałam dzisiaj do 1 w nocy, że wam to napisać... Jasna marchewko, ja rano nie wstanę!




- Udało się!!! – Wykrzyknęłam tak, że Alajea prawie wypuściła z rąk flakonik.
- No nareszcie… Myślałem, że już Ci nigdy nie wyjdzie… Ale brawo. Weszłaś na wyższy poziom alchemii! – Elf popacał mnie po głowie. Czułam się dumna. Od dawna ćwiczyliśmy Bardziej skomplikowane eliksiry i w końcu wyszło!
- Myślałam, że nigdy mi się to nie uda…! – Opadłam na krzesło unosząc ręce w triumfie.
- W zasadzie i tak masz talent. Zajęło Ci to znacznie krócej niż Alajeai.
- Widzisz? – Syrena zaszczebiotała – Jesteś fantastyczna! – Zaklaskała w dłonie. Zarumieniłam się. Może rzeczywiście miałam talent?
- Może kiedyś prześcignę Ciebie? – Zapytałam go żartobliwie.
- Pfff… chciałabyś!
Ćwiczenia z łukiem również szły mi dobrze. Valkyon zaczął mnie teraz uczyć strzelania do ruchomego celu. Szczerze mówiąc nie trafiłam ani razu, ale chłopak i tak był bardzo zadowolony.
- Nie przejmuj się. To tylko kwestia wprawy, szybko nauczyłaś się strzelać do tarczy, to już duży postęp. – Pocieszał mnie po ostatnim treningu.
Z Nevrą także nie było najgorzej. Chociaż mam wrażenie, że przy uczeniu walki nożem nie trzeba obejmować ucznia i przytrzymywać mu dłoni… Jednak był dobrym nauczycielem. Nóż nie był też żadną filozofią. W zasadzie przy odrobinie szczęścia byłabym w stanie się nim obronić bez żadnych ćwiczeń. Warto jednak wiedzieć to i owo. Nauczył mnie kilku przydatnych chwytów. Rzucanie nożem odradzał. Mówił, żebym robiła to tylko w ostateczności, ale chyba i tak lepiej jest go mieć przy sobie, niż próbować kogoś trafić na odległość i stracić broń. Jednak większość rzeczy widzianych na filmach nie sprawdza się w prawdziwym życiu.
Dużo czasu spędzałam też na czytywaniu dziennika Ael’a. Przepisałam już cały, starałam się tez rozszyfrować nieczytelne przepisy, albo chociaż jego imię, niestety, bezskutecznie. Westchnęłam zrezygnowana i położyłam się na łóżku. Ktoś zapytał, więc szybko wcisnęłam dziennik pod poduszkę.
- Tak? – Otworzyłam drzwi. Stała za nimi Ewelein.
- Witaj, Gardienne, mam prośbę… Alajeę już poprosiłam, a przyda mi się dodatkowa pomoc.
- O co chodzi?
- Będziemy musiały pozbierać dzisiaj w nocy pewne kwiaty, na terenie obiektu, oczywiście. Jamon będzie miał wtedy nocną zmianę, więc powinno być bezpiecznie.
- Nie ma sprawy. – Odparłam. Kto wie, może uda mi się lepiej poznać Ewelein? Mało spędzam z nią czasu.
Elfica wyjaśniła mi dokładnie, jak te kwiaty wyglądają. Trzeba będzie się ich trochę naszukać, będziemy musiały się rozdzielić. Wydzieliłyśmy sobie już punkty. Alajea koło targu i przy schronisku, Ewelein brama i aleja łuków, ja ogrody i drzewo. Trzeba je zbierać szybko, tylko podczas kwitnięcia, a choć kwitną co trzy miesiące, to tylko przez dwie godziny…
- Na szczęście nie potrzeba nam ich aż tak dużo, są tylko do kilku eliksirów.
- Rozumiem…
- Idźcie odpocząć i wypić kawę, spotykamy się za piętnaście dwunasta w Sali drzwi.
Tak też zrobiłyśmy. Nie chciałam ryzykować pójścia teraz spać, choć była dziewiąta wieczór bałam się, że jeśli usnę nie wstanę na czas. Kawa dobrze mi zrobiła, choć stołówka była już opustoszała. Chyba wypiłam ją za wcześnie, bo o pół do dwunastej robiłam się już senna.
Nałożyłam płaszcz i wyszłam mówiąc Serafinie dobranoc. Ta jednak otworzyła tylko jedno oko, po czym obróciła się na drugi bok… Zazdroszczę jej. Ewelein wręczyła nam koszyki.
- Zbierajcie ile znajdziecie. Nie przejmujcie się, jeśli będzie mało… Ciężko je zdobyć.
- I nie są aż tak potrzebne. – Dokończyła Alajea – Wiemy, spokojnie. Z resztą ja już wiem mniej więcej gdzie ich szukać.
- Często to robiłaś?
- Tak, zazwyczaj robi to więcej osób, ale Miiko nie chciała męczyć tych, którzy teraz mają dużo pracy, a mamy ich jeszcze trochę.
- Po prostu wolę je uzupełnić. No już, chodźmy, nie mamy całej nocy, dosłownie.
Chodzenie przy drzewie było naprawdę monotonne. Znalazłam tylko jeden kwiatek, a jestem pewna, że zajrzałam w każdy możliwy zakamarek, pod każdy krzaczek i za każdy kamyk…
- Łatwiej by było za widoku… - Westchnęłam świecąc sobie małą lampką. Przypominała trochę lampion i nie była zbyt poręczna.
Pod drzewem spędziłam prawie godzinę. Stwierdziwszy, że tutaj już nic chyba nie znajdę ruszyłam do ogrodu. Odetchnęłam głęboko. Było zimno, ale powietrze nocą stało się rześkie i przyjemne. Szum wody przyjemnie uspokajał, chciało mi się spać. Potrząsnęłam jednak głową. Muszę znaleźć te przeklęte kwiatki! A potem łóżeczko…
Śniegu na szczęście nie było, stopniał cały zeszłej nocy, jednak zimny wiatr chłostał mi policzki. W ogrodzie zwykle było mnóstwo kwiatów, niewiele jednak przetrwało zimę. Wrócą pewnie wiosną… Nagle zrobiło mi się smutno… To tak jakby umierały na jakiś czas, zregenerowały się i odżywały ponownie. Poczułam jakieś dziwne uczcie nostalgii.
Zerwałam kolejnego kwiatka rosnącego koło dzbana, gdy nagle usłyszałam szelest.
- Już czas? – Zapytałam spodziewając się Ewelein, ale przede mną wyrosła zupełnie inna postać. Cofnęłam się.
Nieznajomy podszedł powoli bliżej Jedną dłonią chwycił moją dłoń wytrącając z niej koszyk z zaledwie dwoma kwiatami. Drugą przyłożył mi do policzka.
- Nie powinnaś spacerować sama po nocy. – Powiedział spokojnie.
- Nie jestem sama…! – Powiedziałam szybko, ale przyłożył mi palec do ust.
- Musisz stąd odejść. – Ton jego głosu był poważny. Choć nie widziałam jego twarzy miałam wrażenie, że przeszywa mnie wzrokiem. – Musisz znaleźć sposób, by Cię odesłali.
- Skąd ta pewność, że w ogóle chcę wracać?! – Powiedziałam to, choć wcale nie byłam pewna. To pytanie nurtowało mnie już od jakiegoś czasu. Mężczyzna pokręcił głową.
- Jeśli nie chcesz stąd odejść, będziesz musiała umrzeć. – Odparł, jakby smutno.
- Ty…! – Spojrzałam na niego, jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu. – To ty mnie wtedy rozebrałeś, to ty…! – Poczułam jak krew napływa mi do policzków.
- Tylko Cię ostrzegam…
- Ja też Cię ostrzegam! Nie jestem sama…! Są tu inne faery, Ezarel obiecał, że mi pomoże! – Powiedziałam szybko przypominając sobie słowa elfa z tamtej nocy, kiedy wróciliśmy z misji chorzy i przemarznięci.
- Ezarel…? – Mężczyzna powiedział sucho. Jego głos zmienił się diametralnie, miałam wrażenie, że jest wściekły. Chwycił mnie za szyję. Poczułam znajome uczucie, to, że się duszę…
- P-puść… Mn… Eza..!!
Ale Nieznajomy przyłożył tylko twarz do mojej twarzy, podniósł mnie wyżej…
- Przypomina Ci go, prawda? – Czułam jego oddech na swojej twarzy. – Ale zapamiętaj sobie dobrze… To nie jest MI-KA-EL… - Powiedział dobitnie, wymawiając każdy wyraz, każdą sylabę ostatniego słowa pojedynczo
- Mi… ka…el?
Wszystko działo się szybko. Poczułam nagły przypływ strachu i adrenaliny. Ręce miałam wolne, sięgnęłam po nóż i dźgnęłam mężczyznę w rękę.
- Właśnie po to tu jestem! Żeby Cię chronić! – Widziałam ten ogromny uśmiech na jego twarzy. On nic nie rozumiał…
- Mikael…
Zamaskowany w ogóle się tego nie spodziewał. Puścił mnie, a ja puściłam się biegiem, byle jak najdalej. Zobaczyłam Jamona świecącego latarnią.
- To moje zadanie!
- Mikael…!
Jamon zobaczył napastnika i puścił się za nim, jednak ten był szybszy. Ork szybko go zgubił, zawołał za mną… A może mi się zdawało? Gdzie ja jestem? Nie znam tego miejsca!
Oddychałam ciężko, słyszałam czyjeś wołanie, ktoś chyba wołał mnie… Ale dlaczego, po co? Jakieś głosy… Światła! Światła przede mną w oddali. Nie wiem, ile czasu minęło… Kilkanaście minut… Gdzie ja jestem, gdzie jest…
- Mikael! – Zaczęłam krzyczeć.
- Od dzisiaj zawsze będę u Twego boku!
- Naprawdę? – Wcale w to nie wierzyłam.
- Oczywiście! Nigdy Cię nie zostawię – Podszedł bliżej, ale odepchnęłam go. On nic nie rozumie…
- Mikael!!! – Biegłam w stronę świateł. Nie ważne, czy byli to przyjaciele, czy wrogowie, muszę znaleźć Mikaela…
- Odezwij się do mnie… - Obszedł mnie dookoła. Milczałam. – Skoro już jesteśmy na siebie skazani, chciałbym Cię chociaż lepiej poznać.
- O co Ci chodzi?! – Prychnęłam. – Po prostu siedź i zajmij się swoją robotą!
- Czy zapewnianie Ci towarzystwa też nie jest „moją robotą”?
- Nie przypominam sobie, by ktokolwiek inny to robił.
- Cóż, może jestem wyjątkowy?
Przebiegałam koło jakichś domów… Krzyczałam, zapaliły się światła, biegłam dalej… Sklepy, ludzie, ktoś chciał mnie złapać. Znajomy zapach? Nie, nie poznaję go… Chyba nie. Mówił coś do mnie… Co on do mnie mówi? Wyszarpnęłam się.
- Puść mnie, zostaw! Muszę znaleźć Mikaela, MIKAEL!
Uciekłam. Biegł za mną, Mikael..!
- To jest trawa? Jest piękna…
- Zerwałem ją rano specjalnie dla Ciebie.
- Chciałabym kiedyś… Zobaczyć taką prawdziwą…
- Kiedyś pokażę Ci mój pokój, na pewno Ci się spodoba!
Światła… Światła coraz bliżej…!
- Nie powinnam…
- Nikt się nie dowie, nie pójdziemy daleko…
- Mikael…
- Nie wytrzymam tego już dłużej…! – Krzyknęłam. Jego ręce objęły mnie, gdy szlochałam.
- Musisz… Musisz stąd odejść… - Powiedział łamiącym się głosem.
Przed drzwiami stało parę postaci. Jedna Kitsune, jedna brownie… Elfica, jakiś białowłosy mężczyzna, osoba z rogiem na głowie wskazała na mnie, ktoś krzyknął do postaci za mną… Jest, jest tutaj!!
- Mikael!!! – Wskoczyłam w jego ramiona. Czułam, że się trzęsę, może z zimna, może ze strachu.
Obok kitsune stał jeszcze jakiś ork. Mówił coś ożywiony. Mikael mnie jednak nie objął.
- Mi… kael? – Spojrzałam na niego. – Gdzie ty byłeś…? Obiecałeś, że będziesz mnie chronił, że mnie nie zostawisz…! On mówił, że ty… Że Ciebie nie ma, że to nie ty… Ale jesteś… - Dotknęłam jego policzka. Spojrzał na lisice, po czym delikatnie mnie objął. Wtuliłam się w niego. Miałam wrażenie, że jego zapach jest trochę inny, ale to musiał być on… Widziałam jego oczy.
- Już dobrze… - Powiedział powoli. Pociągnęłam nosem, wiedziałam, że lecą mi łzy.
- Musimy wracać… - Rzekłam z wolna. Ludzie dokoła zaczęli się rozmywać… Nie, nigdy ich nie było! Byliśmy sami… Tak, sami… - Jeśli ktoś mnie zobaczy, będziemy mieli kłopoty… Ty będziesz miał kłopoty… Wtedy mogłabym Cię stracić… - Spojrzałam na niego. Był jakby… zszokowany. Lekko dygotał. – Mikael…? – Zapytałam przerażona. Czy… Czy to był Mikael…?
- Tak, chodźmy, zaprowadzę Cię do pokoju… - Był blady. Bardzo delikatnie odepchnął mnie od swojej piersi, po czym objął mnie ramieniem i weszliśmy do budynku. Znałam to miejsce, to sala wrót… Ale jakby trochę inna.
- Mikael…
- Shh…  Nie mogą nas nakryć, prawda? Co się stanie, jak nas nakryją…?
Zdziwiło mnie to pytanie, ale odpowiedziałam.
- Wyrzucą Cię ze stanowiska szefa lśniącej straży… - Powiedziałam powoli. Zdawało mi się, że idzie z nami grupa ludzi, ale nikogo nie widzę… - Mikael.. – Wtuliłam się w niego mocniej. – Boję się… - Objął mnie nieco szczelniej, jednak z wyraźnym wahaniem. Nie tak jak wcześniej, nie tak, jak kiedyś. Czyżby też się bał?
- Już prawie jesteśmy.
- Ale… Minęliśmy mój pokój… To Twój pokój. – Powiedziałam widząc drzwi.
- T-tak… - Spojrzał w bok, jakby na kogoś. – Ale dzisiaj nocujesz tutaj, bo… Jest niebezpiecznie.
- Myślisz, że tamta osoba… Że on wróci?
- Może…
- Przepraszam… Nie pamiętam, jak się tam znalazłam… Ale tam było pięknie, zobaczyłam trawę! Pierwszy raz nie byłam zamknięta…! – Spojrzałam na niego. Dziwnie na mnie spojrzał, po czym pogładził mnie po głowie.
- Rozumiem… Chodź, połóż się, wiele przeżyłaś, pewnie jesteś zmęczona… - Ułożył mnie na łóżku.
- A jeśli… Jeśli ktoś mnie tu zobaczy…?
- Nikt Cię nie zobaczy… - Usiadł obok. – Śpij.
- Ale…
- Śpij… - Pogładził mnie po głowie. Od kiedy on nosił związane włosy…? Chciałam go zapytać, ale oczy miałam jak z ołowiu…
Zamknęłam je bezwiednie… Strach mijał, czułam, jakbym była w znanym i bezpiecznym miejscu, chyba znowu słyszałam głosy, ale nie miałam siły otworzyć oczu. Zasnęłam, nim się obejrzałam.

5 komentarzy:

  1. Ezarel w szoku :D
    Może tu chodzi o ojca Ezia ? XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Eee... To znaczy... Źle?

      Usuń
    2. Nieee. To jest zaskoczenie nagłym zwrotem akcji.
      A pizza dla uwagi 🍕🍕🍕

      Usuń
  3. Kobieto tego się nie da opisać ❤ ten rozdział jest boski *0*

    OdpowiedzUsuń