(Prolog jest konieczny, jest on tylko
zobrazowaniem 1 odcinka Eldaryi!)
- Jesteś taka podobna do swojej
prababci, Gardie! – Mama znów rozczulała się nad moimi zdjęciami z dzieciństwa.
Szkoda tylko, że w akompaniamencie trzech ciotek, trzech wujków, babci, dziadka
i całego mojego kuzynostwa.
- Do was jakoś nie jestem podobna…
- Mruknęłam licząc na to, że może uda się zmienić temat i matka zamknie w końcu
ten przeklęty album.
- Czy ja wiem… - Babcia przyjrzała
mi się badawczo – Myślę, że jesteś mieszana, dlatego tak bardzo nie widać. Ale
wyglądasz identycznie jak moja matka, nawet kolor oczu ten sam!
Westchnęłam cicho widząc, jak moi
nastoletni kuzyni właśnie podśmiechują się z moich nagich zdjęć niemowlęcych.
- A jak Ci idzie szukanie pracy? –
Ciotka wprawdzie zmieniła temat, ale nie uratowała mnie tym, wpadłam z deszczu
pod rynnę…
- Pomału… Ale mam kolejną ofertę
na oku…
- Tyle razy jej mówiłam, żeby nie
szła na angielski, wiadomo, że po tym nie ma pracy! – I znów moja matka narzeka
- Mogła iść na farmację, jak Katherine, właśnie, jak Kate sobie radzi w pracy w
aptece?
Nie chciało mi się już tego
słuchać. Chociaż były to imieniny mojej mamy, nie chciałam tam dłużej siedzieć
i wysłuchiwać narzekań na mój temat. Zawsze porównywała mnie do kuzynki Katherine,
ale tym razem powoli miałam dość. Mogła sobie darować przy całej rodzinie, poza
tym na angielskim też nie było łatwo! Gramatyka opisowa, Łacina, Literatura, a
nawet WOS! Poza tym zdałam wszystko bez poprawki, nie moja wina, że nie jestem
dobra z chemii! Ale nie, do mojej matki to nie dociera!
Westchnęłam. Czasem miałam
wrażenie, że nie pasuję do tego miejsca…
Poszłam do pobliskiego lasu.
Zawsze chodziłam tutaj, gdy chciałam pobyć sama. Mało kto tu przychodzi. Ruszyłam
ścieżką, podziwiając po drodze smugi światła przedostające się z koron drzew, oświetlające…
Właśnie. Co to?
Podeszłam bliżej. Snop światła
padał właśnie na polanę… Na której rosło mnóstwo grzybów! Coś jednak było z
nimi nie tak… Przyjrzałam im się.
Tworzyły idealne koło.
- Ależ ta natura potrafi! –
Mruknęłam do siebie, wkładając nogę w środek grzybowego kręgu…
***
To było bardzo dziwne. W jednej
chwili znajdowałam się w moim ulubionym lesie, bawiąc się w księżniczkę
grzybowego królestwa, a w drugiej siedziałam na zimnej, gładkiej podłodze z
bolącym tyłkiem i gwiazdkami w oczach. Jednak gdy pierwszy szok minął,
spostrzegłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Jednak z drugiej strony…
Wiedziałam, że to coś jest przyjazne… Ogromny, błękitny kryształ. Od razu
zapragnęłam go dotknąć, jego blask wprost mnie zahipnotyzował…
- Co ty tutaj robisz?
Spojrzałam na dziewczynę rodem z
cosplayu Ahri.
- Odpowiadaj! - Warknęła na mnie z taką miną, że aż się
cofnęłam. Jednak gdy otworzyłam usta, obie usłyszałyśmy okropny hałas.
- Co znowu?! – Dziewczę wyraźnie
miało okropny temperament. – Jamon, znasz procedury! – Wybiegła z sali. W
pierwszej chwili pomyślałam, że zostawiła mnie samą… I to byłoby znacznie
lepsze niż to, co wyrosło tu przede mną.
-D-dzień dobry…? – Zawsze warto
spróbować, jednak bestia, bo inaczej nie dało się nazwać tego.. czegoś…
Chwyciła mnie i zaczęła ciągnąć przez korytarze, aż po schodach do piwnicy.
- P-puść mnie! – Do oczy
napłynęły mi łzy, bestia trzymała mnie trochę zbyt mocno…W końcu wrzucił mnie
do celi.
- Ty zostać tutaj.
- Jednak umiesz mówić! Wyciągnij
mnie stąd! – Zawołałam za nim, ale zignorował. – Proszę…
- Jestem tu sama… Całkiem sama…
Ja… Chcę do domu… - Zaczęłam głośno szlochać. Nie przeszkadzała mi już matka
wywodząca wszem i wobec, że powinnam robić farmację, nie przeszkadzali mi
kuzyni, ani babcia, ani… Chcę do domu… Do mojego kota, do mojego chłopaka, choć
dopiero zaczęliśmy się spotykać, do mojej przyjaciółki Ewy… To musi być sen, to
na pewno sen.
Nie wiedziałam, ile czasu już
minęło. Przez chwilę nawet zdawało mi się, że widziałam w wodzie jakieś
błyszczące oczy. Z jednej strony tą klatkę chyba nie łatwo dosięgnąć… Ale… Po
tym wszystkim co zobaczyłam, nic mnie nie zaskoczy. Chociaż jednak się myliłam.
Coś, a raczej ktoś mnie zaskoczył. Jakiś zamaskowany mężczyzna otworzył drzwi
klatki. Chciałam zapytać „kim jesteś” ale gdy tylko otworzyłam usta dał mi
znak, że mam milczeć. Rozejrzałam się po okolicy. Szybko dostrzegłam wyjście.
Odwróciłam się w stronę mego wybawcy, jednak jego już nie było…
Nie miałam zamiaru tutaj zostawać…
Pobiegłam w stronę wyjścia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz