W poniedziałkowy poranek założyłam
cienką bluzkę z długim rękawem. Nie chciałam, żeby ktokolwiek to zobaczył. W ogóle
nie chciałam tego zrobić. Mama od razu zapytała, czy nie będzie mi za ciepło,
ale odparłam, że wczoraj było chłodno, a przed południem ma padać. W drodze do
szkoły z przyzwyczajenia co chwila podwijałam rękaw, ale łapiąc się na tym,
zaraz szybko go opuszczałam. Było widać opatrunek, więc musiałam uważać. Po
wejściu do szkoły zobaczyłam Kim, Irys i Violettę.
- Słyszałam, że byłaś u Lysandra,
co u niego słychać – Irys zapytała zaniepokojona, Kim zaraz po niej dodała.
- Wszystko w porządku,
dziewczyno? Barbie Cię nagaduje?
- Nie, nie! – Odparłam szybko,
uśmiechnęłam się najbardziej szczerze, jak tylko umiałam. Powoli fałszywy
uśmiech wchodził mi w krew. – Po prostu do teraz na samo wspomnienie przechodzą
mnie ciarki, to było straszne. –
Przyznałam. – Ale z Lysandrem jest coraz lepiej. Jest trochę oszołomiony, ale
dochodzi do siebie.
- Wiedziałyśmy, że będziesz coś
wiedzieć. W końcu jesteście z Lysandrem blisko. – Violetta uśmiechnęła się do
mnie. Przez chwilę spojrzałam na nią zaskoczona, ale uśmiechnęłam się znowu.
- Skądże. – Próbowałam zapanować
nad łamiącym się głosem.- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie ukryjesz tego przed nami –
Kim znów posłała mi dość charakterystyczny uśmiech. Spojrzałam na nią. Znów z
tym samym uśmiechem.
- On już kogoś kocha. –
Powiedziałam spokojnie. Wszystkie trzy spojrzały na mnie dziwnie.
- Ale… - Irys zaczęła, jednak
przerwałam jej szybko.
- Zaraz zacznie się historia. –
Zaśmiałam się lekko, bardziej z nerwów – Faraz nie będzie zadowolony, jak się
spóźnimy.
* * *
Dzień przeleciał dość spokojnie.
Rozalii nie było dzisiaj w szkole, ale z tego co słyszałam od dziewczyn, butik
Leo był dzisiaj otwarty. Widocznie wrócił już do pracy, w końcu był zamknięty
cały tydzień, a Lysandrowi się poprawiło…
Tak… Poprawiło…
Nie umiałam powstrzymać
westchnięcia. Choć usiadłam dzisiaj sama Alexy popatrzył na mnie zmartwiony z
ławki obok.
- Lavielle, czy wszystko… - Przerwał
mu dzwonek. Wolałam uniknąć tej rozmowy. Wyszłam szybko na korytarz i zaczęłam
grzebać w szafce.
- Proszę, proszę, kogo my tu
mamy, co? – Amber stanęła przede mną razem z Li i Charlotte. – Czyżbyś zdążyła
zniszczyć życie już całej szkole? Lysander chyba już naprawdę nie mógł z Tobą
wytrzymać, że wskoczył pod samochód.
Spojrzałam na nie w szoku. Jak można
żartować z czegoś takiego?! Ale… W jednym miała rację. Jej życie zniszczyłam.
Miała prawo mnie nienawidzić… Możliwe… Możliwe, że życie Lysandra też bym
zniszczyła…
Spuściłam wzrok.
- Zobacz, nawet nie może
zaprzeczyć. – Charlotte popchnęła mnie na ziemię.
- Zostawcie ją.
Kastiel zaszedł je od tyłu.
- Kastiel… - Zaczęła Amber –
Przecież… Już po lekcjach…
- Tak, ale chciałem ją
odprowadzić do domu.
Amber zamurowało.
- Idźcie już stąd. – Gdy to powiedział,
Amber spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić. Kastiel odprowadził je
wzrokiem.
- Wszystko gra? – Chwycił mnie za
nadgarstek, żeby pomóc mi wstać…
- Auć! – Cofnęłam szybko rękę.
Kastiel spojrzał na mnie niepewnie.
- Zrobiły Ci coś?
- Nie… To tylko…
- Pokaż! – Był poważny. Nie zważając
na moje protesty pociągnął mnie i podciągnął mi rękaw. Staliśmy przez chwilę w
milczeniu.
- Ty tak poważnie…?
- Ja… Zacięłam się dziś rano, jak…
- Idziemy.
- C-co?
- Idziemy. Do Rozalii
- Nie mogę… Mam szlaban…
- Twoi rodzice jeszcze są w
pracy, idziemy.
Nie miałam wyboru, musiałam za
nim pójść. Trzymał mnie za drugą rękę, żeby nie zrobić mi krzywdy, ale mimo
wszystko ciągnął mnie dość mocno…
O.O coraz ciekawiej. . .
OdpowiedzUsuń:o
OdpowiedzUsuńTo dopiero drugi rozdział, a takie genialne!
Ja to ogólnie jeśli chodzi o SF jestem Team Kastiel xD
UsuńAle czytam już inne fanfictions z Kastielem(tzn w dwóch bohaterka ma dylemato kiedy Kastielem i innym chłopakiem, nieważne xD), Lys to mój WS2, więc chętnie poczytam i jedno z Lysandrem(pierwsze, które czytałam z Lysem, było bardzo fajne).
Usuń