- Udało się!!! – Wykrzyknęłam
tak, że Alajea prawie wypuściła z rąk flakonik.
- No nareszcie… Myślałem, że już
Ci nigdy nie wyjdzie… Ale brawo. Weszłaś na wyższy poziom alchemii! – Elf
popacał mnie po głowie. Czułam się dumna. Od dawna ćwiczyliśmy Bardziej
skomplikowane eliksiry i w końcu wyszło!
- Myślałam, że nigdy mi się to
nie uda…! – Opadłam na krzesło unosząc ręce w triumfie.
- W zasadzie i tak masz talent.
Zajęło Ci to znacznie krócej niż Alajeai.
- Widzisz? – Syrena
zaszczebiotała – Jesteś fantastyczna! – Zaklaskała w dłonie. Zarumieniłam się.
Może rzeczywiście miałam talent?
- Może kiedyś prześcignę Ciebie?
– Zapytałam go żartobliwie.
- Pfff… chciałabyś!
Ćwiczenia z łukiem również szły
mi dobrze. Valkyon zaczął mnie teraz uczyć strzelania do ruchomego celu.
Szczerze mówiąc nie trafiłam ani razu, ale chłopak i tak był bardzo zadowolony.
- Nie przejmuj się. To tylko
kwestia wprawy, szybko nauczyłaś się strzelać do tarczy, to już duży postęp. –
Pocieszał mnie po ostatnim treningu.
Z Nevrą także nie było najgorzej.
Chociaż mam wrażenie, że przy uczeniu walki nożem nie trzeba obejmować ucznia i
przytrzymywać mu dłoni… Jednak był dobrym nauczycielem. Nóż nie był też żadną
filozofią. W zasadzie przy odrobinie szczęścia byłabym w stanie się nim obronić
bez żadnych ćwiczeń. Warto jednak wiedzieć to i owo. Nauczył mnie kilku
przydatnych chwytów. Rzucanie nożem odradzał. Mówił, żebym robiła to tylko w
ostateczności, ale chyba i tak lepiej jest go mieć przy sobie, niż próbować
kogoś trafić na odległość i stracić broń. Jednak większość rzeczy widzianych na
filmach nie sprawdza się w prawdziwym życiu.
Dużo czasu spędzałam też na
czytywaniu dziennika Ael’a. Przepisałam już cały, starałam się tez rozszyfrować
nieczytelne przepisy, albo chociaż jego imię, niestety, bezskutecznie. Westchnęłam
zrezygnowana i położyłam się na łóżku. Ktoś zapytał, więc szybko wcisnęłam
dziennik pod poduszkę.
- Tak? – Otworzyłam drzwi. Stała
za nimi Ewelein.
- Witaj, Gardienne, mam prośbę…
Alajeę już poprosiłam, a przyda mi się dodatkowa pomoc.
- O co chodzi?
- Będziemy musiały pozbierać dzisiaj
w nocy pewne kwiaty, na terenie obiektu, oczywiście. Jamon będzie miał wtedy
nocną zmianę, więc powinno być bezpiecznie.
- Nie ma sprawy. – Odparłam. Kto
wie, może uda mi się lepiej poznać Ewelein? Mało spędzam z nią czasu.
Elfica wyjaśniła mi dokładnie,
jak te kwiaty wyglądają. Trzeba będzie się ich trochę naszukać, będziemy musiały
się rozdzielić. Wydzieliłyśmy sobie już punkty. Alajea koło targu i przy
schronisku, Ewelein brama i aleja łuków, ja ogrody i drzewo. Trzeba je zbierać
szybko, tylko podczas kwitnięcia, a choć kwitną co trzy miesiące, to tylko
przez dwie godziny…
- Na szczęście nie potrzeba nam
ich aż tak dużo, są tylko do kilku eliksirów.
- Rozumiem…
- Idźcie odpocząć i wypić kawę,
spotykamy się za piętnaście dwunasta w Sali drzwi.
Tak też zrobiłyśmy. Nie chciałam
ryzykować pójścia teraz spać, choć była dziewiąta wieczór bałam się, że jeśli
usnę nie wstanę na czas. Kawa dobrze mi zrobiła, choć stołówka była już
opustoszała. Chyba wypiłam ją za wcześnie, bo o pół do dwunastej robiłam się
już senna.
Nałożyłam płaszcz i wyszłam
mówiąc Serafinie dobranoc. Ta jednak otworzyła tylko jedno oko, po czym
obróciła się na drugi bok… Zazdroszczę jej. Ewelein wręczyła nam koszyki.
- Zbierajcie ile znajdziecie. Nie
przejmujcie się, jeśli będzie mało… Ciężko je zdobyć.
- I nie są aż tak potrzebne. –
Dokończyła Alajea – Wiemy, spokojnie. Z resztą ja już wiem mniej więcej gdzie
ich szukać.
- Często to robiłaś?
- Tak, zazwyczaj robi to więcej
osób, ale Miiko nie chciała męczyć tych, którzy teraz mają dużo pracy, a mamy
ich jeszcze trochę.
- Po prostu wolę je uzupełnić. No
już, chodźmy, nie mamy całej nocy, dosłownie.
Chodzenie przy drzewie było
naprawdę monotonne. Znalazłam tylko jeden kwiatek, a jestem pewna, że zajrzałam
w każdy możliwy zakamarek, pod każdy krzaczek i za każdy kamyk…
- Łatwiej by było za widoku… -
Westchnęłam świecąc sobie małą lampką. Przypominała trochę lampion i nie była
zbyt poręczna.
Pod drzewem spędziłam prawie
godzinę. Stwierdziwszy, że tutaj już nic chyba nie znajdę ruszyłam do ogrodu. Odetchnęłam
głęboko. Było zimno, ale powietrze nocą stało się rześkie i przyjemne. Szum
wody przyjemnie uspokajał, chciało mi się spać. Potrząsnęłam jednak głową.
Muszę znaleźć te przeklęte kwiatki! A potem łóżeczko…
Śniegu na szczęście nie było,
stopniał cały zeszłej nocy, jednak zimny wiatr chłostał mi policzki. W ogrodzie
zwykle było mnóstwo kwiatów, niewiele jednak przetrwało zimę. Wrócą pewnie
wiosną… Nagle zrobiło mi się smutno… To tak jakby umierały na jakiś czas,
zregenerowały się i odżywały ponownie. Poczułam jakieś dziwne uczcie nostalgii.
Zerwałam kolejnego kwiatka
rosnącego koło dzbana, gdy nagle usłyszałam szelest.
- Już czas? – Zapytałam spodziewając
się Ewelein, ale przede mną wyrosła zupełnie inna postać. Cofnęłam się.
Nieznajomy podszedł powoli bliżej
Jedną dłonią chwycił moją dłoń wytrącając z niej koszyk z zaledwie dwoma
kwiatami. Drugą przyłożył mi do policzka.
- Nie powinnaś spacerować sama po
nocy. – Powiedział spokojnie.
- Nie jestem sama…! –
Powiedziałam szybko, ale przyłożył mi palec do ust.
- Musisz stąd odejść. – Ton jego
głosu był poważny. Choć nie widziałam jego twarzy miałam wrażenie, że przeszywa
mnie wzrokiem. – Musisz znaleźć sposób, by Cię odesłali.
- Skąd ta pewność, że w ogóle
chcę wracać?! – Powiedziałam to, choć wcale nie byłam pewna. To pytanie
nurtowało mnie już od jakiegoś czasu. Mężczyzna pokręcił głową.
- Jeśli nie chcesz stąd odejść,
będziesz musiała umrzeć. – Odparł, jakby smutno.
- Ty…! – Spojrzałam na niego,
jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu. – To ty mnie wtedy rozebrałeś, to
ty…! – Poczułam jak krew napływa mi do policzków.
- Tylko Cię ostrzegam…
- Ja też Cię ostrzegam! Nie
jestem sama…! Są tu inne faery, Ezarel obiecał, że mi pomoże! – Powiedziałam szybko
przypominając sobie słowa elfa z tamtej nocy, kiedy wróciliśmy z misji chorzy i
przemarznięci.
- Ezarel…? – Mężczyzna powiedział
sucho. Jego głos zmienił się diametralnie, miałam wrażenie, że jest wściekły.
Chwycił mnie za szyję. Poczułam znajome uczucie, to, że się duszę…
- P-puść… Mn… Eza..!!
Ale Nieznajomy przyłożył tylko
twarz do mojej twarzy, podniósł mnie wyżej…
- Przypomina Ci go, prawda? –
Czułam jego oddech na swojej twarzy. – Ale zapamiętaj sobie dobrze… To nie jest
MI-KA-EL… - Powiedział dobitnie, wymawiając każdy wyraz, każdą sylabę
ostatniego słowa pojedynczo
- Mi… ka…el?
Wszystko działo się szybko.
Poczułam nagły przypływ strachu i adrenaliny. Ręce miałam wolne, sięgnęłam po
nóż i dźgnęłam mężczyznę w rękę.
- Właśnie po to tu jestem! Żeby
Cię chronić! – Widziałam ten ogromny uśmiech na jego twarzy. On nic nie
rozumiał…
- Mikael…
Zamaskowany w ogóle się tego nie
spodziewał. Puścił mnie, a ja puściłam się biegiem, byle jak najdalej.
Zobaczyłam Jamona świecącego latarnią.
- To moje zadanie!
- Mikael…!
Jamon zobaczył napastnika i
puścił się za nim, jednak ten był szybszy. Ork szybko go zgubił, zawołał za mną…
A może mi się zdawało? Gdzie ja jestem? Nie znam tego miejsca!
Oddychałam ciężko, słyszałam czyjeś
wołanie, ktoś chyba wołał mnie… Ale dlaczego, po co? Jakieś głosy… Światła!
Światła przede mną w oddali. Nie wiem, ile czasu minęło… Kilkanaście minut…
Gdzie ja jestem, gdzie jest…
- Mikael! – Zaczęłam krzyczeć.
- Od dzisiaj zawsze będę u Twego
boku!
- Naprawdę? – Wcale w to nie
wierzyłam.
- Oczywiście! Nigdy Cię nie
zostawię – Podszedł bliżej, ale odepchnęłam go. On nic nie rozumie…
- Mikael!!! – Biegłam w stronę
świateł. Nie ważne, czy byli to przyjaciele, czy wrogowie, muszę znaleźć
Mikaela…
- Odezwij się do mnie… - Obszedł
mnie dookoła. Milczałam. – Skoro już jesteśmy na siebie skazani, chciałbym Cię chociaż
lepiej poznać.
- O co Ci chodzi?! – Prychnęłam. –
Po prostu siedź i zajmij się swoją robotą!
- Czy zapewnianie Ci towarzystwa
też nie jest „moją robotą”?
- Nie przypominam sobie, by
ktokolwiek inny to robił.
- Cóż, może jestem wyjątkowy?
Przebiegałam koło jakichś domów…
Krzyczałam, zapaliły się światła, biegłam dalej… Sklepy, ludzie, ktoś chciał
mnie złapać. Znajomy zapach? Nie, nie poznaję go… Chyba nie. Mówił coś do mnie…
Co on do mnie mówi? Wyszarpnęłam się.
- Puść mnie, zostaw! Muszę
znaleźć Mikaela, MIKAEL!
Uciekłam. Biegł za mną, Mikael..!
- To jest trawa? Jest piękna…
- Zerwałem ją rano specjalnie dla
Ciebie.
- Chciałabym kiedyś… Zobaczyć
taką prawdziwą…
- Kiedyś pokażę Ci mój pokój, na
pewno Ci się spodoba!
Światła… Światła coraz bliżej…!
- Nie powinnam…
- Nikt się nie dowie, nie
pójdziemy daleko…
- Mikael…
- Nie wytrzymam tego już dłużej…!
– Krzyknęłam. Jego ręce objęły mnie, gdy szlochałam.
- Musisz… Musisz stąd odejść… -
Powiedział łamiącym się głosem.
Przed drzwiami stało parę
postaci. Jedna Kitsune, jedna brownie… Elfica, jakiś białowłosy mężczyzna,
osoba z rogiem na głowie wskazała na mnie, ktoś krzyknął do postaci za mną…
Jest, jest tutaj!!
- Mikael!!! – Wskoczyłam w jego
ramiona. Czułam, że się trzęsę, może z zimna, może ze strachu.
Obok kitsune stał jeszcze jakiś
ork. Mówił coś ożywiony. Mikael mnie jednak nie objął.
- Mi… kael? – Spojrzałam na
niego. – Gdzie ty byłeś…? Obiecałeś, że będziesz mnie chronił, że mnie nie zostawisz…!
On mówił, że ty… Że Ciebie nie ma, że to nie ty… Ale jesteś… - Dotknęłam jego
policzka. Spojrzał na lisice, po czym delikatnie mnie objął. Wtuliłam się w
niego. Miałam wrażenie, że jego zapach jest trochę inny, ale to musiał być on…
Widziałam jego oczy.
- Już dobrze… - Powiedział
powoli. Pociągnęłam nosem, wiedziałam, że lecą mi łzy.
- Musimy wracać… - Rzekłam z
wolna. Ludzie dokoła zaczęli się rozmywać… Nie, nigdy ich nie było! Byliśmy
sami… Tak, sami… - Jeśli ktoś mnie zobaczy, będziemy mieli kłopoty… Ty będziesz
miał kłopoty… Wtedy mogłabym Cię stracić… - Spojrzałam na niego. Był jakby…
zszokowany. Lekko dygotał. – Mikael…? – Zapytałam przerażona. Czy… Czy to był
Mikael…?
- Tak, chodźmy, zaprowadzę Cię do
pokoju… - Był blady. Bardzo delikatnie odepchnął mnie od swojej piersi, po czym
objął mnie ramieniem i weszliśmy do budynku. Znałam to miejsce, to sala wrót…
Ale jakby trochę inna.
- Mikael…
- Shh… Nie mogą nas nakryć, prawda? Co się stanie,
jak nas nakryją…?
Zdziwiło mnie to pytanie, ale
odpowiedziałam.
- Wyrzucą Cię ze stanowiska szefa
lśniącej straży… - Powiedziałam powoli. Zdawało mi się, że idzie z nami grupa
ludzi, ale nikogo nie widzę… - Mikael.. – Wtuliłam się w niego mocniej. – Boję się…
- Objął mnie nieco szczelniej, jednak z wyraźnym wahaniem. Nie tak jak wcześniej,
nie tak, jak kiedyś. Czyżby też się bał?
- Już prawie jesteśmy.
- Ale… Minęliśmy mój pokój… To
Twój pokój. – Powiedziałam widząc drzwi.
- T-tak… - Spojrzał w bok, jakby
na kogoś. – Ale dzisiaj nocujesz tutaj, bo… Jest niebezpiecznie.
- Myślisz, że tamta osoba… Że on
wróci?
- Może…
- Przepraszam… Nie pamiętam, jak
się tam znalazłam… Ale tam było pięknie, zobaczyłam trawę! Pierwszy raz nie
byłam zamknięta…! – Spojrzałam na niego. Dziwnie na mnie spojrzał, po czym
pogładził mnie po głowie.
- Rozumiem… Chodź, połóż się,
wiele przeżyłaś, pewnie jesteś zmęczona… - Ułożył mnie na łóżku.
- A jeśli… Jeśli ktoś mnie tu
zobaczy…?
- Nikt Cię nie zobaczy… - Usiadł
obok. – Śpij.
- Ale…
- Śpij… - Pogładził mnie po
głowie. Od kiedy on nosił związane włosy…? Chciałam go zapytać, ale oczy miałam
jak z ołowiu…
Zamknęłam je bezwiednie… Strach
mijał, czułam, jakbym była w znanym i bezpiecznym miejscu, chyba znowu
słyszałam głosy, ale nie miałam siły otworzyć oczu. Zasnęłam, nim się
obejrzałam.
Ezarel w szoku :D
OdpowiedzUsuńMoże tu chodzi o ojca Ezia ? XD
Oł gad! 😶🍕
OdpowiedzUsuńEee... To znaczy... Źle?
UsuńNieee. To jest zaskoczenie nagłym zwrotem akcji.
UsuńA pizza dla uwagi 🍕🍕🍕
Kobieto tego się nie da opisać ❤ ten rozdział jest boski *0*
OdpowiedzUsuń