Zostałam uwięziona. Każdy w
straży mówił mi oczywiście, że mam się nie martwić, i to dlatego, że chcą dla
mnie jak najlepiej. Ykhar przyszła do mnie przed wieczorem zarzekając się, że
nic Miiko nie powiedziała. Uspokoiłam ją, że wiem, kto to zrobił.
- Powiedz mi… - Powiedziała mi
następnego dnia przy śniadaniu – Mówiłaś coś Valkyonowi? O tym, co może TO
powodować?
- Tak… - Powiedziałam z wahaniem
– Ale nie doszliśmy do żadnych wniosków.
- Rozumiem… Ale nie bój się,
wszystko będzie dobrze. Valkyon powiedział, że się przyjaźnicie, strasznie mi
przykro, że wtedy to wszystko tak przekręciłam. Kiedyś zrobiłam to samo, jak
Kero powiedział, że mnie lubi, najpierw pomyślałam, że ma na myśli no wiesz co,
ale przecież to Kero!
- Biedny Kero… - Pomyślałam.
Chociaż to Ykhar głównie mówiła,
bardzo lubiłam wspólne rozmowy. Dzięki niej nie czułam się tutaj taka samotna,
cieszę się, że mi wybaczyła. Poza tym miałam wrażenie, że bardzo zbliżyłyśmy
się do siebie.
Mimo zamknięcia w kwaterze nie
byłam bezużyteczna, robiłam proste potrzebne mikstury, czasem szłam na targ,
albo do schroniska pomóc w drobnych rzeczach. No i wciąż był mój dzień na
zrobienie deseru dla całej straży. Dzisiaj były to babeczki malinowe. Przez
żołądek do serca Miiko… Zrobiłam każdemu po 4 babeczki, choć i tak dla wielu
było to trochę za mało… Ostatecznie musiałam zrobić trochę więcej, gdyż ktoś
podwędził porcję moją i Ykhar.
Było tak spokojnie… Jednak ani
Ezarel (pomimo moich błagań, żeby dał sobie z tym spokój) nie był w stanie
znaleźć przyczyny w roślinach i grzybach, ani Ewelein, która kazała mi
przychodzić na badanie praktycznie codziennie. Valkyon zaczął mieć problemy z
wymykaniem się do jednego miejsca wciąż i wciąż… Rozmawiałam z nim o tym, że „tego” jest tam
pełno i może w końcu uda mu się „je” znaleźć. Ykhar podsłuchała naszą rozmowę.
Jednak okazało się, że nie pytała o szczegóły, tylko zgodziła się być partnerem
Valkyona do codziennych wypadów do dołu.
- Jesteś pewna? – Zapytał ją ostrożnie.
– Wiesz… Nie wiadomo co tam znajdziemy…
- Dopóki nie będzie tam spadeli,
nic mnie nie zrazi! – Odparła dziarsko.
Chyba lepiej, żeby nie wiedziała…
Piątkowego poranka zaszłam do
laboratorium, od razu uderzył mnie okropny, drażniący nozdrza zapach.
- Ez…Co tu tak śmierdzi? –
Zapytałam zasłaniając usta dłonią.
- Chyba Alajea zjadła dzisiaj za
dużo fasoli na śniadanie! – Zaśmiał się.
- Mówię poważnie… Nie da się tu
wytrzymać, nie czujesz tego? Co to…? – Spojrzałam na wiadro stające obok jego
biurka
- Oh… Nie znaleźliśmy nic w
roślinach i grzybach, więc wziąłem trochę ziemi stamtąd, żeby sprawdzić
minerały. Może to coś, co Ci szkodzi jest w glebie. W końcu musimy to znaleźć,
żebyś znowu mogła być użyteczna.
Podeszłam bliżej
- Ez… Twoje… ręce…
- Są trochę od ziemi, zaraz je
umyję.
Ale to nie była tylko ziemia…
Krew… Poczułam silny zapach stęchlizny, zajrzałam do wiadra. Wraz z ziemią
wymieszane były już w większym rozkładzie zwłoki jakiegoś faery. To właśnie to
wydzielało taki okropny zapach. Zemdliło mnie.
- Gardienne?
Nie wytrzymałam i podbiegłam do
umywalki. Ezarel przytrzymał mi włosy.
- No już, spokojnie, wyrzuć to z
siebie. – Powiedział pogodnie – Przynajmniej już wiemy, że znaleźliśmy to „coś”
co Ci szkodzi.
Oparłam dłonie o umywalkę
oddychając ciężko. Robiło mi się słabo, ten zapach nadal mnie mdlił.
- Wiem wszystko, co dzieje się w
Eldaryi. Czuję każde cierpienie tego świata. Widzę prawdę nawet tam, gdzie jej
nie widać…
- No już, chodź… Zaprowadzimy Cię
gdzieś z dala od tego.
Spojrzałam na niego… Jego ręce…
Teraz także moje włosy… Jego buty, rozkładające się ciała w lesie, przerażona
Serafina, ponurak, krew słaniających się na drzewach, rozpaczliwie walczących o
życie faery…
Zaczęłam krzyczeć, krzyczeć tak
jak w najgorszych horrorach.
- Hej, uspokój się… Hej! – Ze spokojnego
i rozbawionego Ezarel zrobił się wyraźnie przerażony, próbował mnie chwycić za
rękę, ale zaczęłam się odsuwać.
- N-nie nie zbliżaj się..
- Ale o co chodzi…
- Nie dotykaj mnie! Krew…
Wszędzie oni nie żyją…
- Gardienne… - Starał się mówić
łagodnie, choć głos mu drżał. – Pójdziemy do Ewelein, da Ci coś na uspokojenie…
- To wszystko moja wina, ja
wiedziałam, ja wszystko wiedziałam…! – Złapałam się za głowę, dotknęłam krwi,
którą Ezarel pozostawił na moich włosach. Obraz zaczął się rozmazywać. Ezarel
coś do mnie mówił, ale nie rozumiałam ani słowa. Zbliżył się do mnie…
Otworzyłam drzwi i wybiegłam.
- Gardienne, wracaj!- Pobiegł za
mną, ale zatrzymał go Nevra.
- Słyszałem krzyk, co ty jej
zrobiłeś!?
- Zostaw mnie, nie widzisz, że
coś jej się stało?!
Ale nawet się nie odwróciłam…
- Pomóż mi… - Usłyszałam głos w mojej głowie, ale był inny od
poprzednich.
- Wiem wszystko, co dzieje się w
Eldaryi. Czuję każde cierpienie tego świata. Widzę prawdę nawet tam, gdzie jej
nie widać…
- Widzę prawdę… - Powiedziałam do
siebie – To nie były iluzje, widziałam prawdę…! To właśnie to chciałaś mi
powiedzieć..
Pobiegłam w stronę bramy. Była
otwarta, Leiftan właśnie beształ Chrome’a, który najwyraźniej próbował się
wymknąć. Przebiegłam obok nich.
- Gardienne?
- Zatrzymaj ją!! – Usłyszałam Nevrę
i Ezarela biegnących dalej, doganiali mnie, ale byłam już za bramą. Biegłam,
biegłam jak jeszcze nigdy. Leiftan rzucił się za mną, ale jego kroki nagle ucichły.
Usłyszałam tylko jakieś zamieszanie, ale nie odwracałam wzroku z lasu.
Dotarłam do miejsca, w którym
ostatni raz widziałam ponuraka. Wcześniej nie chciałam tego widzieć. Teraz
poddałam się temu całkowicie. Wszędzie była krew.
Nie byłam pewna, dlaczego tu
przyszłam. Ale przypomniałam sobie moment, w którym Oracle wskazała na mnie
palcem. Poczułam wewnętrzny spokój. Ja miałam tu przyjść… Nie znalazłam się w
Eldaryi bez powodu. Strach zaczął znikać, zupełnie jakby jakaś obca siła
dodawała mi odwagi… Ruszyłam powoli, kierując się śladami krwi…
- Pomóż mi…
Zobaczyłam kobietę… Piękną,
odzianą w liście. Ale obraz zmieniał się jak na starym telewizorze. W jednym
momencie widziałam przerażoną nimfę, w drugim brudnego od krwi potwora, którego
liście już dawno opadły. Przełknęłam ślinę udając, że widzę tylko tę „dobrą”
stronę.
- A więc przyszłaś… - Jej głos
również się zmieniał. W jednym momencie słodki, w drugim szorstki, jak u
wiedźmy. – Bałam się, że nie przyjdziesz.
- Ale tu jestem, powiedz mi, co
się dzieje.
- No nie wiem… Nie wiem, czy mogę
Ci zaufać.
- Oczywiście, że możesz… Jestem
Gardienne, miło mi Cię poznać.
- Ja jestem Yvoni… - Uśmiechnęła
się do mnie uroczo, ale zobaczyłam ten szaleńczy uśmiech… Uśmiech okryty krwią.
– Nigdy wcześniej się nikomu nie przedstawiałam… Zwykle oglądałam tylko
chowańce… Mogę Ci mówić na ty?
- Nie mam nic przeciwko. –
Uśmiechnęłam się łagodnie.
- Widzisz… Pewnego dnia, gdy
spałam ktoś umieścił ten znak na mojej korze… Mogłabyś go zdjąć? Myślę, że to
jakiś zły urok, czuję przez to okropny ból…
Zerknęłam w to miejsce,
rzeczywiście coś tam było. Yvoni ostrzegła mnie, że mam się nie przejmować,
jakby ją bolało. Z jednej strony wiedziałam, że to pułapka, ale coś w środku
kazało mi to zrobić. Pochyliłam się i zaczęłam ścierać znak. Moje ręce
pokrywało coraz więcej krwi. Gdy znak zszedł już całkowicie, obraz przestał
skakać, widziałam już tylko… prawdę.
Yvoni złapała mnie za szyję i
przycisnęła do drzewa, poczułam, że się duszę…
- Haha… Jesteś naprawdę głupia… ale
musisz mi wybaczyć, robię to wszystko dla Niego… On mnie wybrał, dostrzegł moje
zalety…
- Yvoni… Nie jesteś taka. Nie
jesteś potworem, czuje jeszcze gdzieś w Tobie duszę, duszę faery…
- Gardienne! – Usłyszałam głosy
chłopaków. Odwróciłam się. Byli tam Ezarel, Nevra, Valkyon i Leiftan. Wszyscy
gotowi do ataku.
- Nie, nie róbcie tego! –
Krzyknęłam ochryple, wciąż miałam problem oddychać. – Yvoni… Pomogę Ci… -
Wyciągnęłam rękę i przyłożyłam do jej policzka. – Nie bój się, ochronię Cię…
Poczułam coś dziwnego,
przeszywające mnie w całym ciele ciepło. Jak ogień, który buchnął z mojej dłoni
tamtego dnia…
- Czuję ciepło… - Powiedziała cicho.
– Twoje oczy… Są takie piękne… Fioletowe, mieniące się błękitem i złotem… Kim
jesteś…?
Zobaczyłam iskierki w jej oczach.
Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
- Wiem wszystko, co dzieje się w
Eldaryi. Czuję każde cierpienie tego świata. Widzę prawdę nawet tam, gdzie jej
nie widać… - Powiedziałam do niej łagodnie. - Już dobrze, już po wszystkim…
Jestem Twoją przyjaciółką… - Jej uścisk zelżał. – Uratuję Cię… Nie masz się już
czego bać…
Opuściła mnie całkiem, choć wciąż
trzymała konar na mojej szyi, jednak jej nie uciskała. Nagle zobaczyłam za nią
cień, a potem już tylko lecący w naszą stronę świecący pocisk. Dziewczyna
krzyknęła z bólu.
- Nie, Yvoni, nie!!! – Spojrzałam
w stronę chłopaków, ale nie mógł tego zrobić żaden z nich… Cień przemknął mi
przed oczami jeszcze raz… I byłam prawie pewna, że wiem, kto to był… Chłopaki
podbiegli do mnie.
- Gardienne, uciekaj stamtąd!
- Ale Yvoni!
- Idź! – Driada odepchnęła mnie
od ognia, widziałam jej wyraz bólu, gdy płonęła. – Dziękuję Ci.. Za wszystko,
dziękuję Ci… Uratowałaś mnie…
Jej wrzask zaczął rozchodzić mi
się po uszach, Nevra i Ezarel wzięli mnie za ręce i pociągnęli z dala od ognia.
Ogień buchnął mocniej, a ja poczułam na sobie czyjeś ciało. Ezarel osłonił mnie
przed tym.
- Gdzie jest Leiftan? – Valkyon zapytał,
ale zobaczyliśmy go jak wracał z drugiej części lasu.
- Nie złapałem go… - Westchnął.
- Czyś ty ZWARIOWAŁA! –Ezarel złapał
mnie za ramiona. – Co Ci strzeliło do głowy, żeby tak wybiegać do lasu!?
- To czemu mnie nie goniłeś?!
- Leiftan zobaczył tego
zamaskowanego gościa i zawahał się… Potem straciliśmy Cię z oczu. Wyjaśnił
Nevra, po czym przyłożył szalik do ust. – Ugh… Co to za smród…?
- Więc ty też go czujesz? –
Zapytałam pełna nadziei.
- Też to czuję.. Ezarel chciał
przyłożyć dłoń do twarzy, ale krzyknął krótko w tym samym momencie – Jesteś ranna?!
– Spojrzał na mnie i przyjrzał się mojej szyi. – Gdzieś krwawisz…
- Masz tą krew na rękach od czas,
gdy byliśmy w laboratorium. W tamtej dziurze… Ona… - Spojrzałam na zwęglone
zgliszcza – Ona składowała resztki… A ty je ze sobą przyniosłeś.
- Valkyon zaklął głośno. Wszyscy
się rozejrzeli.
- To tu było wcześniej?! –
Leiftan zakrył twarz, pewnie przez odór zgnilizny.
- Od samego początku… -
Westchnęłam. – Nie mogłam zrozumieć, ze tego nie widzicie.
- Zaraz, wiedziałaś o tym przez
cały czas!? – Elf spojrzał na mnie – I nic nie powiedziałaś?!
- Myślałam, że pomyślicie, że
jestem chora psychicznie!
- Miałem to na rękach! Mogłaś mi
chociaż powiedzieć!!
- Oh, tak, oczywiście! Słuchaj
Ez, tak się składa, że byłeś w tamtej dziurze, gdzie jest pełno gnijących
zwłok, utaplałeś się w tej starej krwi i masz to na rękach, tak, wiem, że jej
nie widzisz, ale ona tam jest, serio!
- Przestańcie…! – Leiftan
uspokoił nas delikatnie, lecz dobitnie.
- Poza tym to tak samo moja wina.
– Dodał Valkyon. – Wiedziałem o wszystkim.
- Czemu powiedziała tylko Tobie?
- No… Z was wszystkich wydawał
się osobą, która… - Zatrzymałam się, by zebrać myśli – Była najmniej…
prawdopodobna, by powiedzieć o tym komuś innemu.
- Ale powinienem był. –
Westchnął. Wyglądał, jakby czuł się winny.
- Chodźmy… Niebezpieczeństwa już
nie ma, ale powinniśmy zdać raport Miiko.
- Czekaj, Leiftan.. – Ta ciepła
iskierka w moim sercu nie dawała mi spokoju. Podeszłam do zgliszczy. – Yvoni… -
Kucnęłam przy niej. Moja ręka sama powędrowała w odpowiednie miejsce, po chwili
trzymałam go już w ręku. Kawałek kryształu.
- A więc był w niej… - Nevra
wziął mi go z dłoni. – W takim razie i tak musielibyśmy ją zabić.
- Co!?
- Oszalała… nie pomoglibyśmy jej,
poza tym trzeba było odzyskać kryształ.
- Mylisz się! Ten kryształ znaczy
dla was więcej, niż czyjeś życie?! – Warknęłam.
- Ty jeszcze nie rozumiesz? – Elf
podszedł bliżej - Ten kryształ to źródło naszego życia! Co jest ważniejsze,
poświęcić jedno życie, czy tysiące?!
- Przecież mogliśmy ją uratować.
- To był potwór Gardienne – Nevra
rzadko bywał tak poważny jak teraz. – Z nią nie dało się już nic zrobić.
- To dlaczego mnie uratowała?
Zamilkli na chwilę.
- Może miała chwilowy przebłysk
świadomości, ale i tak…
- Skoro pojawił się taki „chwilowy
przebłysk” to znaczy, że jej dusza jeszcze gdzieś tam była!
- Gardienne, ona zjadała ludzi!
Po prostu połknęła odłamek kryształu i oszalała.
- Czyli kryształ to spowodował?
Czym on w takim razie jest, skoro to wszystko jest przez niego? Jest dobry, czy
zły!? Bo jak na razie wszystkie wasze problemy są wywołane nim!
Chłopaki wyglądali na wściekłych,
tylko Leiftan kucnął przy mnie i powiedział łagodnie.
- Gardienne.. Z kryształem to
trochę jak… Z bronią. Sama nazwa wskazuje, prawda? Służy do tego, by się..
Bronić. Ale jeśli jest w złych rękach, ktoś może używać jej by zabijać, a nie
bronić się, prawda? Wszystko zależy od tego, jak się z danej rzeczy korzysta,
tak samo jest z kryształem. W naszej kwaterze jest bezpieczny i służy do
utrzymywania przy życiu tysięcy faery. Ale jeśli ktoś chce zagarnąć jego moc
tylko dla siebie, staje się niebezpieczną, morderczą bronią, rozumiesz? Dlatego
to takie ważne, byśmy zebrali wszystkie te kawałki. By nikt już nie cierpiał
tak, jak Twoja przyjaciółka.
Patrzyłam na niego przez moment
po czym przytaknęłam.
- Przepraszam… Po prostu… Tyle
emocji…
- To zrozumiałe. – Valkyon położył
mi dłoń na ramieniu – Dasz sobie radę? Wszystko w porządku.
- Tak…
- Jesteś strasznie blada, znowu
mam Cię ponieść?
- Dzięki Nevra, ale dam radę…
Czuję się tylko dziwnie zmęczona…
- Odpoczniesz jak wrócimy.
Ale pokręciłam głową.
- Najpierw… Musimy spotkać się z
Miiko… - Odetchnęłam głęboko – A tego boję się chyba nawet bardziej niż powrotu
do tego lasu…
Nie wiem co powiedzieć, nawet słowo zajebiste tego nie potrafi ująć *.*
OdpowiedzUsuńMasz w sobie potenszjal dziewczyno (〜^∇^)〜
Czekam na nexta <3
Wohohoho, nie mogę się doczekać, gdy odkryjemy pochodzenie Rondelka :D Wkręciłam się, nie powiem, że nie.
OdpowiedzUsuńPodsyłam weny! ♥