poniedziałek, 9 stycznia 2017

Rozdział XXXI



- Um… - Zajrzałam do sali kryształu. – Miiko… Mam sprawę do Ciebie…
- Za chwilę. – Pokazała mi gestem, że mam wyjść, rozmawiała z Jamonem.
Poczekałam chwilę przed salą. Trochę się denerwowałam. W końcu Jamon po mnie wyszedł i kazał mi wejść.
- Mamy dla Ciebie dobrą wiadomość! – Powiedziała zadowolona. – Zamierzamy nauczyć Cię walczyć. Jamon się tym zajmie, idź za nim, da ci Twoją pierwszą broń. Idź już.
Jamon pociągnął mnie za sobą.
- Ale ja właśnie w tej sprawie! – Krzyknęłam szybko.
Miiko spojrzała na mnie wzrokiem zdumionego golema.
- No bo… Poprosiłam dzisiaj Valkyona, żeby nauczył mnie walczyć… No i mi powiedzieli, że chcesz mi dać miecz, ale tak się składa, że ja już umiem strzelać z łuku i pomyśleliśmy, że skoro już umiem to jak poćwiczę… - Wzięłam w końcu wdech, bo mówiłam szybko na wydechu, żeby nie zdążyła mnie wywalić – nauczę się walczyć szybciej niż mieczem, a Nevra zaoferował, ze pomoże mi opanować podstawy samoobrony nożem.
Miiko wysłuchała mnie uważnie.
- Cóż… Mogłam Cię najpierw zapytać. Wyszłam z założenia, że nie będziesz umiała walczyć niczym… - Chyba zrobiło jej się głupio, bo dodała szybko – Wiesz, ludzie zazwyczaj nie umieją walczyć…
- Rozumiem.
- W takim razie… Jamon, zawołaj Valkyona i Nevrę!
Omówiliśmy wszystko z chłopakami i ostatecznie wyszło tak, jak ustaliliśmy wcześniej. Jeszcze tego samego dnia dostałam swój pierwszy łuk i poszłam z Valkyonem na pole treningowe. Ustawił mnie przy tarczach i kazał strzelać. Trochę już pozapominałam, jak się to robi. Wiedziałam, rzecz jasna jak ustawić strzałę, naciągnąć łuk i tym podobne, jednak celność była kiepska. Trafiałam ledwie w tarcze, a dwie strzały trafiły obok.
- I tak lepiej, niż całkiem początkujący… - Skwitował Valkyon trochę zawiedziony. Ale po paru próbach zaczęło wychodzić coraz lepiej. Może nie był to środek tarczy, ale w przeciwnika bym trafiła. – Świetnie… Jednak umiesz. – Rzekł w końcu zadowolony, chyba we mnie zwątpił. Znowu.
- Mogę ćwiczyć sama, idź, jeśli masz obowiązki.
- Jesteś pewna?
- Postawy przecież znam, teraz już tylko trzeba ćwiczyć. Jutro ręce pobolą, ale im więcej poćwiczę, tym lepiej.
Zgodził się. Ćwiczyłam aż do późna, kiedy już zrobiło się za ciemno. Już miałam się zbierać, kiedy pomyślałam, że w zasadzie to doskonała okazja do ćwiczenia w ciemności. Szło dużo gorzej, ale moje oczy przywykły. Bardziej przemarzłam, bo w nocy temperatura trochę spadła.
- DO JASNEJ !$@%#^- Usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam. Tak się skupiłam na ćwiczeniach, że zapomniałam o całym świecie.
- N-nevra…!? – Odwróciłam się.
- Ty JESZCZE tu jesteś!? Wszyscy Cię szukają, Miiko jest wściekła!
- Eee… Powiedz, że ktoś mnie porwał…
Ale on złapał mnie za rękę i pociągnął wyraźnie wściekły. Ale to, co mnie czekało, było gorsze…
- GDZIEŚTY BYŁA?! – Płomień wydostał się z berła Miiko.
- Ćwiczyłam.
- O północy?!
- To już jest północ?! – Wykrzyknęłam z tak szczerym zdumieniem, że nawet Miiko zbiło to z tropu. – Nie rozumiem, o co wam chodzi, powiedziałam Valkyonowi, że będę dalej ćwiczyć, wiedział, gdzie jestem.
- Kto normalny ćwiczy tak długo strzelanie po ciemku!?
- Kto powiedział, że jestem normalna?! – Tym razem 2:0 dla mnie.
- Ja z Tobą naprawdę nie wytrzymam… - Lisica przyłożyła dłoń do czoła… Wyglądała jak człowiek zmęczony życiem.
- Wiem, że się martwisz, ale… Martw się o swoich ludzi.
- Co masz na myśli…? – Spojrzała na mnie jak bazyliszek.
- Ja… Jestem tylko człowiekiem. – Rozłożyłam ręce. – Nie poruszam się cichutko jak Nevra, nie jestem silna jak Valkyon, ani nie znam się na eliksirach tak, jak Ezarel…
- Do czego zmierzasz…? – Zapytała teraz spokojniej. Chłopaki patrzyli na mnie niepewnie.
- Ja jestem tylko podrzutkiem. Jak coś mi się stanie to… Nie będzie takiej straty… Dlatego muszę robić wszystko, by chociaż jakoś się wam przydać, dopóki sama nie nauczę się o siebie dbać, to będę tylko sprawiać problemy. Dlatego MUSZĘ nauczyć się walczyć. Dzisiaj trochę przesadziłam, ale zwyczajnie za bardzo się na tym skupiłam. Jutro zacznę znów od rana, muszę tylko wrócić i pozbierać strzały.
Wstałam.
- Nie pozwoliłam Ci nigdzie iść. Nie zapominaj, że jesteś członkiem straży. Co więcej stałaś się UŻYTECZNYM członkiem straży, wiesz jak ciężko jest wyszkolić alchemika do TAKIEGO poziomu?!- Zrugała mnie takim tonem, że miałam wrażenie, że się kurczę. – Więc masz mi się pilnować i wracać do pokoju, a przynajmniej do środka budynku PRZED północą, zrozumiano!? Valkyon, idź pozbierać strzały.
- Ale…
- Nawet mnie nie denerwuj! Do swojego pokoju… NATYCHMIAST!!!
Wstałam ze spuszczoną głową i ruszyłam w stronę drzwi.
- Na co ty czekasz?!
- Nie mogę ciągle być w zamknięciu…
- Gardienne…?
- Tak?
- Mówiłaś coś? – Lisica zmrużyła niebezpiecznie powieki.
- Nie… - Powiedziałam zdziwiona i wyszłam.
Miałam dziwny sen… Ale nazajutrz nie mogłam sobie niczego przypomnieć. Już z rana zostawiłam karteczkę na drzwiach, ze idę trenować. Valkyon dołączył do mnie po pół godzinie. Bolały mnie mięśnie, dzisiaj więc nie wytrzymałam tak długo jak wczoraj.
- Idzie Ci już doskonale. – Powiedział, gdy pierwszy raz trafiłam w środek. Może nie idealnie, ale zmieściłam się w środkowym polu.
- Przerwa… - Powiedziałam masując rękę – Jestem już głodna.
- Powiedz, Gardienne… Czujesz, że Cię więzimy? – zapytał poważnie. Spojrzałam na niego w szoku.
- Nie.
- Ah… - Zrobił dziwną minę.
- A… powinnam?
- Nie.
Rozmowa z Valkyonem… Typowe. Nie wiem, o co mu chodziło.
Wreszcie wróciłam do pracy. Ezarel dziwnie się na mnie patrzył. Takie przynajmniej miałam wrażenie. Wkrótce na spokojnie wróciłam do formy.
- Jeśli nie chcesz stąd odejść… Musisz umrzeć…
Fiolka wypadła mi z rąk.
- Uważaj… - Syknął elf i podał mi zmiotkę.
- Wybacz… Zamyśliłam się.
- Skup się, eliksiry to nie zabawa.
- Wiem… - Przygryzłam wargę. Sięgnęłam do szafki. – Ez… Skończył się nam kleisty sok?
Zerknął.
- Na to wygląda… Jak skończymy z tym pójdziemy po niego. – Westchnął.
Przed obiadem poszliśmy we dwoje. Było strasznie zimno.
- Wzięłaś łuk?
- Na wszelki wypadek.
- Chyba Ci przypasował… - Chwila milczenia – To… Czemu powiedziałaś, że Cię więzimy?
- Nigdy tak nie mówiłam! – Powiedziałam szczerze zdziwiona.
- Powiedziałaś… Tamtej nocy, w Sali kryształu, mówiłaś, że nie możesz być ciągle zamknięta, czy jakoś tak…
- Nic takiego nie powiedziałam. Musiało Ci się wydawać.
- W takim razie to była zbiorowa halucynacja, bo wszyscy to słyszeliśmy. Głośno i wyraźnie.
- Nie czuję się tu jak w zamknięciu. – Powiedziałam szczerze. – Wychodzę kiedy chcę… Chodzę sobie na targ, a nawet do lasu. Zapewniam Cię, że jest w porządku…
- Rozumiem… Skoro tak mówisz…
Tę wyprawę można by zaliczyć do udanych, gdyby Ezarel nie wrzucił mi pod kołnierz tęczowego skarabeusza… Ale przynajmniej zrobił to po tym jak już zebraliśmy sok. Później śmiał się ze mnie przez całą drogę mówiąc, że mogę się spokojnie rozebrać i go wyciągnąć, bo przecież w bieliźnie już mnie widział…

1 komentarz:

  1. Rozdział jak zawsze na poziomie,Drągal chce więcej (͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń