piątek, 9 czerwca 2017

Rozdział II



Co do „bycia w domu” bardzo się myliłam. Byliśmy jednak na ziemi, to pewne. Z daleka widziałam migoczące światła jakiegoś większego miasta. Ezarel wstał, otrzepał się i zwrócił w kierunku z którego przybyliśmy.
- Czyli zrobili portal na dwie osoby… Przynajmniej udało nam się im przeszkodzić. – Spojrzał na powóz. – Obawiam się, że dary będą musiały tu zostać, nie wezmę ich przez grzybowy krąg.
- Nie weźmiesz?
Ezarel spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Miiko Ci nie tłumaczyła? Rzeczy, które nie są istotami żyw…
- Nie o to mi chodzi! – Żachnęłam się.- Zostawisz mnie tu?
- A czy ty przypadkiem nie chciałaś tu WRÓCIĆ?
- Gdzie ja mam niby wracać?! Mnie tu już NIE MA! – Wydarłam się na niego, łzy stanęły mi w oczach. – Ja tu już nie istnieję!!
Elf zamilkł. Widocznie zrobiło mu się głupio.
- Chcesz… Wrócić ze mną?
- Nie wiem! – Warknęłam. Usiadłam przy drzewie plecami do elfa.
- Musisz się zdecydować… Za jakieś pół godziny będę miał gotowy grzybowy krąg.
Nie odpowiedziałam. Tak bardzo chciałam tu wrócić, ale teraz…? Gdzie mam iść? Nie mam ze sobą niczego, mam trochę pieniędzy w walizce, w mojej kurtce, chyba 100zł…
Dopiero myśląc o kurtce zwróciłam uwagę na pogodę. Było chłodno, ale nie zimno. Musiała być późna wiosna, może lato…? Musiał minąć prawie rok… Może dwa miesiące różnicy.
Ezarel przygotowywał składniki, stworzenie grzybowego kręgu nie było trudne, tylko trochę pracochłonne. Elf nie odzywał się do mnie, ale zerkał co chwila w moją stronę, udawałam, że nie patrzę.  Nie mogę wrócić do domu, nikt mnie tu już nie zna… moje dyplomy, studia… Są nic nie warte, nie istnieją. Mogłabym iść do jakiegoś szpitala i powiedzieć, że mam amnezję… Nie, zamknęliby mnie jeszcze w psychiatryku… Prawdy tym bardziej nie mogę powiedzieć… Ale przecież nie wrócę do Eldaryi…
- Skończyłem. – Oznajmił w końcu. – Cóż, pozbędę się najlepszych ciuchów… Chociaż, gdybym je założył…
Milczałam. On odwrócił się w moją stronę.
- Wracasz…?
- Nie wiem.
- Portal będzie aktywny trzy godziny… W razie gdybyś jednak chciała wrócić.
Nie odpowiedziałam.
- Będzie mi Ciebie brakowało… - Powiedział to tak cicho, że ledwie usłyszałam.
Wziął swoją walizkę, wyjął z niej kilka rzeczy i pozakładał jedno na drugie. Przyglądałam się temu z ukosa. Spojrzał na mnie ostatni raz.
- Może… Jednak się jeszcze kiedyś zobaczymy… Ale jeśli nie… - Podszedł do mnie i kucnął przy mnie. – Przepraszam Cię. Gdybym wiedział, że tak szybko będziesz miała okazję wrócić..
- Wiem… Nikt nie mógł wiedzieć.
- Mam nadzieję, że Twoje życie mimo wszystko się ułoży…
- Tak.. – Powiedziałam w zamyśleniu. – Żegnaj Ezarelu… Wybaczam Ci tamto…
Poczułam nagłą pustkę w sercu. Chyba w głębi duszy wiedziałam, że z nim nie wrócę. Nie chciałam wracać.
- Żegnaj… Naprawdę mi przykro…
Wszedł do grzybowego kręgu.
- Co do…?
Skoczył w nim kilka razu, obszedł go dookoła.
- Coś nie tak?- Zapytałam.
- Nie widać? Nie działa, powinienem już zniknąć.
- Może coś źle zrobiłeś?
- Nie, na pewno nie… - Sprawdził coś w notesie. – Wszystko się zgadza.
- Ubrania? – Zasugerowałam.
- Może…
Wyszedł z kręgu, zdjął nadmiar ubrań i wrzucił je z powrotem do walizki. Znów wszedł do grzybowego kręgu, ale znów stał w miejscu.
- Nie rozumiem… Dlaczego?
- Nie wiem… - Przygryzł wargę. Był wściekły, albo nawet lekko panikował.
- Nie ma innych sposobów na powrót?
- Są, ale nie mam na nie składników…
- Przykro mi. – Odparłam. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć.
- Przykro? Przykro?! Zdajesz sobie sprawę, co się stało?! Utknąłem właśnie w zupełnie obcym świecie, o którym nawet nie mam pojęcia!
- Witaj w moim świecie… - Odrzekłam.
- Miło mi. – Burknął na mnie. – Co ty możesz wiedzieć…? Powianiem teraz przekazać ważne informacje Miiko, a jestem tu uziemiony nie wiadomo na jak długo!
- Akurat ja najlepiej wiem, jak się czujesz… - Spojrzał na mnie i wyraźnie się zmieszał.
Utkwił wzrok w ziemi, oboje zamilkliśmy.
- Spróbuję jeszcze raz.
Zrobił nowy grzybowy krąg, ja sięgnęłam po kurtkę z walizki. Ezarel wykonał kolejne dwie próby, obie skończyły się tak, jak pierwsza. Zamknęłam oczy, starałam się nie wpaść w panikę.
- Czyli musimy zrobić szałas… - Elf westchnął i zabrał się za zbieranie drewna.
- Nie możemy. – Odpowiedziałam szybko łapiąc go za rękaw. – To park miejski, policja nas złapie.
- Policja?
- Poza tym rano zejdą się tutaj ludzie… Czekaj! – Powiedziałam, gdy chciał się wtrącić – daj mi pomyśleć.
Oblizałam usta i zaczęłam spokojnie, a raczej na tyle spokojnie, na ile potrafiłam.
- Mógłbyś związać włosy tak, żeby zakryć całkiem uszy?
- Mogę je trwale zamaskować eliksirem. W Eldaryi mogę zrobić przeciwny eliksir, żeby je odzyskać. Choć muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że ta wiedza kiedykolwiek mi się przyda.
Ezarel był poważny. To rzadki przypadek widzieć go takiego. Ale w końcu to szef straży. Widać zasłużył na to stanowisko.
- Dobrze… Mam trochę pieniędzy, kupimy jedzenie i wynajmiemy jakiś tani nocleg. – Mój wzrok skierował się na klejnoty dla Huang Hua. - Ezarel…
- Hmn?
- To nie będzie nam już potrzebne, prawda?
- Nie… Co chcesz zrobić?
- Sprzedać. Potrzebujemy pieniędzy na pokój i jedzenie.  Jak myślisz, jak długo tu zostaniemy?
Wzrok Ezarela znów powędrował w stronę portalu, który znikł za nami.
- Ja… Oh na wszystkie smoki! Nikt nie wie nawet, że tu jesteśmy, nie wiadomo, czy w ogóle zaczną nas szukać!
- Więc co proponujesz?
- Robić grzybowy krąg co jakiś czas i sprawdzać, czy działa… Ewentualnie może uda nam się zebrać składniki na inny rodzaj powrotu. Jestem pewien, że będą nas szukać, ale nie tu…
- Może Rawist in powie…? W końcu Miiko rozmawia z chowańcami, prawda? Ponoć Shwarc powiedział jej, ile dni nas nie było z Chromem, kiedy wróciliśmy z Jaspisu.
- O ile go nie złapali tamci bandyci. Poza tym… Nie jestem pewien, czy ten chowaniec w ogóle wiedział, co się właściwie stało. No i Miiko nie „rozmawia” z chowańcami, to znaczy nie zna ich języka. To bardziej było zadanie pytania i słuchanie ile razy piśnie.
- To znaczy, że jesteśmy tutaj… Ech. Posłuchaj, obawiam się, że beze mnie nie poradzisz sobie w tym świecie, jak ktoś Cię znajdzie i dowie się, że jesteś elfem, mamy przechlapane.
- Wiem o tym – Powiedział, chyba niezbyt zadowolony z tego faktu, ale nie miał wyboru…
- Poza tym, nie możesz się dziwnie zachowywać, bo zaczepi nas policja.
- Ta „policja” wygląda na niezłych tyranów…
- Nie, po prostu pilnują porządku. To coś jak straż Eel, tylko… Bardziej rygorystyczna.
Ezarel wyglądał trochę jak małe dziecko, które zgubiło mamę w markecie i pyta o drogę. Słuchał tego co mówię bardzo uważnie, nawet robił w notesie notatki.
- Więc co proponujesz?- Zapytał widząc, że milczę.
- Poczekaj, to trudniejsze, niż myślisz… Myślę, że… Po pierwsze musimy pozbyć się powozu i musimy wziąć rzeczy dla Huang Hua. – Podeszłam do tego, co zostało z naszego powozu. Próbowałam podnieść skrzynię z podarkami, ale była za ciężka. – Chyba wszystkiego nie weźmiemy…
- Same podarki są lekkie, skrzynia jest ciążka dla… Zaimponowania ilością podarków. – Uśmiechnął się diabelsko, widać zrobili to celowo - Możemy je poprzekładać do naszych walizek.
Tak właśnie zrobiliśmy. W kurtce znalazłam jeszcze dokumenty, dobrze, że ich nie wyrzuciłam… No i Ezarel.
- Ez, trzeba będzie Ci zrobić lewe dokumenty.
- Lewe? Chcesz zrobić coś nielegalnego?
- Nie mamy wyboru… Oficjalnie nie istniejesz, mi został jeszcze portfel w kurtce, mam w nim dowód osobisty, a bez tego nie wynajmiesz nawet mieszkania.
- To gdzie będziemy spać?
- Mam trochę pieniędzy… Bardzo mało, ale wystarczy nam na pokój na jedną noc i trochę jedzenia. Zorientuję się, gdzie jesteśmy, mówię po angielsku, więc gdziekolwiek to nie jest jakoś sobie poradzimy. Rano trzeba będzie szybko coś sprzedać, najlepiej w jakimś lombardzie. Pewnie dadzą nam mniej niż to warte, ale potrzebujemy pieniędzy bardzo szybko. No i nie możemy sprzedać za dużo na raz.
- Dlaczego?
- Bo albo… Ktoś nas napadnie, jak zobaczy, że wieziemy w walizkach tonę kosztowności, albo jak to znajdą pomyślą, że ukradliśmy, a nie mamy żadnych dowodów na to, że nabyliśmy to uczciwie…
- Nie możemy powiedzieć, że dostaliśmy w spadku..?
- Od kogo? I czemu nie zapłaciliśmy podatku? Kim wy w ogóle jesteście?
- Podatku…? – Elf był zmieszany, wtrącił mi się w monolog, który prowadziłam dalej.
- Nie możemy zwracać na siebie zbyt dużej uwagi, rozumiesz? I tak, podatku.
- Musicie zapłacić jak dostaniecie prezent?!
- Normalnie nie, ale jeśli przekracza on jakąś wartość.. To myślę, że tak.
- W każdym razie, dasz radę pozbyć się powozu?
- Szkoda pięknego powozu.. – Westchnął. Sprawdził, czy wszystko wzięliśmy, polał powóz jakimś eliksirem, a ten spalił się na popiół.
Ja w tym czasie rozejrzałam się po okolicy. Szybko znalazłam ścieżkę i znak.
- Jesteśmy w parku szczytnickim! – Wykrzyknęłam.
- To źle?
- To mój kraj! Tylko nie moje miasto… Szczerze mówiąc nigdy tu nie byłam.
- Poradzimy sobie…?
- Musimy. Przeczekajmy tu do rana i znajdźmy jakiś hotel.

2 komentarze:

  1. Jej ale Gardzia jest opanowana. I wynajmą razem pokój w hotelu! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się super opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń