niedziela, 11 czerwca 2017

Rozdział IV



Ezarel zbliżył się do ekranu mojego telefonu.
- Chyba… Nie będziemy mieszkać w tym? – Zapytał zaniepokojony. Nie mogłam się powstrzymać, żeby się nie roześmiać.
- Nie, nie… tu są zdjęcia.
- Zdjęcia..?
Otworzyłam aparat, zrobiłam mu zdjęcie i pokazałam mu.
- Niesamowite! To tak, jakbyś zaklęła mnie w tym urządzeniu… Chyba nie zamknęłaś tam mojej duszy, co?
- Nie, spokojnie. To tylko zdjęcie. Tak jakby… Kopia obrazu rzeczywistego, który akurat jest w tym momencie… - Patrzył na mnie niepewnie, chyba nie do końca zrozumiał. – To trochę jak idealny obraz.
- Oh…
- W każdym razie, poszukajmy mieszkania.
Siedzieliśmy nad tym dobrych kilka godzin. Najpierw chciałam wynająć kawalerkę. Okazało się jednak, że raczej nie wyżyjemy zbyt długo w jednym pokoju. Postanowiliśmy poszukać dwupokojowych, jednak już teraz doszło do kłótni nad rozdzieleniem pokoi. Mimo wszystko udało nam się dojść do porozumienia. Poszukaliśmy najtańszych mieszkań do 2000zł, trzypokojowych. Na takie było nas stać, przynajmniej na razie. Potem można, a raczej trzeba pójść do pracy.
- A to?
- Odpada, za drogie.
- Pisze 2000zł, tyle możemy wydać, sama tak mówiłaś.
- Tak, ale są jeszcze koszty ukryte.
- To znaczy?
- Sam zobacz. – Pokazałam mu opis ogłoszenia. 2000zł + czynsz 650zł
- Niezła zagrywka…
Szukaliśmy dalej.
- Ale syf…
- Tego nie weźmiemy…
Było kilka ogłoszeń, które nas zainteresowały, jednak potrzebowaliśmy mieszkania wolnego od zaraz, a nie za miesiąc, co znacznie uszczupliło nasz wybór.  Wykonałam dwa telefony do mieszkań, które się nadawały, ale zostały już zarezerwowane.
- A to? Jest ładne i w cenie. Może nie ma komfortów, ale…
- Odpowiada mi. – Ezarel postanowił nie robić problemów, choć widziałam, że to mieszkanie dalekie od jego standardów.
Zadzwoniłam, po krótkiej rozmowie umówiliśmy się na obejrzenie go jutro o jedenastej rano.
- No, został nam cały wieczór… Szczerze mówiąc padam ze zmęczenia.
- Macie w tym zegarek, niesamowite! – Ezarel bawił się telefonem – Przydałoby się nam coś takiego w Eldaryi, od razu wiesz co się dzieje.
- Tak, ale wtedy przeciwnicy też by to mieli. – Zauważyłam.
- A propos, w Twoim świecie są też nasi ludzie, wiesz o tym?
- Nie, nie wiedziałam. Ale… W takim razie czemu nie powiedziałeś, możemy się z nimi skontaktować!
- No właśnie nie możemy… Nigdy ich nie widziałem, nawet nie wiem, jak się nazywają. To będzie cud jeśli na jakiegoś wpadniemy.
- Nie macie jakiegoś tajnego kodu, czy czegoś takiego?
- Może i mamy, ale ja go nie znam. Nigdy nie byłem na misji po żywność. Domyślam się jednak, że pracują w takim miejscu, żeby mieć do niej lepszy dostęp. – Zamyślił się.
- Przy okazji, też musimy sobie znaleźć pracę…
Spodziewałam się protestów, albo tekstów typu „szlachta nie pracuje” ale usłyszałam jedynie
- Chyba masz rację… Tylko gdzie? W waszym świecie nie mam… Kwalifikacji.
- Do pracy z ludźmi też się nie nadajesz. Za mało wiesz o tym świecie, możesz nas wydać… Jedyne co mi przychodzi na myśl to… - Wiedziałam, że mu się to nie spodoba – praca fizyczna.
Rzeczywiście się skrzywił, ale nadal nie zaprotestował. Chyba musiał to przemyśleć.
- Jeszcze mamy trochę czasu, przeszukamy oferty… Na razie skupmy się na mieszkaniu.
Dyskutowaliśmy jeszcze trochę, szukając też wyjść awaryjnych z sytuacji. Jeśli nie uda nam się wynająć jeszcze mieszkania poszukamy innego hotelu.
- Po prostu graj w moje gry, albo w ogóle się nie odzywaj i będzie w porządku.
Wynieśliśmy się z hotelu około dziesiątej rano, po śniadaniu. Ezarel wyraźnie źle spał, narzekał na bóle pleców i wciąż ziewał.
Dotarliśmy pod odpowiedni adres przed jedenastą, ale kobieta wpuściła nas mimo wcześniejszej godziny.
- Państwo już z walizkami? – Zapytała zdziwiona – Chyba się państwo już zdecydowali!
- Widzi pani, taka niemiła historia, my jesteśmy z Warszawy, mieliśmy już zarezerwowane mieszkanie, wczoraj mieliśmy się wprowadzić, ale gdy przyjechaliśmy kobieta uznała, że jednak postanowiła zostawić mieszkanie swojej córce i zostaliśmy na lodzie z bagażami!
- Ah, no widzi pani, są tacy ludzie… - Przyglądała się Ezarelowi dziwnie – To pani… brat?
- Nie, nie… To mój… - Spojrzałam na pierścionek na ręce – Narzeczony! – Pokazałam dłoń kobiecie. Na szczęście nachyliła się nad pierścionkiem i nie zobaczyła miny Ezarela.
- Ah, to gratulacje! Widzę, zaczynacie wspólne życie…
Najpierw obejrzeliśmy mieszkanie. Okazało się jednak, że nie ma wszystkich mebli, które były w ogłoszeniu.
- A gdzie łóżka z dwóch pokoi? – Zapytał Ezarel starając się brzmieć normalnie.
- Ah… Musiałam je zabrać, mam jeszcze jedno mieszkanie, wprowadziła się tam rodzina z dziećmi, a łóżko, które mieli było w fatalnym stanie… Nie wspomniałam o tym w ogłoszeniu? Ale państwo są przecież niedługo przed ślubem, prawda? To chyba nie problem? Jest duża rozkładana sofa w salonie.
Ezarel już chciał się odezwać, ale powstrzymałam go szybko.
- Ależ nie, oczywiście, że nie problem! Chciałam tylko czasami zaprosić mamę na noc.
- Mogę państwu załatwić tamte łóżka, ale dopiero w przyszłym tygodniu…
- Nie, nie, załatwimy we własnym zakresie, dziękuję!
Pozostałe rzeczy nam odpowiadały.
- Takie duże mieszkanie… Planujecie państwo założyć wkrótce rodzinę?
- Może jeszcze nie teraz… - Mruknął Ezarel.
- Chcieliśmy wziąć moją teściową pod nasz dach na jakiś czas, biedna kobieta, została sama po śmierci męża.
- Oh, bardzo mi przykro. – Kobieta zwróciła się do elfa, ale ten zapewnił ją, że już się z tym pogodził. Na szczęście nie robił scen.
Spisaliśmy umowę. Zrobiliśmy to na mnie, gdyż Ezarel nie miał dokumentów. Oczywiście kobieta zapytała go o imię.
- Ezarel. – Odpowiedział, zanim zdążyłam go powstrzymać.
- Ezarel? – Spojrzała na niego zdziwiona.
- Tak, urodził się we Francji, jego ojciec był francuzem! – Odpowiedziałam szybko.
- Ah, rozumiem.
Wszystko poszło sprawnie, udało nam się nawet utargować 50zł z ceny, byłam więc zadowolona. Zapłaciliśmy pierwszą wpłatę miesięczną, porozmawialiśmy jeszcze chwilę i dostaliśmy nasze upragnione klucze.  
- Co to jest „Francuz”? – Zapytał mnie wreszcie elf, gdy kobieta wyszła. – Brzmiało jak obelga…
- Nie ufasz mi? – Zapytałam szczebiocząc.
- I co Ci odwaliło z tym narzeczonym?!
- Nie tak głośno, sąsiedzi nas usłyszą! – Warknęłam. – Niektórzy ludzie w wieku tej kobiety nie są przyjaźnie nastawieni do tego, że dziewczyna mieszka z „kolegą”. Nawet do chłopaków robią problemy, narzeczony lepiej brzmi. Nie chciałam też robić z Ciebie brata, bo wpadlibyśmy przez imię!
Odburknął coś niezrozumiałego.
- W każdym razie budżet nam się właśnie bardzo uszczuplił, a nie mamy dwóch łóżek. Musimy jeszcze kupić jakieś ubrania, nie możemy codziennie chodzić w tym samym.
- Nie możemy kupić kilku par  tych samych ubrań? – Zdziwił się.
- Na ziemi tak się nie chodzi…
- Coraz mniej lubię tą Twoją „ziemię”. – Westchnął elf.

5 komentarzy:

  1. Hahahahaha narzeczony :D
    Biedny Ez... Jego duma została stargana:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi pasuje, że mają tylko jedno łóżko. ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże kocham tego fanfica *0*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że już o mnie zapomniałaś! .O_O.

      Usuń
    2. To źle myślałaś 😏

      Usuń