środa, 25 stycznia 2017

Rozdział XLI

Ostatni rozdział w najbliższym czasie. Sesja, W weekend mnie nie ma, po weekendzie mam wreszcie wolne i wyjeżdżam do chłopaka na pół tygodnia... Toteż.. ENJOY!




Dotarliśmy do kwatery. Miiko wpadła w panikę, gdy mnie zobaczyła.
- Gdzie ty byłaś!? – Ofuknęła mnie jeszcze w drzwiach
- Z Chromem! – Powiedziałam szybko. Poszliśmy szukać chowańca, mamy go!
- Ktoś przechwycił list – Wilkołak dodał szybko. – Znaleźliśmy też niedaleko kawałek kryształu.
Miiko starała się zachować spokój. Wzięła kilka głębokich oddechów, po czym powiedziała łagodnie.
- Bardzo dobrze się spisałeś, Chrome. Ty także, Gardienne… Ale informujcie mnie proszę, że wychodzicie. Chrome, zanieś Serypheona do lecznicy, Gardienne, oddajmy kryształ.
Przytaknęłam. Przyłożyłam fragment do wielkiego kryształu, a ten natychmiast go wchłonął.
- To duży odłamek… Gdzie był?
- Wyrósł w nim kwiat. Piękny, ogromny, ale pełen cierni. Był na małej polance.
- To nimi pocięłaś obie rękę? Niech Ewelein to sprawdzi. Kolce nie były trujące?
- Nie wiem…
- Tym bardziej niech to sprawdzi…
Usłyszałam na korytarzu, jak Kero woła imię swojego chowańca. Musiał go już zobaczyć. Uśmiechnęłam się lekko. Odzyskał go… Ja Serafiny już nie odzyskam, ale… Cieszę się jego szczęściem.
- Idź już, Gardienne… Mam coś ważnego do zrobienia. – Powiedziała jakby zmęczona tym wszystkim. Zostawiłam ją. Poszłam do lecznicy dla chowańców, spodziewając się tam zastać Ewelein i słusznie.
- Co z Twoim chowańcem? – Zapytałam Kero, który gładził ptaka po dziobie.
- Złamane skrzydło i wyrwany pazur u nogi.. – Powiedział z bladym uśmiechem. Pazur może i nie odrośnie, ale skrzydło się zagoi.
- Ale… Będzie chodzić, tak?
- Tak, oczywiście! To tylko lekkie uszkodzenie.
- A Ciebie co tu sprowadza? – Zapytała Ewelein od razu chwytając moją rękę. Opowiedziałam jej o cierniach. Wzięła kroplę mojej krwi i wlała do jakiegoś specjalnego płynu.
- Nie były zatrute… Założę opatrunek… Chociaż w sumie to tylko otarcia, może lepiej, żeby goiły się same. Dasz radę nie używać za bardzo tej ręki z dwa dni?
Dała mi maść i nakazała smarować dwa razy dziennie przez dwa dni. Nic takiego. W zasadzie już następnego dnia nie czułam bólu. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że to już TEN dzień.
Starałam się zachować spokój. W końcu Ezarel sam powiedział, że upewniłby się, że Ewelein chce za niego wyjść, prawda? Ale COŚ nadal nie dawało mi spokoju.
Zdenerwowana nie mogłam skupić się na niczym. Ostatecznie Ezarel kazał mi skończyć pracę wcześniej po drugiej zbitej zlewce.
- Mam nadzieję, że wkrótce jej przejdzie… - Usłyszałam głos Ewelein. – Szczególnie, że chowaniec Kero się znalazł… Sama go znalazła.
- Jestem tego pewien. – Odparł Elf z dziwną pewnością siebie.
Usiadłam na łóżku. Zostali sami… Mogą teraz… Ale Ezarel mówił, że to się robi publicznie… Serce biło mi w piersi jak szalone. Patrzyłam tylko na zegarek. Dochodziło południe, później pierwsza… Druga… Przerwa obiadowa. Ezarel może zrobić to teraz! Wstałam z zamiarem wyjścia z pokoju, ale gdy otworzyłam drzwi ktoś właśnie w nich stanął.
- Ez… Co ty tutaj…
Elf zrobił minę, jakby przyszedł do mnie od niechcenia. To mnie wcale nie pocieszyło.
- Mam mały problem… - Powiedział. – Mój chowaniec przyniósł mi jajko chowańca, ale ja nie mam co z nim zrobić…
- Nie możesz go… Sprzedać na targu?
- Nie mam czasu na takie łażenie. Zajmij się nim dobrze? Nie mam kogo poprosić.
Po czym wcisnął mi w ręce jajko i… Odszedł.
- Ugh… Ale… Jak się zająć jajkiem?! – Zamrugałam szybko widząc wielkie, różowe jajo. Ostatecznie położyłam je w miejscu, w którym spała Serafina. Jajko musi mieć ciepło…
Nie mając pewności co właściwie zrobić zamknęłam pokój i poszłam na stołówkę. Najpierw coś zjem i sprawdzę co z zaręczynami. Usiadłam i wzięłam porcję obiadową. Nie patrzyłam za bardzo co wkładam do ust, dopóki nie wyczułam brukselki…
Ezarel siedział wraz z pozostałymi chłopakami. Rozmawiali o czymś wyraźnie zaabsorbowani. Nevra szturchnął elfa łokciem, a ten spojrzał zdziwiony.
- Cześć Gardienne! – Powiedziała Ykhar radośnie. – Jeszcze nic? – Szepnęła do mnie wskazując gestem Ezarela. Mrugneła do mnie.
- Nie, też czekam… W ogóle Ezarel przyniósł mi dzisiaj jajko chowańca.
- Naprawdę! – Spojrzała zdziwiona, ale jednocześnie podekscytowana – Jakie?
- Takie ładne, różowe.
- Ohhh…! Pewnie Jipinku, one są przesłodkie!
- Nie, jest jasnoróżowe.
- Więc pimpel! Uwielbiam je! – Wykrzyknęła.
- Haha, Pimpel przypominałby mi Ciebie! Ale nie, takiego jajka jeszcze nie widziałam.
- Pokażesz mi go?!
- Oczywiście… Ale nie wiem, jak go wykluć.
- Kero da Ci inkubator, wszystko Ci wyjaśni, możemy pójść do niego razem, ale… Ale po przerwie obiadowej…  - Usiadła patrząc cierpliwie na Ezarela. Do środka weszła Ewelein. Nevra i Valkyon szybko się oddalili podchodząc do nas.
- To zapewne będzie teraz… - Powiedział Valkyon. Ykhar przytaknęła.
Ewelein dosiadła się do Ezarela. Rozmawiali.
Rozmawiali…
Rozmawiali…
I… Przerwa obiadowa się skończyła.
- Czyli jeszcze nie… - Powiedziała Ykhar zasmucona.
- Może czeka na odpowiedniejszą porę. – Dodał Nevra. Może na kolacji, wiecie, przy światłach…
Przytaknęliśmy i poszliśmy. Rozdzieliliśmy się przy wyjściu, ja poszłam z Ykhar do Kero, chłopaki załatwiać swoje sprawy.
- Naprawdę dostałaś chowańca? Od Ezarela!? – Zdziwił się. – Jaki to chowaniec?
- Jeszcze nie wiemy. – Mała Brownie aż podskakiwała – Ale zaraz go zobaczę, na pewno rozpoznam!
Kero poinstruował mnie jak umieścić jajko w inkubatorze i że każdy chowaniec wymaga innej ilości czasu, by się wykluć. Dał mi inkubator za darmo mówiąc, że jest mi to winien. Po krótkiej sprzeczce przyjęłam go.
- Koniecznie mi powiedz, co tam dostałaś. – Powiedział do mnie na odchodne.
Poszłyśmy z Ykhar do mojego pokoju. Cała podekscytowana weszła i od razu się rozejrzała.
- No pokazuj, gdzie masz tego słodziaka? Tak sobie pomyślałam, to może być mały Dalafa, w końcu masz go od Ezarela!
- Haha, jest tutaj, spójrz!
Wskazałam jej miejsce Serafiny. Mała Brownie od razu spojrzała, ale uśmiech od razu spełzł z jej twarzy.
- O nie… Nie, nie, nie! – Wykrzyknęła. Zrobiła się zielonkawa na twarzy.
- Ykhar… Wszystko gra?
- Nie, nie! To wszystko nie tak!!!
Wybiegła. Stałam jak wryta z inkubatorem w dłoniach. O co chodzi? Coś nie tak z tym chowańcem? Może to jakiś żart wysmażony przez Ezarela…? Spojrzałam na jajko. Chyba jest prawdziwe… Prawda?
Westchnęłam. Wykluję je… Jak się nie da, to najwyżej, zrobię mu z niego omlet.
Włożyłam jajko do inkubatora, tak, jak poinstruował mnie Kero. Jajko wyglądało na.. Prawdziwe. Widziałam już wcześniej jajka… Chociaż jeszcze nie takie. Posiedziałam chwilę. Chowaniec wciąż się nie wykluł, ale temu pewnie trzeba czasu. Wyszłam w końcu do łazienki. Usłyszałam rozmowę Karenn i Alajei.
- Biedna Ewelein, chyba jest zrozpaczona…
- Ykhar niepotrzebnie wszystko rozpaplała za wcześnie… - Alajea zrobiła krzywą minę.
- Co się dzieje? – Zapytałam. Obie zmieszały się widząc mnie. – Ej… No co jest.
- To nie jej wina. – Powiedziała w końcu Karenn do Alajei.
- Uh… - Syrena odwróciła wzrok.
- Co nie moja wina? – Zapytałam już lekko nerwowa.
- Wiesz… Musimy już iść. – Alajea szturchnęła wampirzycę.
- Tak…
Odeszły. Co się stało Ewelein? Może… Nie przyjęła zaręczyn? Może Karenn słyszała moją rozmowę z Ezem?! – Zrobiło mi się słabo… Ale…
Wróciłam do swojego pokoju i zdjęłam maść ze stolika. Posmarowałam rękę po raz ostatni i pobiegłam do przychodni zahaczając jeszcze o łazienkę.
- Halo…? – Zapukałam delikatnie.
- Wejdź..
- Przyszłam oddać maść…
Ewelein siedziała przy biurku, wypełniała jakieś papiery. Wyglądała, jakby płakała wcześniej.
- Połóż. – Powiedziała sucho.
Zawahałam się.
- Ewelein… Ja… Wiem, że to może nie moja sprawa, ale.. Coś poszło… Nie tak?
Spojrzała na mnie szczerze zdumiona.
- Z… Czym? – Zapytała nieco wrogo.
- No… Oświadczył Ci się… T-tak..? Chyba nie powinnam pytać, wybacz… - Odwróciłam się, ale Ewelein odpowiedziała.
- Nie było żadnych oświadczyn.
- Jak to…? Ale.. Dzień się jeszcze nie skończył..! – Zaprotestowałam, ale Elfica pokręciła głową.
- I nie będzie. Ty nic nie wiesz…?
- N-nie… Byłam cały dzień w swoim pokoju… Wyszłam tylko na obiad i po inkubator… Ezarel dał mi chowańca.
- Jakiego?
- Jeszcze nie wiem… Nie wykluł się, ale Ykhar dziwnie zareagowała…
- Czyli nie wiesz… Nie mogę Cię przecież winić. Ykhar już mnie przepraszała, że za szybko wszystko oceniła. – Ewelein westchnęła ciężko. – Ale wiesz… Przemyślałam to i… Cieszę się. Nie byłam pewna tego małżeństwa, tylko… Nastawiłam się na dzisiaj. Teraz wiem, że mam jeszcze czas.
Przełknęłam ślinę.
- O czym nie wiem? – Zapytałam już naprawdę zdenerwowana.
- Chowaniec, którego Ci dał… Musiał się nieźle natrudzić, żeby go dla Ciebie zdobyć. Poza tym jego przynęta jest bardzo droga…
- Zaraz… Ezarel powiedział, że jego chowaniec przypadkiem go znalazł w podróży… I daje mi go, bo nie ma z nim co zrobić!
- Tak Ci powiedział? – Ewelein w końcu się roześmiała. – Nie, musiał to zaplanować. Ezarel też kiedyś stracił chowańca i on chyba wie najlepiej, że najlepszym lekarstwem na utratę chowańca jest… Nowy chowaniec.
- Czyli… Specjalnie go dla mnie zdobył?
- Tak.  – elfica uśmiechnęła się łagodnie. – Chyba muszę Cię przeprosić.. Z początku byłam na Ciebie zła, ale… Teraz wiem, że nie miałaś o niczym pojęcia… W sumie wiedziałam już od Ykhar. No i pomogłaś mi tamtą rozmową w ogrodzie… Dbaj o swojego nowego chowańca, jest bardzo rzadki. Można go złapać tylko wczesną wiosną. – Po chwili dodała. – A przynętą na niego jest lśniący pierścionek.
Serce mi stanęło. Ezarel nie kupił pierścionka ZARĘCZYNOWEGO. Teraz wszystko nabrało sensu…! Ykhar widziała go z pierścionkiem i najwidoczniej nie pomyślała o chowańcu. Ezarel nie domyślał się o czym wszyscy mówią, bo nie wiedział, że ktoś widział go z pierścionkiem i że wszyscy dopowiedzieli sobie swoje. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Ewelein… Tak mi przykro…
- Niepotrzebnie. To my dopowiedzieliśmy sobie swoje… To tylko pokazuje, że nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Nie martw się o mnie. – Dodała. – Tak jest lepiej. Jest dokładnie tak, jak chciałam.
Wróciłam do pokoju. Zdumiałam się widząc Ezarela stojącego pod moimi drzwiami z jakimś woreczkiem.
- No nareszcie! – Zawołał. – Zaraz się wykluje!
- C-co!?
Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Widziałem, jak wychodzisz od Kero z inkubatorem. Zaraz będzie.
Zszokowana otworzyłam szybko drzwi. Chowaniec jeszcze się nie wykluł. Elf uznał to za zaproszenie i wparował do środka.
- Przyniosłem Ci trochę jedzenia, później sama będziesz musiała je kupować.
- Co to jest? Zapytałam zaciekawiona oglądając słodycze.
- Cukierki miłości. Przysmak tego chowańca.
Wzięłam do ust cukierek. Miał pyszny truskawkowy smak. Wzięłam kolejnego, ten z kolei był jagodowy.
- Hej, hej, zostaw trochę dla chowańca! Jak się wykluje będzie głodny.
- Ale one są… PYSZNE! – Zawołałam.
- Gardzia nie wzgardzi – Elf zaśmiał się wesoło.
- Ej…
- O, patrz!
Jajko rozbłysło, natychmiast się odwróciłam. Podeszłam bliżej. Skorupka znikła, a na kocyku leżała mała, różowa kuleczka. Zatrzepotała małymi skrzydełkami, ale jej ciałko było wyraźnie za ciężkie, więc nie uniosło się nawet o centymetr.



- To jest Valuret. – Wziął chowańca na ręce i obejrzał go. – Chłopiec… Wybacz, nie miałem szans trafić. G-Gardienne?
- Jest wspaniały! – Powiedziałam przez łzy tak niewyraźnie, że sama bym się nie zrozumiała. Ale Elf zrozumiał i podał mi zwierzaczka do rąk. Przytuliłam go. Był taki cieplutki i miał takie mięciutkie futerko.
- Chciałem Ci kupić Ciralaka… To taki trzygłowy kot, ale nie było żadnego na targu, a je można spotkać tylko jesienią… Ale to też jest takie trochę… Kotopodobne…
- Jest świetny… T-tak się cieszę… - Zaczęłam szlochać.
- Już, już, bekso.
Pogładził mnie po głowie. W tym momencie popierałam w pełni murem Valkyona, który bał się wypuścić Floppy na poszukiwania. To stworzonko było takie malutkie…
- Nakarm go i naciesz się nim. No i musisz go jeszcze nazwać. – Uśmiechnął się szeroko. - Ja mam mnóstwo roboty, zostawię Cię.
Pokiwałam głową. Żadne słowa nie mogły wyrazić teraz tego, jaka byłam wdzięczna. Ale Ezarel to zrozumiał…


Cóż mogę rzec… Chino powinna się ode mnie uczyć trollowania! :D Widziałam, że wielu z was robiło już dramę ze ślubem i też bardzo chciałam ją zrobić, ale… Cenię sobie oryginalność :3. Specjalnie czekałam do okresu okołowalentynkowego, choć już przed świętami mnie korciło. Jestem ciekawa czy i w którym momencie się kapnęłyście, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Długo planowałam tę „dramę” mam nadzieję, że wam się podobała ^^.

5 komentarzy:

  1. Eeeeee taki zwrot akcji XD
    No już miałam teorię że poprosi Gardzie XD
    Nooo nieźle mnie w maliny wpuściłaś XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kamień z serca! I... jakie to było słodkie! *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff a już myślałam, że Ez za nią wyjdzię... Nie przeżyłabym tego! Świetnie piszesz i czekam na kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy next??? Już się nie mogę doczekać ^.^ A rozdział świetny :*

    OdpowiedzUsuń