wtorek, 14 lutego 2017

Rozdział XLII



Miejsce Serafiny przestało być puste. Tak w jej łóżeczku jak i w moim sercu. Valuret Od razu łakomie spałaszował kilka cukierków, a potem usnął na moim łóżku. Ja usnęłam zaraz obok niego. Ostatecznie nadałam mu imię Artemis. Kojarzyło mi się z białym kotem, przez czarodziejkę z księżyca.
Rankiem na śniadaniu wrzało… Większość osób winiła biedną Ykhar dosłownie za wszystko. Ezarel prawdopodobnie dowiedział się już o całym zamieszaniu, bo przed chwilą sam na nią nakrzyczał. Nawet Miiko nie była zachwycona.
- Zawsze za dużo gadała – Westchnęła z rezygnacją.
Paradoksalnie jedynie ja, Kero i sama Ewelein nie wieszaliśmy na niej psów. Na szczęście wszystko szybko ucichło, kiedy Elfica wreszcie nie wytrzymała i wydarła się na wszystkich, by zostawili Ykhar w spokoju.
Okazało się, że w tegoroczne walentynki nie było żadnych zaręczyn. Jedynie Chrome wręczył Karenn bukiet kwiatów, Leiftan dał Miiko plecioną bransoletkę, a Ezarel czekoladki dla Ewelein. Z kolei Ewelein odwdzięczyła się dając mu domowej roboty mydełka zapachowe. Elfowi widocznie się bardzo spodobały, bo pachniały słodkim miodem. No i Nevra wręczył różę KAŻDEJ dziewczynie.
- Ty i tak dostałaś najlepszy prezent. – Karenn trąciła mnie łokciem. – Valuret… Ezarel musiał się straszliwie namęczyć, żeby go dla Ciebie zdobyć!
Dziewczyny popołudniem przyszły podziwiać mojego szkraba. Ykhar wreszcie zaczęła się uśmiechać.
- Oohh! Jest taki słodki! – Gładziła go po główce.
- Pasuje do Ciebie. Ja wolę… Mniej „słodziaśne” – Karenn zaśmiała się.
Ewelein pogładziła malca po główce. Miałam wrażenie, że widzę ukłucie zazdrości na jej twarzy, ale tylko przez chwilkę.
- Puszysty, prawda? – Zawołała mała Brownie i sama zaczęła gładzić mojego malucha. Chowańcowi jednak chyba zaczęła przeszkadzać nadmierna uwaga, więc uciekł pod moje łóżko.
- Oh… - Powiedziały wszystkie.
- Serafina cieszyłaby się z zainteresowania nią… - Powiedziałam cicho. Artemis tak bardzo się od niej różnił. Ale… 
Podeszłam i wzięłam chowańca na ręce, a ten natychmiast się we mnie wtulił. Uśmiechnęłam się delikatnie. Poczułam, że kocham tego szkraba tak samo jak moją małą Serafinę. Nie ważne, jaki był inny.
- Ezarel musi Cię naprawdę lubić, skoro tak się natrudził, żeby go dla Ciebie złapać.
Aż podskoczyłam.
- Cześć Kero, nie widziałam, kiedy wszedłeś.
- Też przyszedłem zobaczyć, to rzadki chowaniec, takiego w straży jeszcze nie mamy.
- Prawda? – Ykhar musiała odzyskać humor.
- W dawnych czasach dawało się Valureta wybrance serca.
- C-co? – Spojrzałam na nich zdziwiona. – Chyba przesadzacie… Ezarel powiedział mi, że szukał dla mnie Ciralaka po prostu nie znalazł…
Ewelein już wyszła… Nie wiem nawet kiedy…
- To było naprawdę wiele lat temu. – Ykhar zachichotała – Teraz już się tego nie robi. Ale i tak, Valuret… Wiele chciałoby go mieć.
- Wiele dziewczyn. – Poprawił ją Kero.
- Oj no… Musisz przyznać, że jest przesłodki.
Kero na chwilę się zarumienił, ale raczej z powodu tego, że Brownie wzięła go za rękę i pociągnęła do malucha.
- Rumienisz się!
- N-nie, wcale nie!
- Podoba Ci się!
- Nie! T-to znaczy tak, ale…!
Wybuchnęłam śmiechem. Wszystko wróciło do normy.
- Gardienne? – To była Miiko, drzwi były otwarte na oścież, nic dziwnego, że nie zapukała.
- Też przyszłaś go zobaczyć? – Zapytałam wciąż rozbawiona.
- Nie… - Zerknęła jednak na chowańca. – Cóż… Skoro już tutaj jestem… - Podeszła do zwierzaczka i podrapała go pod brodą.
- W takim razie co Cię tu sprowadza?
- Mam dla Ciebie misję. Udasz się z Nevrą, Ewelein, Valkyonem, Ykhar i Ezarelem do wioski Brownie położonej za lasem.
Ykhar aż podskoczyła.
- Coś się stało w wiosce…?
Miiko opuściła wzrok, odetchnęła głęboko i znów spojrzała na Ykhar.
- Wioska została zaatakowana przez oszalałe chowańce. Jest kilka ofiar, ale nikt z Twojej rodziny. – Zapewniła ją.
Ykhar wyraźnie pobladła.
- Uznałam, że będzie dobrze, jeśli ty również pojedziesz. – Miiko spojrzała na mnie. – Jeśli to wynik naszej utraty maany, jeśli ktoś oszaleje może dasz radę mu pomóc… Poza tym zajmiecie się odbudową wioski i pomocą rannym, omówimy wszystko wieczorem.
Wyszła. Ykhar pobiegła za nią, Kero po chwili namysłu również. Przypomniał mi się list, który miał przynieść chowaniec Kero. Czy to o to chodziło? Ale list został przechwycony… Czemu? Pomoc w odbudowie wioski to chyba nic tajnego. Miiko zdecydowanie nie mówi mi… Albo nawet nam wszystkiego.
Przez następne dni zaczynałam mieć wrażenie, że  w s z y s c y  czegoś mi nie mówią. I dlaczego Miiko wysłała na misję praktycznie połowę straży? Ostatecznie musiałam powierzyć opiekę nad moim Valuretem Kero, nie mogłam go przecież wziąć ze sobą tak daleko. Ciężko było mi jednak się z nim rozstawać.
Spakowałam się. A właściwie wzięłam ze sobą prawie całą garderobę…! W końcu może być zimno, ale może być gorąco, może padać, lepiej wziąć kurtkę, ale te buty, bo są wygodne…! Valkyon nie był zadowolony wnosząc to wszystko do powozu.
- Wyprowadzasz się? – Zapytał Ezarel chichocząc.
Weszliśmy do czegoś w rodzaju karocy dla wampira. Cała czarna, bogato zdobiona z czerwonymi siedzeniami, Nevra był już w środku.
- Witajcie w moich skromnych progach! – Powiedział i poklepał miejsce obok siebie dając mi znak, żebym usiadła.
- To Twój… Em… Powóz?
- Tak – Odparł dumnie.
Zobaczyłam, Leiftana z oddali idącego z jakimiś stworzeniami.
- O, przyprowadzają konie!
- Przyprowadzają co!? – Powiedzieli prawie wszyscy różnymi słowami.
- No… Konie… Takie zwierzęta, które często ciągną powozy…
- Masz na myśli Rawisty, prawda? – Zapytał elf tonem „Ta mała jeszcze się nie zna”
- Oczywiście – Odpowiedziałam z godnością. - Rawist to odpowiednik ziemskiego konia. – Rzecz jasna zgadywałam, ale gdy znów wyjrzałam za okno aż podskoczyłam. Zamiast głów, konie miały czaszki.
- Coś nie taaak? – Elf zbliżył do mnie tą swoją okropną gębę.
- Ależ skąd, trochę tu chłodno…
Wszyscy się roześmiali, w końcu ja także. Ostatecznie Ezarel usiadł obok mnie naprzeciwko Ewelein, Ja siedziałam obok Nevry i naprzeciwko Valkyona, obok którego siedziała Ykhar.
- Jak słodko, każdy ma parę! – Powiedział Wampir niespodziewanie. Ykhar spłonęła rumieńcem, a Ewelein uniosła brew.
- O czym ty pleciesz? – Zapytał elf niezbyt miłym tonem.
- No zobacz, ty z Ewelein, Ykhar z Valkyonem, a ja… - Tu objął mnie ramieniem. – Z naszym małym słodkim człowieczkiem.
- Przecież ja Ci się wcale nie podobam. – Powiedziałam poważnie.
- Skąd ta pewność? – Zbliżył się do mnie.
- Bo Ezarel powiedział mi kiedyś, że jak widzisz ładną dziewczynę, to mruczysz, a przy mnie jeszcze nie mruczałeś!
Gdybym tylko miała aparat, by uwiecznić tę zszokowano-zmieszano-zdziwioną minę!
- Khem… Mrrr mrrr mmrrrr….
Parsknęłam śmiechem. Ale trzeba przyznać, że rzeczywiście mruczał.
- Co jest? – Valkyon zwrócił się do Ezarela.
- Nic…
Połowa podróży upłynęła nam głównie na śmiechu i rozmowach. Chociaż mnie już wszystko zaczynało boleć.
- Kiedy planujemy dojechać? – Zapytałam. – Nikt mi nie powiedział. Podróż nie będzie trwała kilka dni, prawda?
- Powinniśmy zdążyć przed północą. – Valkyon wyjrzał przez okno. – A słońce dopiero zachodzi.
- Co powiecie, żeby zjeść obiad? – Ewelein wyciągnęła paczki i podała każdemu. W samą porę, byłam strasznie głodna. Nie zdążyłam nawet skończyć, kiedy ktoś położył głowę na moich kolanach.
- Nevra, źle się czujesz? – Zapytałam nieco zbita z tropu.
- Trochę boli mnie głowa… - Powiedział. – Chyba jestem zmęczony. Prześpię się chwilę, dobrze?
- N-no… Niech będzie… - Westchnęłam. Po chwili poczułam też coś na moim ramieniu.
- Poduszka z Gardienne, dobranoc.
- Ej, Ez! – Warknęłam na niego.
- No co? Jak Nevra może na kolanach, to czemu ja nie mogę na ramieniu? Też jestem zmęczony. Do późna uzupełniałem leki.
- Ech… - Nevrę rozumiałam, ale Ez? Kolejne jego głupie żarty.
Nie miałam siły się kłócić. Jeśli będę ignorować, przestanie. Jednak ten po dłuższej chwili naprawdę usnął. Wiem, bo zaczął chrapać.
- Prosto mi do ucha… - Spojrzałam na Ewelein z nutą rozpaczy.
Valkyon zaśmiał się. Ewelein posłała mi lekki, jakby wymuszony uśmiech i spojrzała w okno. Ostatecznie musiałam wysiedzieć tak prawie dwie godziny, bo Nevrze chyba w końcu przestało być wygodnie i podniósł się. Ufff… Na dodatek obudził tym elfa, który rozejrzał się trochę niepewnie.
- Nareszcie. – Burknęłam. – Cała już ścierpłam.
Znów zajęliśmy się rozmową. Kiedy już sama zaczynałam przysypiać na siedząco, powóz w końcu się zatrzymał.
- Wreszcie… - Westchnęłam. – Marzę o łóżku.
- Najpierw się prześpimy, ale od rana czeka nas mnóstwo pracy. – Przypomniał Valkyon.

5 komentarzy:

  1. Awww! To był chyba najsubtelniejszy przejaw zazdrości, jaki mogłam sobie wyobrazić. <3
    Widzę, że Ewe już się domyśliła, kto wygrał serduszko Eza. Szkoda, że Gardzia jeszcze nie... Mam nadzieję, że na misji będą mieli okazję pobyć sami. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś czuję że nie przez przypadek napisałaś o tej tradycji XD
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jakbyś miała chwilkę, to zapraszam do siebie:
    https://www.wattpad.com/story/98215070-trucizna
    Mocno mnie zainspirowałaś i jestem bardzo ciekawa Twojej opinii. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej jaki ez jest słodki <3

    OdpowiedzUsuń