piątek, 9 grudnia 2016

Rozdział XXI

Jeśli coś teraz jadłyście, albo zamierzacie zjeść, to odczekajcie... Tak, dla tych co są wrażliwi... ^^




Zostałam uwięziona. Każdy w straży mówił mi oczywiście, że mam się nie martwić, i to dlatego, że chcą dla mnie jak najlepiej. Ykhar przyszła do mnie przed wieczorem zarzekając się, że nic Miiko nie powiedziała. Uspokoiłam ją, że wiem, kto to zrobił.
- Powiedz mi… - Powiedziała mi następnego dnia przy śniadaniu – Mówiłaś coś Valkyonowi? O tym, co może TO powodować?
- Tak… - Powiedziałam z wahaniem – Ale nie doszliśmy do żadnych wniosków.
- Rozumiem… Ale nie bój się, wszystko będzie dobrze. Valkyon powiedział, że się przyjaźnicie, strasznie mi przykro, że wtedy to wszystko tak przekręciłam. Kiedyś zrobiłam to samo, jak Kero powiedział, że mnie lubi, najpierw pomyślałam, że ma na myśli no wiesz co, ale przecież to Kero!
- Biedny Kero… - Pomyślałam.
Chociaż to Ykhar głównie mówiła, bardzo lubiłam wspólne rozmowy. Dzięki niej nie czułam się tutaj taka samotna, cieszę się, że mi wybaczyła. Poza tym miałam wrażenie, że bardzo zbliżyłyśmy się do siebie.
Mimo zamknięcia w kwaterze nie byłam bezużyteczna, robiłam proste potrzebne mikstury, czasem szłam na targ, albo do schroniska pomóc w drobnych rzeczach. No i wciąż był mój dzień na zrobienie deseru dla całej straży. Dzisiaj były to babeczki malinowe. Przez żołądek do serca Miiko… Zrobiłam każdemu po 4 babeczki, choć i tak dla wielu było to trochę za mało… Ostatecznie musiałam zrobić trochę więcej, gdyż ktoś podwędził porcję moją i Ykhar.
Było tak spokojnie… Jednak ani Ezarel (pomimo moich błagań, żeby dał sobie z tym spokój) nie był w stanie znaleźć przyczyny w roślinach i grzybach, ani Ewelein, która kazała mi przychodzić na badanie praktycznie codziennie. Valkyon zaczął mieć problemy z wymykaniem się do jednego miejsca wciąż i wciąż…  Rozmawiałam z nim o tym, że „tego” jest tam pełno i może w końcu uda mu się „je” znaleźć. Ykhar podsłuchała naszą rozmowę. Jednak okazało się, że nie pytała o szczegóły, tylko zgodziła się być partnerem Valkyona do codziennych wypadów do dołu.
- Jesteś pewna? – Zapytał ją ostrożnie. – Wiesz… Nie wiadomo co tam znajdziemy…
- Dopóki nie będzie tam spadeli, nic mnie nie zrazi! – Odparła dziarsko.
Chyba lepiej, żeby nie wiedziała…
Piątkowego poranka zaszłam do laboratorium, od razu uderzył mnie okropny, drażniący nozdrza zapach.
- Ez…Co tu tak śmierdzi? – Zapytałam zasłaniając usta dłonią.
- Chyba Alajea zjadła dzisiaj za dużo fasoli na śniadanie! – Zaśmiał się.
- Mówię poważnie… Nie da się tu wytrzymać, nie czujesz tego? Co to…? – Spojrzałam na wiadro stające obok jego biurka
- Oh… Nie znaleźliśmy nic w roślinach i grzybach, więc wziąłem trochę ziemi stamtąd, żeby sprawdzić minerały. Może to coś, co Ci szkodzi jest w glebie. W końcu musimy to znaleźć, żebyś znowu mogła być użyteczna.
Podeszłam bliżej
- Ez… Twoje… ręce…
- Są trochę od ziemi, zaraz je umyję.
Ale to nie była tylko ziemia… Krew… Poczułam silny zapach stęchlizny, zajrzałam do wiadra. Wraz z ziemią wymieszane były już w większym rozkładzie zwłoki jakiegoś faery. To właśnie to wydzielało taki okropny zapach. Zemdliło mnie.
- Gardienne?
Nie wytrzymałam i podbiegłam do umywalki. Ezarel przytrzymał mi włosy.
- No już, spokojnie, wyrzuć to z siebie. – Powiedział pogodnie – Przynajmniej już wiemy, że znaleźliśmy to „coś” co Ci szkodzi.
Oparłam dłonie o umywalkę oddychając ciężko. Robiło mi się słabo, ten zapach nadal mnie mdlił.
- Wiem wszystko, co dzieje się w Eldaryi. Czuję każde cierpienie tego świata. Widzę prawdę nawet tam, gdzie jej nie widać…
- No już, chodź… Zaprowadzimy Cię gdzieś z dala od tego.
Spojrzałam na niego… Jego ręce… Teraz także moje włosy… Jego buty, rozkładające się ciała w lesie, przerażona Serafina, ponurak, krew słaniających się na drzewach, rozpaczliwie walczących o życie faery…
Zaczęłam krzyczeć, krzyczeć tak jak w najgorszych horrorach.
- Hej, uspokój się… Hej! – Ze spokojnego i rozbawionego Ezarel zrobił się wyraźnie przerażony, próbował mnie chwycić za rękę, ale zaczęłam się odsuwać.
- N-nie nie zbliżaj się..
- Ale o co chodzi…
- Nie dotykaj mnie! Krew… Wszędzie oni nie żyją…
- Gardienne… - Starał się mówić łagodnie, choć głos mu drżał. – Pójdziemy do Ewelein, da Ci coś na uspokojenie…
- To wszystko moja wina, ja wiedziałam, ja wszystko wiedziałam…! – Złapałam się za głowę, dotknęłam krwi, którą Ezarel pozostawił na moich włosach. Obraz zaczął się rozmazywać. Ezarel coś do mnie mówił, ale nie rozumiałam ani słowa. Zbliżył się do mnie… Otworzyłam drzwi i wybiegłam.
- Gardienne, wracaj!- Pobiegł za mną, ale zatrzymał go Nevra.
- Słyszałem krzyk, co ty jej zrobiłeś!?
- Zostaw mnie, nie widzisz, że coś jej się stało?!
Ale nawet się nie odwróciłam…
- Pomóż mi… - Usłyszałam głos w mojej głowie, ale był inny od poprzednich.
- Wiem wszystko, co dzieje się w Eldaryi. Czuję każde cierpienie tego świata. Widzę prawdę nawet tam, gdzie jej nie widać…
- Widzę prawdę… - Powiedziałam do siebie – To nie były iluzje, widziałam prawdę…! To właśnie to chciałaś mi powiedzieć..
Pobiegłam w stronę bramy. Była otwarta, Leiftan właśnie beształ Chrome’a, który najwyraźniej próbował się wymknąć. Przebiegłam obok nich.
- Gardienne?
- Zatrzymaj ją!! – Usłyszałam Nevrę i Ezarela biegnących dalej, doganiali mnie, ale byłam już za bramą. Biegłam, biegłam jak jeszcze nigdy. Leiftan rzucił się za mną, ale jego kroki nagle ucichły. Usłyszałam tylko jakieś zamieszanie, ale nie odwracałam wzroku z lasu.
Dotarłam do miejsca, w którym ostatni raz widziałam ponuraka. Wcześniej nie chciałam tego widzieć. Teraz poddałam się temu całkowicie. Wszędzie była krew.
Nie byłam pewna, dlaczego tu przyszłam. Ale przypomniałam sobie moment, w którym Oracle wskazała na mnie palcem. Poczułam wewnętrzny spokój. Ja miałam tu przyjść… Nie znalazłam się w Eldaryi bez powodu. Strach zaczął znikać, zupełnie jakby jakaś obca siła dodawała mi odwagi… Ruszyłam powoli, kierując się śladami krwi…



- Pomóż mi…
Zobaczyłam kobietę… Piękną, odzianą w liście. Ale obraz zmieniał się jak na starym telewizorze. W jednym momencie widziałam przerażoną nimfę, w drugim brudnego od krwi potwora, którego liście już dawno opadły. Przełknęłam ślinę udając, że widzę tylko tę „dobrą” stronę.
- A więc przyszłaś… - Jej głos również się zmieniał. W jednym momencie słodki, w drugim szorstki, jak u wiedźmy. – Bałam się, że nie przyjdziesz.
- Ale tu jestem, powiedz mi, co się dzieje.
- No nie wiem… Nie wiem, czy mogę Ci zaufać.
- Oczywiście, że możesz… Jestem Gardienne, miło mi Cię poznać.
- Ja jestem Yvoni… - Uśmiechnęła się do mnie uroczo, ale zobaczyłam ten szaleńczy uśmiech… Uśmiech okryty krwią. – Nigdy wcześniej się nikomu nie przedstawiałam… Zwykle oglądałam tylko chowańce… Mogę Ci mówić na ty?
- Nie mam nic przeciwko. – Uśmiechnęłam się łagodnie.
- Widzisz… Pewnego dnia, gdy spałam ktoś umieścił ten znak na mojej korze… Mogłabyś go zdjąć? Myślę, że to jakiś zły urok, czuję przez to okropny ból…
Zerknęłam w to miejsce, rzeczywiście coś tam było. Yvoni ostrzegła mnie, że mam się nie przejmować, jakby ją bolało. Z jednej strony wiedziałam, że to pułapka, ale coś w środku kazało mi to zrobić. Pochyliłam się i zaczęłam ścierać znak. Moje ręce pokrywało coraz więcej krwi. Gdy znak zszedł już całkowicie, obraz przestał skakać, widziałam już tylko… prawdę.
Yvoni złapała mnie za szyję i przycisnęła do drzewa, poczułam, że się duszę…
- Haha… Jesteś naprawdę głupia… ale musisz mi wybaczyć, robię to wszystko dla Niego… On mnie wybrał, dostrzegł moje zalety…
- Yvoni… Nie jesteś taka. Nie jesteś potworem, czuje jeszcze gdzieś w Tobie duszę, duszę faery…
- Gardienne! – Usłyszałam głosy chłopaków. Odwróciłam się. Byli tam Ezarel, Nevra, Valkyon i Leiftan. Wszyscy gotowi do ataku.
- Nie, nie róbcie tego! – Krzyknęłam ochryple, wciąż miałam problem oddychać. – Yvoni… Pomogę Ci… - Wyciągnęłam rękę i przyłożyłam do jej policzka. – Nie bój się, ochronię Cię…
Poczułam coś dziwnego, przeszywające mnie w całym ciele ciepło. Jak ogień, który buchnął z mojej dłoni tamtego dnia…
- Czuję ciepło… - Powiedziała cicho. – Twoje oczy… Są takie piękne… Fioletowe, mieniące się błękitem i złotem… Kim jesteś…?
Zobaczyłam iskierki w jej oczach. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
- Wiem wszystko, co dzieje się w Eldaryi. Czuję każde cierpienie tego świata. Widzę prawdę nawet tam, gdzie jej nie widać… - Powiedziałam do niej łagodnie. - Już dobrze, już po wszystkim… Jestem Twoją przyjaciółką… - Jej uścisk zelżał. – Uratuję Cię… Nie masz się już czego bać…
Opuściła mnie całkiem, choć wciąż trzymała konar na mojej szyi, jednak jej nie uciskała. Nagle zobaczyłam za nią cień, a potem już tylko lecący w naszą stronę świecący pocisk. Dziewczyna krzyknęła z bólu.
- Nie, Yvoni, nie!!! – Spojrzałam w stronę chłopaków, ale nie mógł tego zrobić żaden z nich… Cień przemknął mi przed oczami jeszcze raz… I byłam prawie pewna, że wiem, kto to był… Chłopaki podbiegli do mnie.
- Gardienne, uciekaj stamtąd!
- Ale Yvoni!
- Idź! – Driada odepchnęła mnie od ognia, widziałam jej wyraz bólu, gdy płonęła. – Dziękuję Ci.. Za wszystko, dziękuję Ci… Uratowałaś mnie…
Jej wrzask zaczął rozchodzić mi się po uszach, Nevra i Ezarel wzięli mnie za ręce i pociągnęli z dala od ognia. Ogień buchnął mocniej, a ja poczułam na sobie czyjeś ciało. Ezarel osłonił mnie przed tym.
- Gdzie jest Leiftan? – Valkyon zapytał, ale zobaczyliśmy go jak wracał z drugiej części lasu.
- Nie złapałem go… - Westchnął.
- Czyś ty ZWARIOWAŁA! –Ezarel złapał mnie za ramiona. – Co Ci strzeliło do głowy, żeby tak wybiegać do lasu!?
- To czemu mnie nie goniłeś?!
- Leiftan zobaczył tego zamaskowanego gościa i zawahał się… Potem straciliśmy Cię z oczu. Wyjaśnił Nevra, po czym przyłożył szalik do ust. – Ugh… Co to za smród…?
- Więc ty też go czujesz? – Zapytałam pełna nadziei.
- Też to czuję.. Ezarel chciał przyłożyć dłoń do twarzy, ale krzyknął krótko w tym samym momencie – Jesteś ranna?! – Spojrzał na mnie i przyjrzał się mojej szyi. – Gdzieś krwawisz…
- Masz tą krew na rękach od czas, gdy byliśmy w laboratorium. W tamtej dziurze… Ona… - Spojrzałam na zwęglone zgliszcza – Ona składowała resztki… A ty je ze sobą przyniosłeś.
- Valkyon zaklął głośno. Wszyscy się rozejrzeli.
- To tu było wcześniej?! – Leiftan zakrył twarz, pewnie przez odór zgnilizny.
- Od samego początku… - Westchnęłam. – Nie mogłam zrozumieć, ze tego nie widzicie.
- Zaraz, wiedziałaś o tym przez cały czas!? – Elf spojrzał na mnie – I nic nie powiedziałaś?!
- Myślałam, że pomyślicie, że jestem chora psychicznie!
- Miałem to na rękach! Mogłaś mi chociaż powiedzieć!!
- Oh, tak, oczywiście! Słuchaj Ez, tak się składa, że byłeś w tamtej dziurze, gdzie jest pełno gnijących zwłok, utaplałeś się w tej starej krwi i masz to na rękach, tak, wiem, że jej nie widzisz, ale ona tam jest, serio!
- Przestańcie…! – Leiftan uspokoił nas delikatnie, lecz dobitnie.
- Poza tym to tak samo moja wina. – Dodał Valkyon. – Wiedziałem o wszystkim.
- Czemu powiedziała tylko Tobie?
- No… Z was wszystkich wydawał się osobą, która… - Zatrzymałam się, by zebrać myśli – Była najmniej… prawdopodobna, by powiedzieć o tym komuś innemu.
- Ale powinienem był. – Westchnął. Wyglądał, jakby czuł się winny.
- Chodźmy… Niebezpieczeństwa już nie ma, ale powinniśmy zdać raport Miiko.
- Czekaj, Leiftan.. – Ta ciepła iskierka w moim sercu nie dawała mi spokoju. Podeszłam do zgliszczy. – Yvoni… - Kucnęłam przy niej. Moja ręka sama powędrowała w odpowiednie miejsce, po chwili trzymałam go już w ręku. Kawałek kryształu.
- A więc był w niej… - Nevra wziął mi go z dłoni. – W takim razie i tak musielibyśmy ją zabić.
- Co!?
- Oszalała… nie pomoglibyśmy jej, poza tym trzeba było odzyskać kryształ.
- Mylisz się! Ten kryształ znaczy dla was więcej, niż czyjeś życie?! – Warknęłam.
- Ty jeszcze nie rozumiesz? – Elf podszedł bliżej - Ten kryształ to źródło naszego życia! Co jest ważniejsze, poświęcić jedno życie, czy tysiące?!
- Przecież mogliśmy ją uratować.
- To był potwór Gardienne – Nevra rzadko bywał tak poważny jak teraz. – Z nią nie dało się już nic zrobić.
- To dlaczego mnie uratowała?
Zamilkli na chwilę.
- Może miała chwilowy przebłysk świadomości, ale i tak…
- Skoro pojawił się taki „chwilowy przebłysk” to znaczy, że jej dusza jeszcze gdzieś tam była!
- Gardienne, ona zjadała ludzi! Po prostu połknęła odłamek kryształu i oszalała.
- Czyli kryształ to spowodował? Czym on w takim razie jest, skoro to wszystko jest przez niego? Jest dobry, czy zły!? Bo jak na razie wszystkie wasze problemy są wywołane nim!
Chłopaki wyglądali na wściekłych, tylko Leiftan kucnął przy mnie i powiedział łagodnie.
- Gardienne.. Z kryształem to trochę jak… Z bronią. Sama nazwa wskazuje, prawda? Służy do tego, by się.. Bronić. Ale jeśli jest w złych rękach, ktoś może używać jej by zabijać, a nie bronić się, prawda? Wszystko zależy od tego, jak się z danej rzeczy korzysta, tak samo jest z kryształem. W naszej kwaterze jest bezpieczny i służy do utrzymywania przy życiu tysięcy faery. Ale jeśli ktoś chce zagarnąć jego moc tylko dla siebie, staje się niebezpieczną, morderczą bronią, rozumiesz? Dlatego to takie ważne, byśmy zebrali wszystkie te kawałki. By nikt już nie cierpiał tak, jak Twoja przyjaciółka.
Patrzyłam na niego przez moment po czym przytaknęłam.
- Przepraszam… Po prostu… Tyle emocji…
- To zrozumiałe. – Valkyon położył mi dłoń na ramieniu – Dasz sobie radę? Wszystko w porządku.
- Tak…
- Jesteś strasznie blada, znowu mam Cię ponieść?
- Dzięki Nevra, ale dam radę… Czuję się tylko dziwnie zmęczona…
- Odpoczniesz jak wrócimy.
Ale pokręciłam głową.
- Najpierw… Musimy spotkać się z Miiko… - Odetchnęłam głęboko – A tego boję się chyba nawet bardziej niż powrotu do tego lasu…

2 komentarze:

  1. Nie wiem co powiedzieć, nawet słowo zajebiste tego nie potrafi ująć *.*
    Masz w sobie potenszjal dziewczyno (〜^∇^)〜
    Czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wohohoho, nie mogę się doczekać, gdy odkryjemy pochodzenie Rondelka :D Wkręciłam się, nie powiem, że nie.
    Podsyłam weny! ♥

    OdpowiedzUsuń