Miejsce Serafiny przestało być
puste. Tak w jej łóżeczku jak i w moim sercu. Valuret Od razu łakomie
spałaszował kilka cukierków, a potem usnął na moim łóżku. Ja usnęłam zaraz obok
niego. Ostatecznie nadałam mu imię Artemis. Kojarzyło mi się z białym kotem,
przez czarodziejkę z księżyca.
Rankiem na śniadaniu wrzało…
Większość osób winiła biedną Ykhar dosłownie za wszystko. Ezarel prawdopodobnie
dowiedział się już o całym zamieszaniu, bo przed chwilą sam na nią nakrzyczał.
Nawet Miiko nie była zachwycona.
- Zawsze za dużo gadała –
Westchnęła z rezygnacją.
Paradoksalnie jedynie ja, Kero i
sama Ewelein nie wieszaliśmy na niej psów. Na szczęście wszystko szybko
ucichło, kiedy Elfica wreszcie nie wytrzymała i wydarła się na wszystkich, by
zostawili Ykhar w spokoju.
Okazało się, że w tegoroczne
walentynki nie było żadnych zaręczyn. Jedynie Chrome wręczył Karenn bukiet
kwiatów, Leiftan dał Miiko plecioną bransoletkę, a Ezarel czekoladki dla
Ewelein. Z kolei Ewelein odwdzięczyła się dając mu domowej roboty mydełka
zapachowe. Elfowi widocznie się bardzo spodobały, bo pachniały słodkim miodem.
No i Nevra wręczył różę KAŻDEJ dziewczynie.
- Ty i tak dostałaś najlepszy
prezent. – Karenn trąciła mnie łokciem. – Valuret… Ezarel musiał się
straszliwie namęczyć, żeby go dla Ciebie zdobyć!
Dziewczyny popołudniem przyszły
podziwiać mojego szkraba. Ykhar wreszcie zaczęła się uśmiechać.
- Oohh! Jest taki słodki! –
Gładziła go po główce.
- Pasuje do Ciebie. Ja wolę…
Mniej „słodziaśne” – Karenn zaśmiała się.
Ewelein pogładziła malca po
główce. Miałam wrażenie, że widzę ukłucie zazdrości na jej twarzy, ale tylko
przez chwilkę.
- Puszysty, prawda? – Zawołała
mała Brownie i sama zaczęła gładzić mojego malucha. Chowańcowi jednak chyba
zaczęła przeszkadzać nadmierna uwaga, więc uciekł pod moje łóżko.
- Oh… - Powiedziały wszystkie.
- Serafina cieszyłaby się z
zainteresowania nią… - Powiedziałam cicho. Artemis tak bardzo się od niej
różnił. Ale…
Podeszłam i wzięłam chowańca na
ręce, a ten natychmiast się we mnie wtulił. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Poczułam, że kocham tego szkraba tak samo jak moją małą Serafinę. Nie ważne,
jaki był inny.
- Ezarel musi Cię naprawdę lubić,
skoro tak się natrudził, żeby go dla Ciebie złapać.
Aż podskoczyłam.
- Cześć Kero, nie widziałam,
kiedy wszedłeś.
- Też przyszedłem zobaczyć, to
rzadki chowaniec, takiego w straży jeszcze nie mamy.
- Prawda? – Ykhar musiała
odzyskać humor.
- W dawnych czasach dawało się
Valureta wybrance serca.
- C-co? – Spojrzałam na nich
zdziwiona. – Chyba przesadzacie… Ezarel powiedział mi, że szukał dla mnie
Ciralaka po prostu nie znalazł…
Ewelein już wyszła… Nie wiem
nawet kiedy…
- To było naprawdę wiele lat
temu. – Ykhar zachichotała – Teraz już się tego nie robi. Ale i tak, Valuret…
Wiele chciałoby go mieć.
- Wiele dziewczyn. –
Poprawił ją Kero.
- Oj no… Musisz przyznać, że jest
przesłodki.
Kero na chwilę się zarumienił,
ale raczej z powodu tego, że Brownie wzięła go za rękę i pociągnęła do malucha.
- Rumienisz się!
- N-nie, wcale nie!
- Podoba Ci się!
- Nie! T-to znaczy tak, ale…!
Wybuchnęłam śmiechem. Wszystko
wróciło do normy.
- Gardienne? – To była Miiko,
drzwi były otwarte na oścież, nic dziwnego, że nie zapukała.
- Też przyszłaś go zobaczyć? –
Zapytałam wciąż rozbawiona.
- Nie… - Zerknęła jednak na
chowańca. – Cóż… Skoro już tutaj jestem… - Podeszła do zwierzaczka i podrapała
go pod brodą.
- W takim razie co Cię tu
sprowadza?
- Mam dla Ciebie misję. Udasz się
z Nevrą, Ewelein, Valkyonem, Ykhar i Ezarelem do wioski Brownie położonej za
lasem.
Ykhar aż podskoczyła.
- Coś się stało w wiosce…?
Miiko opuściła wzrok, odetchnęła
głęboko i znów spojrzała na Ykhar.
- Wioska została zaatakowana
przez oszalałe chowańce. Jest kilka ofiar, ale nikt z Twojej rodziny. –
Zapewniła ją.
Ykhar wyraźnie pobladła.
- Uznałam, że będzie dobrze,
jeśli ty również pojedziesz. – Miiko spojrzała na mnie. – Jeśli to wynik naszej
utraty maany, jeśli ktoś oszaleje może dasz radę mu pomóc… Poza tym zajmiecie
się odbudową wioski i pomocą rannym, omówimy wszystko wieczorem.
Wyszła. Ykhar pobiegła za nią,
Kero po chwili namysłu również. Przypomniał mi się list, który miał przynieść
chowaniec Kero. Czy to o to chodziło? Ale list został przechwycony… Czemu?
Pomoc w odbudowie wioski to chyba nic tajnego. Miiko zdecydowanie nie mówi mi…
Albo nawet nam wszystkiego.
Przez następne dni zaczynałam
mieć wrażenie, że w s z y s c y czegoś mi nie mówią. I dlaczego Miiko wysłała
na misję praktycznie połowę straży? Ostatecznie musiałam powierzyć opiekę nad
moim Valuretem Kero, nie mogłam go przecież wziąć ze sobą tak daleko. Ciężko
było mi jednak się z nim rozstawać.
Spakowałam się. A właściwie
wzięłam ze sobą prawie całą garderobę…! W końcu może być zimno, ale może być
gorąco, może padać, lepiej wziąć kurtkę, ale te buty, bo są wygodne…! Valkyon
nie był zadowolony wnosząc to wszystko do powozu.
- Wyprowadzasz się? – Zapytał Ezarel
chichocząc.
Weszliśmy do czegoś w rodzaju
karocy dla wampira. Cała czarna, bogato zdobiona z czerwonymi siedzeniami,
Nevra był już w środku.
- Witajcie w moich skromnych
progach! – Powiedział i poklepał miejsce obok siebie dając mi znak, żebym
usiadła.
- To Twój… Em… Powóz?
- Tak – Odparł dumnie.
Zobaczyłam, Leiftana z oddali
idącego z jakimiś stworzeniami.
- O, przyprowadzają konie!
- Przyprowadzają co!? –
Powiedzieli prawie wszyscy różnymi słowami.
- No… Konie… Takie zwierzęta,
które często ciągną powozy…
- Masz na myśli Rawisty, prawda? –
Zapytał elf tonem „Ta mała jeszcze się nie zna”
- Oczywiście – Odpowiedziałam z godnością.
- Rawist to odpowiednik ziemskiego konia. – Rzecz jasna zgadywałam, ale gdy
znów wyjrzałam za okno aż podskoczyłam. Zamiast głów, konie miały czaszki.
- Coś nie taaak? – Elf zbliżył do
mnie tą swoją okropną gębę.
- Ależ skąd, trochę tu chłodno…
Wszyscy się roześmiali, w końcu
ja także. Ostatecznie Ezarel usiadł obok mnie naprzeciwko Ewelein, Ja
siedziałam obok Nevry i naprzeciwko Valkyona, obok którego siedziała Ykhar.
- Jak słodko, każdy ma parę! –
Powiedział Wampir niespodziewanie. Ykhar spłonęła rumieńcem, a Ewelein uniosła
brew.
- O czym ty pleciesz? – Zapytał elf
niezbyt miłym tonem.
- No zobacz, ty z Ewelein, Ykhar
z Valkyonem, a ja… - Tu objął mnie ramieniem. – Z naszym małym słodkim
człowieczkiem.
- Przecież ja Ci się wcale nie
podobam. – Powiedziałam poważnie.
- Skąd ta pewność? – Zbliżył się
do mnie.
- Bo Ezarel powiedział mi kiedyś,
że jak widzisz ładną dziewczynę, to mruczysz, a przy mnie jeszcze nie
mruczałeś!
Gdybym tylko miała aparat, by
uwiecznić tę zszokowano-zmieszano-zdziwioną minę!
- Khem… Mrrr mrrr mmrrrr….
Parsknęłam śmiechem. Ale trzeba
przyznać, że rzeczywiście mruczał.
- Co jest? – Valkyon zwrócił się
do Ezarela.
- Nic…
Połowa podróży upłynęła nam
głównie na śmiechu i rozmowach. Chociaż mnie już wszystko zaczynało boleć.
- Kiedy planujemy dojechać? –
Zapytałam. – Nikt mi nie powiedział. Podróż nie będzie trwała kilka dni,
prawda?
- Powinniśmy zdążyć przed
północą. – Valkyon wyjrzał przez okno. – A słońce dopiero zachodzi.
- Co powiecie, żeby zjeść obiad? –
Ewelein wyciągnęła paczki i podała każdemu. W samą porę, byłam strasznie
głodna. Nie zdążyłam nawet skończyć, kiedy ktoś położył głowę na moich
kolanach.
- Nevra, źle się czujesz? –
Zapytałam nieco zbita z tropu.
- Trochę boli mnie głowa… -
Powiedział. – Chyba jestem zmęczony. Prześpię się chwilę, dobrze?
- N-no… Niech będzie… -
Westchnęłam. Po chwili poczułam też coś na moim ramieniu.
- Poduszka z Gardienne, dobranoc.
- Ej, Ez! – Warknęłam na niego.
- No co? Jak Nevra może na
kolanach, to czemu ja nie mogę na ramieniu? Też jestem zmęczony. Do późna
uzupełniałem leki.
- Ech… - Nevrę rozumiałam, ale
Ez? Kolejne jego głupie żarty.
Nie miałam siły się kłócić. Jeśli
będę ignorować, przestanie. Jednak ten po dłuższej chwili naprawdę usnął. Wiem,
bo zaczął chrapać.
- Prosto mi do ucha… - Spojrzałam
na Ewelein z nutą rozpaczy.
Valkyon zaśmiał się. Ewelein
posłała mi lekki, jakby wymuszony uśmiech i spojrzała w okno. Ostatecznie
musiałam wysiedzieć tak prawie dwie godziny, bo Nevrze chyba w końcu przestało
być wygodnie i podniósł się. Ufff… Na dodatek obudził tym elfa, który rozejrzał
się trochę niepewnie.
- Nareszcie. – Burknęłam. – Cała już
ścierpłam.
Znów zajęliśmy się rozmową. Kiedy
już sama zaczynałam przysypiać na siedząco, powóz w końcu się zatrzymał.
- Wreszcie… - Westchnęłam. –
Marzę o łóżku.
- Najpierw się prześpimy, ale od
rana czeka nas mnóstwo pracy. – Przypomniał Valkyon.
Awww! To był chyba najsubtelniejszy przejaw zazdrości, jaki mogłam sobie wyobrazić. <3
OdpowiedzUsuńWidzę, że Ewe już się domyśliła, kto wygrał serduszko Eza. Szkoda, że Gardzia jeszcze nie... Mam nadzieję, że na misji będą mieli okazję pobyć sami. :3
Coś czuję że nie przez przypadek napisałaś o tej tradycji XD
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)
A jakbyś miała chwilkę, to zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńhttps://www.wattpad.com/story/98215070-trucizna
Mocno mnie zainspirowałaś i jestem bardzo ciekawa Twojej opinii. ^^
Zaproś mnie do znajomych na Eldaryi.
UsuńOjej jaki ez jest słodki <3
OdpowiedzUsuń