Co do „bycia w domu” bardzo się
myliłam. Byliśmy jednak na ziemi, to pewne. Z daleka widziałam migoczące
światła jakiegoś większego miasta. Ezarel wstał, otrzepał się i zwrócił w
kierunku z którego przybyliśmy.
- Czyli zrobili portal na dwie osoby…
Przynajmniej udało nam się im przeszkodzić. – Spojrzał na powóz. – Obawiam się,
że dary będą musiały tu zostać, nie wezmę ich przez grzybowy krąg.
- Nie weźmiesz?
Ezarel spojrzał na mnie
pobłażliwie.
- Miiko Ci nie tłumaczyła?
Rzeczy, które nie są istotami żyw…
- Nie o to mi chodzi! – Żachnęłam
się.- Zostawisz mnie tu?
- A czy ty przypadkiem nie
chciałaś tu WRÓCIĆ?
- Gdzie ja mam niby wracać?! Mnie
tu już NIE MA! – Wydarłam się na niego, łzy stanęły mi w oczach. – Ja tu już
nie istnieję!!
Elf zamilkł. Widocznie zrobiło mu
się głupio.
- Chcesz… Wrócić ze mną?
- Nie wiem! – Warknęłam. Usiadłam
przy drzewie plecami do elfa.
- Musisz się zdecydować… Za
jakieś pół godziny będę miał gotowy grzybowy krąg.
Nie odpowiedziałam. Tak bardzo
chciałam tu wrócić, ale teraz…? Gdzie mam iść? Nie mam ze sobą niczego, mam
trochę pieniędzy w walizce, w mojej kurtce, chyba 100zł…
Dopiero myśląc o kurtce zwróciłam
uwagę na pogodę. Było chłodno, ale nie zimno. Musiała być późna wiosna, może
lato…? Musiał minąć prawie rok… Może dwa miesiące różnicy.
Ezarel przygotowywał składniki,
stworzenie grzybowego kręgu nie było trudne, tylko trochę pracochłonne. Elf nie
odzywał się do mnie, ale zerkał co chwila w moją stronę, udawałam, że nie
patrzę. Nie mogę wrócić do domu, nikt mnie
tu już nie zna… moje dyplomy, studia… Są nic nie warte, nie istnieją. Mogłabym iść do jakiegoś szpitala i powiedzieć, że mam amnezję…
Nie, zamknęliby mnie jeszcze w psychiatryku… Prawdy tym bardziej nie mogę
powiedzieć… Ale przecież nie wrócę do Eldaryi…
- Skończyłem. – Oznajmił w końcu.
– Cóż, pozbędę się najlepszych ciuchów… Chociaż, gdybym je założył…
Milczałam. On odwrócił się w moją
stronę.
- Wracasz…?
- Nie wiem.
- Portal będzie aktywny trzy
godziny… W razie gdybyś jednak chciała wrócić.
Nie odpowiedziałam.
- Będzie mi Ciebie brakowało… -
Powiedział to tak cicho, że ledwie usłyszałam.
Wziął swoją walizkę, wyjął z niej
kilka rzeczy i pozakładał jedno na drugie. Przyglądałam się temu z ukosa.
Spojrzał na mnie ostatni raz.
- Może… Jednak się jeszcze kiedyś
zobaczymy… Ale jeśli nie… - Podszedł do mnie i kucnął przy mnie. – Przepraszam
Cię. Gdybym wiedział, że tak szybko będziesz miała okazję wrócić..
- Wiem… Nikt nie mógł wiedzieć.
- Mam nadzieję, że Twoje życie
mimo wszystko się ułoży…
- Tak.. – Powiedziałam w
zamyśleniu. – Żegnaj Ezarelu… Wybaczam Ci tamto…
Poczułam nagłą pustkę w sercu.
Chyba w głębi duszy wiedziałam, że z nim nie wrócę. Nie chciałam wracać.
- Żegnaj… Naprawdę mi przykro…
Wszedł do grzybowego kręgu.
- Co do…?
Skoczył w nim kilka razu, obszedł
go dookoła.
- Coś nie tak?- Zapytałam.
- Nie widać? Nie działa,
powinienem już zniknąć.
- Może coś źle zrobiłeś?
- Nie, na pewno nie… - Sprawdził
coś w notesie. – Wszystko się zgadza.
- Ubrania? – Zasugerowałam.
- Może…
Wyszedł z kręgu, zdjął nadmiar
ubrań i wrzucił je z powrotem do walizki. Znów wszedł do grzybowego kręgu, ale
znów stał w miejscu.
- Nie rozumiem… Dlaczego?
- Nie wiem… - Przygryzł wargę.
Był wściekły, albo nawet lekko panikował.
- Nie ma innych sposobów na
powrót?
- Są, ale nie mam na nie
składników…
- Przykro mi. – Odparłam. Nie
wiedziałam, co mam mu powiedzieć.
- Przykro? Przykro?! Zdajesz
sobie sprawę, co się stało?! Utknąłem właśnie w zupełnie obcym świecie, o
którym nawet nie mam pojęcia!
- Witaj w moim świecie… -
Odrzekłam.
- Miło mi. – Burknął na mnie. –
Co ty możesz wiedzieć…? Powianiem teraz przekazać ważne informacje Miiko, a
jestem tu uziemiony nie wiadomo na jak długo!
- Akurat ja najlepiej wiem, jak
się czujesz… - Spojrzał na mnie i wyraźnie się zmieszał.
Utkwił wzrok w ziemi, oboje
zamilkliśmy.
- Spróbuję jeszcze raz.
Zrobił nowy grzybowy krąg, ja
sięgnęłam po kurtkę z walizki. Ezarel wykonał kolejne dwie próby, obie
skończyły się tak, jak pierwsza. Zamknęłam oczy, starałam się nie wpaść w panikę.
- Czyli musimy zrobić szałas… -
Elf westchnął i zabrał się za zbieranie drewna.
- Nie możemy. – Odpowiedziałam
szybko łapiąc go za rękaw. – To park miejski, policja nas złapie.
- Policja?
- Poza tym rano zejdą się tutaj
ludzie… Czekaj! – Powiedziałam, gdy chciał się wtrącić – daj mi pomyśleć.
Oblizałam usta i zaczęłam
spokojnie, a raczej na tyle spokojnie, na ile potrafiłam.
- Mógłbyś związać włosy tak, żeby
zakryć całkiem uszy?
- Mogę je trwale zamaskować
eliksirem. W Eldaryi mogę zrobić przeciwny eliksir, żeby je odzyskać. Choć muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że ta wiedza kiedykolwiek mi się
przyda.
Ezarel był poważny. To rzadki
przypadek widzieć go takiego. Ale w końcu to szef straży. Widać zasłużył na to
stanowisko.
- Dobrze… Mam trochę pieniędzy,
kupimy jedzenie i wynajmiemy jakiś tani nocleg. – Mój wzrok skierował się na
klejnoty dla Huang Hua. - Ezarel…
- Hmn?
- To nie będzie nam już
potrzebne, prawda?
- Nie… Co chcesz zrobić?
- Sprzedać. Potrzebujemy
pieniędzy na pokój i jedzenie. Jak
myślisz, jak długo tu zostaniemy?
Wzrok Ezarela znów powędrował w
stronę portalu, który znikł za nami.
- Ja… Oh na wszystkie smoki! Nikt
nie wie nawet, że tu jesteśmy, nie wiadomo, czy w ogóle zaczną nas szukać!
- Więc co proponujesz?
- Robić grzybowy krąg co jakiś
czas i sprawdzać, czy działa… Ewentualnie może uda nam się zebrać składniki na
inny rodzaj powrotu. Jestem pewien, że będą nas szukać, ale nie tu…
- Może Rawist in powie…? W końcu
Miiko rozmawia z chowańcami, prawda? Ponoć Shwarc powiedział jej, ile dni nas
nie było z Chromem, kiedy wróciliśmy z Jaspisu.
- O ile go nie złapali tamci
bandyci. Poza tym… Nie jestem pewien, czy ten chowaniec w ogóle wiedział, co
się właściwie stało. No i Miiko nie „rozmawia” z chowańcami, to znaczy nie zna
ich języka. To bardziej było zadanie pytania i słuchanie ile razy piśnie.
- To znaczy, że jesteśmy tutaj…
Ech. Posłuchaj, obawiam się, że beze mnie nie poradzisz sobie w tym świecie,
jak ktoś Cię znajdzie i dowie się, że jesteś elfem, mamy przechlapane.
- Wiem o tym – Powiedział, chyba
niezbyt zadowolony z tego faktu, ale nie miał wyboru…
- Poza tym, nie możesz się
dziwnie zachowywać, bo zaczepi nas policja.
- Ta „policja” wygląda na
niezłych tyranów…
- Nie, po prostu pilnują
porządku. To coś jak straż Eel, tylko… Bardziej rygorystyczna.
Ezarel wyglądał trochę jak małe
dziecko, które zgubiło mamę w markecie i pyta o drogę. Słuchał tego co mówię
bardzo uważnie, nawet robił w notesie notatki.
- Więc co proponujesz?- Zapytał
widząc, że milczę.
- Poczekaj, to trudniejsze, niż
myślisz… Myślę, że… Po pierwsze musimy pozbyć się powozu i musimy wziąć rzeczy
dla Huang Hua. – Podeszłam do tego, co zostało z naszego powozu. Próbowałam
podnieść skrzynię z podarkami, ale była za ciężka. – Chyba wszystkiego nie
weźmiemy…
- Same podarki są lekkie,
skrzynia jest ciążka dla… Zaimponowania ilością podarków. – Uśmiechnął się
diabelsko, widać zrobili to celowo - Możemy je poprzekładać do naszych walizek.
Tak właśnie zrobiliśmy. W kurtce
znalazłam jeszcze dokumenty, dobrze, że ich nie wyrzuciłam… No i Ezarel.
- Ez, trzeba będzie Ci zrobić
lewe dokumenty.
- Lewe? Chcesz zrobić coś
nielegalnego?
- Nie mamy wyboru… Oficjalnie nie
istniejesz, mi został jeszcze portfel w kurtce, mam w nim dowód osobisty, a bez
tego nie wynajmiesz nawet mieszkania.
- To gdzie będziemy spać?
- Mam trochę pieniędzy… Bardzo
mało, ale wystarczy nam na pokój na jedną noc i trochę jedzenia. Zorientuję
się, gdzie jesteśmy, mówię po angielsku, więc gdziekolwiek to nie jest jakoś
sobie poradzimy. Rano trzeba będzie szybko coś sprzedać, najlepiej w jakimś
lombardzie. Pewnie dadzą nam mniej niż to warte, ale potrzebujemy pieniędzy
bardzo szybko. No i nie możemy sprzedać za dużo na raz.
- Dlaczego?
- Bo albo… Ktoś nas napadnie, jak
zobaczy, że wieziemy w walizkach tonę kosztowności, albo jak to znajdą pomyślą,
że ukradliśmy, a nie mamy żadnych dowodów na to, że nabyliśmy to uczciwie…
- Nie możemy powiedzieć, że
dostaliśmy w spadku..?
- Od kogo? I czemu nie
zapłaciliśmy podatku? Kim wy w ogóle jesteście?
- Podatku…? – Elf był zmieszany,
wtrącił mi się w monolog, który prowadziłam dalej.
- Nie możemy zwracać na siebie
zbyt dużej uwagi, rozumiesz? I tak, podatku.
- Musicie zapłacić jak
dostaniecie prezent?!
- Normalnie nie, ale jeśli
przekracza on jakąś wartość.. To myślę, że tak.
- W każdym razie, dasz radę
pozbyć się powozu?
- Szkoda pięknego powozu.. –
Westchnął. Sprawdził, czy wszystko wzięliśmy, polał powóz jakimś eliksirem, a
ten spalił się na popiół.
Ja w tym czasie rozejrzałam się
po okolicy. Szybko znalazłam ścieżkę i znak.
- Jesteśmy w parku szczytnickim!
– Wykrzyknęłam.
- To źle?
- To mój kraj! Tylko nie moje
miasto… Szczerze mówiąc nigdy tu nie byłam.
- Poradzimy sobie…?
- Musimy. Przeczekajmy tu do rana
i znajdźmy jakiś hotel.
Jej ale Gardzia jest opanowana. I wynajmą razem pokój w hotelu! <3
OdpowiedzUsuńZapowiada się super opowiadanie :D
OdpowiedzUsuń